Na początku lat dziewięćdziesiątych niewiele zawodniczek wzbudzało na bieżni większą furorę niż Marie-Jose Perec. Urodzona na Gwadelupie reprezentantka Francji pod wieloma względami wyglądała na naturalną następczynię Florence Griffith-Joyner. Miała bić rekordy i pisać złotą historię, co w dużej mierze jej się udało. Na koniec pozostał jednak ogromny niesmak, bo cały świat zobaczył legendę sprintu opuszczającą Sydney tuż przed startem igrzysk. Przed kim lub przed czym uciekała? Sprawa do dziś budzi wiele wątpliwości.
Na czwarte igrzyska w karierze leciała jako zawodniczka spełniona. W Atlancie zdobyła podwójne złoto – na 200 i 400 metrów. Na dłuższym z tych dystansów jako pierwsza w historii obroniła tytuł. Ustanowiła także olimpijski rekord, do którego przez kolejne 23 lata nie zbliżyła się żadna z biegaczek nowej generacji. Obok Michaela Johnsona była jedną z twarzy tamtej imprezy. Francuzi bezgranicznie ją uwielbiali i rozpieszczali – w długiej historii nie mieli lepszej lekkoatletki.
W Sydney nic już właściwie nie musiała. Poważni fachowcy nie liczyli na dużo, bo nie było ku temu podstaw. W 1997 roku podczas mistrzostw świata Marie przebrnęła pierwszą fazę eliminacji, ale potem zrezygnowała z powodu kontuzji. To był początek kłopotów, a eksploatowane przez lata do granic możliwości ciało coraz częściej wysyłało sygnały ostrzegawcze. Po kilkunastu miesiącach było jeszcze gorzej i Perec w końcu poszła do lekarzy. Tam usłyszała, że jest zakażona wirusem Epsteina-Barr, który doprowadził do mononukleozy zakaźnej.
Schorzenie to jest znane jako “choroba pocałunków”. Do objawów należą między innymi przewlekłe zmęczenie i uporczywe bóle głowy. Marie w końcu podjęła leczenie, ale cenny czas mijał. Potem próbowała zrestartować karierę, ale do Australii leciała jako pocztówka z przeszłości. W gronie startujących na 400 metrów większe emocje budziła choćby faworytka gospodarzy – Cathy Freeman.
Znana z kaprysów Perec mimo braku formy była postrzegana przez australijskie media jako główna rywalka ich ulubienicy. W 2000 roku Marie stawała się obiektem coraz szerzej zakrojonej medialnej kampanii nienawiści, w której stopniowo puszczały kolejne hamulce. Otwarcie spekulowano na przykład na temat jej włosów. Jedna z najlepszych biegaczek świata musiała się potem tłumaczyć, że… nie nosi peruki.
Co wydarzyło się w hotelu?
Nic zatem dziwnego, że Francuzka jeszcze przed rozpoczęciem igrzysk miała dość Australii. Dodatkowym problemem była sama wioska olimpijska. Perec twierdziła, że hałas i zamieszanie dodatkowo ją przytłaczają oraz uniemożliwają koncentrację. W związku z tym dostała zakwaterowanie w kameralnym hotelu, ale tam szybko namierzyli ją dziennikarze, a potem kibice. Sytuacja szybko z powrotem zrobiła się napięta.
– Mam wrażenie, że ci ludzie są w stanie sfabrykować wszystko, by tylko mi dopiec. Nigdy w życiu nie widziałam czegoś takiego! To zachowanie nie jest w porządku i bardzo mnie dotknęło. Z dnia na dzień ci dziennikarze tworzą kolejne plotki, a potem wszędzie za mną łażą. Spędziłam w hotelu trzy dni i nie zdążyłam wyjść nawet na jeden trening – żaliła się biegaczka na swojej stronie internetowej.
Zamieszanie rozpoczęło się już na lotnisku, gdzie osaczona przez dziennikarzy Perec w akcie desperacji odepchnęła nawet jednego z fotografów. Wielka rywalizacja z Cathy Freeman rozpoczęła się już w 1996 roku – tam Francuzka wygrała nieznacznie w olimpijskim finale. Kolejne sezony należały jednak do Australijki, która dwukrotnie zgarnęła złoto mistrzostw świata. Gdy Perec wracała na bieżnię po perypetiach zdrowotnych, jej rywalka była na 400 metrów niepokonana od wielu miesięcy. Wielki pojedynek w Sydney nie doszedł do skutku. Dlaczego? Oto wersja Francuzki przekazana mediom przez agenta:
– Marie została napadnięta w hotelu. Mężczyzna po prostu wtargnął do jej pokoju. i powiedział jej, że znajdzie ją w każdym miejscu. Ostrzegł ją, że informowanie policji nie ma sensu, bo nie zrobią nic, by jej pomóc. W związku z tym podjęła decyzję, by wycofać się ze startu w igrzyskach. Coś takiego wydarzyło się nie po raz pierwszy, a ona ma tego po prostu dość – oznajmił zszokowanym kibicom Annick Avierinos.
Perec uciekła w czwartek, a w piątek miały się rozpocząć eliminacje. Towarzyszył jej Anthuan Maybank – amerykański złoty medalista z Atlanty w sztafecie 4×400 metrów. Parę zatrzymano na moment w Singapurze po tym jak biegacz… zaatakował australijskiego kamerzystę, który dla jednej z tamtejszych stacji polował na Francuzkę nawet poza granicami kraju.
Francuzi umywają ręce
W samej Australii też działo się dużo. Władze hotelu kategorycznie zaprzeczały, by mogło dojść do napadu. Włamania nie potwierdzały też zapisy monitoringu oraz – co wydaje się kluczowe – elektroniczny system zamykania pomieszczeń. W dużym skrócie nic poza zeznaniami Francuzki nie wspierało jej wersji. Nie było nawet żadnych innych świadków.
W domu lekkoatletka mogła liczyć na wyjątkowo chłodne przyjęcie. Prezes Francuskiego Komitetu Olimpijskiego otwarcie mówił o swoich wątpliwościach w sprawie jak to ujął “werbalnej agresji”. Szef lekkoatletycznej federacji poszedł nawet dalej. – Marie uciekła stamtąd jak złodziejka. Mogła zakończyć karierę w dobrym stylu, ale zaczęła się dziwnie zachowywać. Ucierpiała przez to cała Francja – komentował Philippe Lamblin.
Australijskie media były za to wniebowzięte. Oczywiście szybko pojawiły się kolejne brudne spekulacje – według niektórych zawodniczka miała uciec w obawie przed dopingową wpadką, ale na to jednak brakuje jakichkolwiek dowodów. Dziennik “Daily Telegraph” całe zamieszanie podsumował tytułem podsumowującym całą kampanię skierowaną przeciwko Perec – “Mademoiselle la Chicken”.
Być może sprawa jest dużo prostsza niż się wydaje. Francuzka to nie pierwsza i nie ostatnia sportowa legenda, która nie potrafiła sobie poradzić z najbardziej wymagającym rywalem – czasem. Po finale igrzysk w Atlancie nie wygrała już żadnego startu na 400 metrów. Na każdym kroku pojawiały się kolejne problemy zdrowotne. Próbowała rewolucji szkoleniowych i treningowych, ale nic nie przynosiło efektu. To wszystko – w połączeniu z presją wścibskich mediów – mogło zaprowadzić Perec na skraj załamania nerwowego.
Taką teorię zdaje się wspierać także historia przedolimpijskich występów Francuzki. W ostatniej chwili wycofała się z aż pięciu startów – w trzech przypadkach miała bezpośrednio rywalizować z Freeman. Ostatecznie na bieżni pojawiła się tylko dwa razy i obu przypadkach zawiodła. W Lozannie na 200 metrów uzyskała przeciętny czas (22,71 s) i przegrała z Debbie Ferguson, która w Sydney była dopiero piąta. Na tym samym mityngu rywalka z Australii w wielkim stylu wygrała na 400 metrów.
Odkryta przez przypadek
Na samym początku niewiele wskazywało, że skromna dziewczyna z Gwadelupy będzie mieć takie problemy. W młodości sport w ogóle jej nie zajmował – wolała łowić ryby i bawić się na plaży. Jedna z nauczycielek odkryła jednak, że długonoga nastolatka potrafi na krótkim odcinku przyspieszyć jak nikt w okolicy. Marie sprawdziła się w końcu w pierwszych poważnych zawodach – nigdy wcześniej nie korzystała nawet z bloków startowych. Mimo to w debiucie wygrała i wypełniła minimum pozwalające myśleć o starcie w mistrzostwach Francji.
Niedługo potem Perec zrozumiała, że sport może być jedyną szansą na ucieczkę z malutkiej wyspy. Po przenosinach do Europy nie wszystko jednak wypaliło. Zawodniczka nie mogła dogadać się z trenerem, który zaczął zmuszać ją do startów na 200 metrów. Marie wtedy lepiej czuła się na dystansie dwa razy dłuższym i w końcu zrezygnowała. Przez jakieś dwa lata podejmowała się najróżniejszych zajęć – na przykład pracy w pizzerii. W 1987 roku na powrót do sportu namówił ją ówczesny chłopak.
Dobrze, że to zrobił – Perec już po kilku miesiącach pobiła rekord kraju i wywalczyła olimpijską przepustkę. W Seulu przebrnęła pierwszą fazę, ale w ćwierćfinale uzyskała najgorszy wynik w gronie 32 startujących. Dzięki temu na spokojnie mogła jednak obejrzeć popis genialnej Florence Griffith-Joyner w finale, która pobiła rekord świata. Francuska “Gazela” – jak nazywały ją krajowe media – przedstawiała się szerokiej publiczności podczas mistrzostw świata trzy lata później.
W 1991 roku była po operacji kolana, a rokowania wcale nie były najlepsze. Dodatkowo Marie skarżyła się na zaburzenia żywienia, które skomplikowały przygotowania na ostatniej prostej. A w Tokio w świetnej formie na 400 metrów była nastoletnia Niemka – Grit Breuer. Perec zrobiła jednak swoje – triumfowała w każdym eliminacyjnym starcie oraz w finale. Tam pobiła rekord kraju i uzyskała wynik, który dawał jej miejsce w pierwszej dziesiątce najlepszych czasów w historii.
Popisy na wielkiej scenie
Podczas igrzysk w Barcelonie miało być trochę łatwiej. Breuer została przyłapana na dopingu i w ogóle nie pojawiła się na zawodach. Kamery patrzą więc na Olhę Bryzhinę – obrończynię tytułu z Seulu. Perec jest jednak na fali, a w decydującej rozgrywce ma startować z piątego toru. Krajowe media wyczuwają symbolikę – tak samo było 24 lata w przypadku Colette Besson, jedynej francuskiej złotej medalistki IO na tym dystansie.
Finał jest popisem Marie. Wygrywa w wielkim stylu, łamiąc po drodze po raz pierwszy barierę 49 sekund. Sezon kończy bijąc także życiówkę na 200 metrów i na kolejny rok ma nowy ambitny plan – chce zdobyć złoto mistrzostw świata na krótszym z tych dystansów. Ten zamysł komplikują jednak kolejne urazy. W finale Perec sama rzuca sobie kłody pod nogi. Widząc, że nie ma szans dogonić zwycięskiej Merlene Ottey… demonstracyjnie zwalnia i ostatecznie kończy na czwartym miejscu. Potem przeprasza, ale za to medalu od nikogo nie dostaje.
Kolejne miesiące stoją pod znakiem konfliktów z trenerem i zmiany środowiska. Francuzka ostatecznie decyduje się na rebelię i dołącza do sprinterskiej grupy nadzorowanej przez Johna Smitha – byłego 400-metrowca. Dzięki temu na co dzień trenuje z Mauricem Greenem i Ato Boldonem, a postępy przychodzą szybko. Za radą nowego szkoleniowca Marie zaczyna biegać także na 400 metrów przez płotki, ale poważniejsze plany na tym dystansie biorą w łeb z powodów zdrowotnych.
Przed igrzyskami w Atlancie główny cel jest jeden – to obrona tytułu na 400 metrów. Trudno w to uwierzyć, ale taka sztuka nie udała się wcześniej żadnej zawodniczce w historii! Do tego doszła ambitna próba walki o medal na 200 metrów, gdzie stawka nie wydawała się mocno wyśrubowana. Oba starty miały diametralnie różny przebieg. Na koronnym dystansie Perec pobiła rekord życiowy, ustanawiając jeden z najlepszych wyników w historii. Na mecie wyprzedziła świetnie dysponowaną Cathy Freeman, być może podpisując tym samym na siebie wyrok w kontekście igrzysk w Sydney.
Najszybsze zawodniczki w historii biegu na 400 metrów kobiet:
- 1. Marita Koch – 47.60 (1985)
- 2. Jarmila Kratochvilova – 47.99 (1983)
- 3. Salwa Eid Naser – 48.14 (2019)
- 4. Marie Jose Perec – 48.25 (1996)
- 5. Olha Bryzhina – 48.27 (1985)
- 6. Shaunae Miller-Uibo – 48.37 (2019)
- 7. Tatana Kocembova – 48.59 (1983)
- 8. Cathy Freeman – 48.63 (1996)
- 9. Sanya Richards – 48.70 (2005)
- 10. Valerie Brisco-Hooks – 48.84 (1984)
Przebieg rywalizacji na 200 metrów był jednak na swój sposób absurdalny – Francuzka lepszy czas uzyskała w półfinale niż w wygranym finale! Tam w decydującej rozgrywce popsuła święto celującej w upragnione złoto 36-letniej Merlene Ottey. Czas z półfinału był za to… najlepszym na światowych listach w całym sezonie.
Kolejne lata stały pod znakiem kolejnych kontuzji. Perec próbowała stworzyć się na nowo, ale po przygodach w Sydney zniknęła. W 2001 roku poinformowała o zakończeniu kariery, ale chciała wrócić dwa lata później podczas mistrzostw świata w Paryżu. Zdrowie nie pozwoliło, ale Marie pozostała przy sporcie. Próbowała sił jako ekspertka telewizyjna podczas igrzysk w Atenach, ale szybko się z tego wycofała. – Byłam w tym po prostu fatalna – skomentowała wiele lat później ze śmiechem.
Mimo to postanowiła pracować nad sobą w tej dziedzinie. Skończyła studia związane z marketingiem sportowym i zaczęła nawet pisać felietony. Dziś nie ma już oporów przed występowaniem w telewizji – w 2019 roku wzięła udział w jednym z najpopularniejszych francuskich programów rozrywkowych. Olimpijską przygodę z Sydney podsumowała w biografii, a poza tym jest spełniona i na co dzień realizuje się także jako matka i żona. Na szczęście od dawna nie musi już przed nikim uciekać…
KACPER BARTOSIAK
Fot. Newspix.pl
Bardzo ciekawy i fajnie napisany artykuł. Pozdrawiam. 🙂