Ten mecz na długo zostanie nam w pamięci. Zaczęło się źle – bo Zenit Kazań łatwo wygrał pierwszego seta. Potem było wspaniale – bo ZAKSA Kędzierzyn Koźle grała tak, że nie dało się jej zatrzymać. Cały spektakl kończył się jednak thrillerem rozdzielonym na kilka części. Polski zespół nie wykorzystał pięciu piłek meczowych w czwartym secie i dał się zaskoczyć w piątym. Ale wygrał złotą partię i awansował do finału Ligi Mistrzów!
Zadanie mogło wydawać się proste – bo jeśli wygrywasz mecz na wyjeździe, to czemu masz tego nie powtórzyć tego na własnym parkiecie? – ale wcale takie nie było. Jasne, ZAKSA w tym sezonie idzie jak burza, w rozgrywkach ligowych prawie nie traciła punktów, a Rosjan w pierwszym meczu pokonała 3:2. Ale jednak – Zenit Kazań to zespół, który stać na wielkie rzeczy. Zespół, który, jeśli ma dobry dzień, może pokonać każdego, każdym wynikiem.
Dzisiaj podopieczni Wladimira Alekny potrzebowali zwycięstwa – wygrana w trzech lub czterech setach dawała im bezpośredni awans, a w pięciu – przedłużała nadzieje. Co musiała zaś zrobić ZAKSA? Najlepiej nie przegrać. Po prostu. A nawet jeśli – to tylko wynikiem 2:3, a następnie wygrać złotego seta.
To jest ZAKSA!
Powiemy tak – w pierwszej partii kędzierzynianie robili to, co najtrudniejsze, czyli w miarę skutecznie przyjmowali zagrywkę. Inna sprawa, że Zenit błyszczał również w innych elementach siatkarskiego rzemiosła. Stawiał zabójczy blok, bezlitośnie wykorzystywał kontry – generalnie w dzisiejszy mecz wszedł kapitalnie. Mieliśmy zatem powody do obaw, że w kolejnym secie pójdzie za ciosem, ale na szczęście – tak się nie stało, bo ZAKSA wróciła do gry. Zresztą typowo dla niej.
Nawet najbardziej optymistyczni kibice mogli zwątpić po pierwszej partii, ale kędzierzynianie mają to do siebie, że często wchodzą z opóźnieniem w mecz. Dziś nie było inaczej, a ich przemiana wyglądała fenomenalnie. Zespół Nikoli Grbica po prostu zaczął grać jak z nut. Benjamin Toniutti dyrygował, Łukasz Kaczmarek szalał zarówno na zagrywce, jak i w ataku, a Kamil Semeniuk znowu wyglądał tak, jak nas do tego ostatnio przyzwyczaił. Zresztą możemy chwalić pojedynczych zawodników, ale prawda jest taka, że w polskiej ekipie działało wszystko. Wynik 25:16 w II secie to najmniejszy wymiar kary, jaki otrzymał Zenit.
W kolejnej partii nic się nie zmieniało. Kędzierzynianie niemal nie popełniali błędów, a zawodnicy Zenitu coraz bardziej się gubili (zawiódł m.in. Bartosz Bednorz, którego Alekno wysłał na ławkę i Polak już się z niej nie podniósł). Choć trzeba przyznać, że mieli w ekipie jednego, naprawdę niezłomnego, zawodnika. Earvin N’Gapeth, który w Kazaniu nie uniósł roli lidera, dzisiaj był sobą. Na przemian prowokował pod siatką polskich zawodników i kończył piekielnie trudne piłki. A przy tym – przyjmował w punkt. Ale wiecie, sam niczego zdziałać nie mógł. Dlatego ZAKSA objęła prowadzenie 2:1.
Nie mamy już paznokci do obgryzania!
Podopieczni Grbica naprawdę mogli wywalczyć bilet do finału już w czwartej partii. Byli tego naprawdę blisko. Ale… nie wykorzystali pięciu piłek meczowych. Czyli tyle samo, ile Zenit w pierwszym półfinałowym starciu. I po zaciętej walce okazało się, że będziemy mieli tiebreaka.
Jeśli wasze ciśnienie było już niebezpiecznie podniesione i liczyliście, że tym razem uda się uniknąć horroru, to cóż… miała miejsce powtórka z rozrywki. ZAKSA prowadziła, potem miała piłki na skończenie spotkania, ale koniec końców – tę wojnę nerwów znowu wygrali Rosjanie, 20:18. To oznaczało tyle, że sprawy przejdą do złotego seta. Czyli tak naprawdę dostaliśmy drugiego tie-breaka.
A jego poziom był kosmiczny. Naprawdę. Jeden i drugi zespół stanął na wysokości zadania. Ale tylko kędzierzynianie mieli Kamila Semeniuka. Ten swoim serwisem wypracował parę punktów przewagi, których ostatecznie ZAKSA nie dała sobie wyrwać. I to mimo tego, że N’Gapeth cały czas grał swoje, a Maksim Michajłow kończył niemal każdą piłkę. Mimo tego, że u gości zastąpienie Bednorza Fiodorem Woronkowem okazało się strzałem w dziesiątkę. Polski zespół tej jakości siatkarskiej miał po prostu jeszcze więcej od rywali.
Tym samym ZAKSA Kędzierzyn Koźle awansowała do finału Ligi Mistrzów, w którym na pewno zmierzy się z ekipą z Włoch – Sir Sicoma Monini Perugią albo Itas Trentino. Od kiedy europejskie rozgrywki noszą tytuł “Ligi Mistrzów”, nie wygrała ich żadna polska ekipa. Czy już wkrótce się to zmieni? Nie mamy wątpliwości, że ta grupa kapitalnych siatkarzy dowodzonych przez Nikolę Grbica ma wszystko, aby zostać najlepszą drużyną Starego Kontynentu.
Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle 17:25, 25:16, 25:21, 28:30, 18:20 Zenit Kazań
Złoty set: ZAKSA 15:13 Zenit
Fot. Newspix.pl
kurwa, to było fantastyczne 🙂
Zaorać nożną kopaninę i dać kasę ręcznym i siatkarzom. Więcej LM w polskich domach!
ale jak dać kasę, przecież tam jest najwyższy poziom i wielka kasa
O ile w lidze recznych Kielce to hegemon a cala liga jest srednia i niedofinansowana to Nasza liga siatkówki to top.
Warto przypomnieć wygraną Płomienia Milowice w poprzedniku Ligi Mistrzów czyli Pucharze Europy Mistrzów Krajowych w sezonie 77/78.
Nie tak dużo mamy wygranych w takich rozgrywkach.
Przekładając na “język piłkarski” ZAKSA wyeliminowała PSG i Bayern Monachium, a teraz czeka ją finał z Manchesterem City.
To pokazuje mniej więcej gdzie znajduje się polska siatkówka klubowa a gdzie piłka nożna po odpadnięciu z różnego rodzaju Słowakami, Azerami i Litwinami.
Przekładając na “język piłkarski” ZAKSA wyeliminowała PSG i Bayern Monachium, a teraz czeka ją finał z Manchesterem City.
To pokazuje mniej więcej gdzie znajduje się polska siatkówka klubowa a gdzie piłka nożna po odpadnięciu z różnego rodzaju Słowakami, Azerami i Litwinami.
Cucine – Bayern: obrońca tytułu. Zenit – Real Madryt: seryjny zwycięzca LM. Trentino – Juventus: dawno nie wygrali LM (2011) a w lidze skończyli rundę zasadniczą na 3 miejscu.
graja z trentino
rzeź faworytow
Chuj ci do dupy za ten nick
Gdyby Kaczmarek skończył akcję 1 na 1 w czwartym secie nie było by tylu nerwów, bo różnie to się mogło skończyć 🏐
Genialny mecz i niesamowite emocje. Brawo ZAKSA!!!!!!!