Małachowski się pożegnał. Czy zostawił po sobie pustkę?

Małachowski się pożegnał. Czy zostawił po sobie pustkę?

Są sportowcy, którzy rywalizują na wysokim poziomie przez tak długi czas, że ich kolejne występy czy sukcesy bierzemy za pewnik. I nawet nie wyobrażamy sobie, że w pewnym momencie może ich w danym środowisku zabraknąć. Piotr Małachowski bez wątpienia należy do tej grupy. Przyzwyczailiśmy się do sukcesów naszego dyskobola. Przetrawić jego nieobecność będzie trudno – szczególnie że następców na horyzoncie brak.

Podczas Memoriału Kamili Skolimowskiej z profesjonalnym sportem pożegnało się paru lekkoatletów. Wśród nich najgłośniejsze nazwisko miał właśnie Małachowski. Jego twarz znajdowała się na banerze promującym imprezę, jego rzut zakończył całe zawody. Dało się wyczuć, że “Królowa Sportu” w Polsce traci kogoś wyjątkowego.

Jak bardzo wyjątkowego? Zacznijmy od odpowiedzenia na te pytanie.

Tytuły nie powiedzą wszystko

Klasyczna wyliczanka, którą dobrze znacie: Polak jest mistrzem świata z 2015 roku i dwukrotnym wicemistrzem. Dwa razy też zdobywał srebro igrzysk. Jeśli chodzi o międzynarodowe imprezy: nie da się nie wspomnieć również o dwóch złotych medalach mistrzostw Europy, po które sięgał w 2010 i 2016 roku.

Kariera Małachowskiego to również historia walki z dokuczającymi kontuzjami (których w jego konkurencji właściwie nie da się uniknąć), mocnymi rywalami czy w końcu – wiekiem. A swego czasu nawet z krytykami, których oczywiście w ostatnim czasie wielu nie miał, ale kiedy dopiero wchodził do światowej czołówki, ich głosy były wyjątkowo głośne. Wspominał o tym w naszym magazynie “Orły”:

– Mówiono przed Pekinem: Małachowski, zapominamy. Po co on jedzie na igrzyska? Gdzie ja wcześniej byłem dwunasty czy trzynasty na mistrzostwach w Osace. Widzi pan, byłem tak daleko, że nawet nie pamiętam. Ale pamiętam, jak pisali: Małachowski jedzie do Pekinu na wczasy. Małachowski będzie statystował.

Z igrzysk w Pekinie przywiózł jednak srebrny krążek. Od tego czasu kariera Polaka nabrała rozpędu. Ale jego prawdopodobnie najlepszy sezon w karierze nadszedł dopiero, kiedy miał 33 lata – czyli w 2016 roku. Przywiózł medale z dwóch imprez – igrzysk oraz ME. Regularnie rzucał w granicach 67 czy 68 metrów. Gdyby nie próba życia Christopha Hartinga w ostatniej kolejce w Rio de Janeiro zostałby mistrzem olimpijskim.

Docenić należało nie tylko szczyt formy dyskobola, ale też jego długowieczność. W światowej czołówce znajdował się przez dobre kilkanaście lat. W tym czasie siedmiokrotnie poprawiał rekord Polski. Od 2013 roku wynosi on 71.84. Jest to również piąty wynik wszech czasów w światowych tabelach.

Nic dziwnego, że Stadion Śląski przywitał Małachowskigo jak giganta polskiej lekkoatletyki. Bo on po prostu nim jest. W Chorzowie Polak oddał kilka finalnych rzutów w karierze. W ostatnim osiągnął 61.87 metrów. Potem przyszła pora na szampana, konfetti, wrzawę na trybunach. Te zresztą dawały o sobie znać, zawsze kiedy Polak pojawiał się w kole.

Małachowski oczywiście poświęcił również czas mediom. Zachwycał się rozmachem, z jakim został zorganizowany Memoriał Kamili Skolimowskiej, cieszył się, że skończył karierę właśnie na Stadionie Śląskim. I zdradził, czy też po prostu przypomniał, swoje plany na przyszłość:

– Chcę odpocząć, zakończyłem karierę i przygodę ze sportem. Chcę pobyć z rodziną – Kasią i Heniem. Na tym mi zależało najbardziej. Co będzie później – zobaczymy. Chciałbym zostać w sporcie, pomagać dzieciakom, współpracować z trudną młodzieżą. Sam nie miałem lekko i łatwo, warto pokazać, że z małej miejscowości, nawet w trudnych warunkach da się wyjść i można spełnić marzenia. Trenerem nie będę.

My Piotrowi życzymy spokoju, odpoczynku po latach spędzonych w trasie i na zgrupowaniach. Jesteśmy jednak pewni, że prędko za nim zatęsknimy. Bo – choć oczywiście nie miał na to wpływu – nie zostawia polskiego rzutu dyskiem w specjalnie dobrym położeniu.

Brak dominatora, czyli brak… czegokolwiek?

Pierwszy medal mistrzostw Polski zdobył… w 2004 roku. Wówczas przegrał z Andrzejem Krawczykiem oraz Olgierdem Stańskim, zajął trzecie miejsce w konkursie. Od tego czasu brał udział we wszystkich edycjach imprezy. Ani razu nie wypadł poza podium. Tylko w czterech sezonach znalazł się zawodnik od niego mocniejszy.

Policzyliśmy to za was – Małachowski jest trzynastokrotnym mistrzem oraz osiemnastokrotnym medalistą mistrzostw kraju. Takim dorobkiem – w jednej konkurencji – nie może pochwalić się ani Irena Szewińska, ani Anita Włodarczyk, Adam Kszczot czy Tomasz Majewski. I oczywiście – tu wypada docenić klasę Piotra. Ale też zwrócić uwagę na jedną rzecz – na przestrzeni lat po prostu brakowało mu konkurencji.

Przypomnijmy wszystkie “porażki” Małachowskiego. Na imprezie w 2011 roku dalej od niego rzucił Przemysław Czajkowski. Nieco zapomniany zawodnik, który karierę skończył przed trzydziestką. Miał trzy niezłe sezony – 2010, 2011 oraz 2012. W żadnym z nich oczywiście nie prezentował lepszej formy od Małachowskiego. Zazwyczaj rzucał w okolicach 60-64 metrów. A tego jednego dnia po prostu zdarzyło mu się – sensacyjnie – pokonać bardziej doświadczonego kolegę z kadry. I zostać mistrzem kraju.

Medalista olimpijski z Pekinu i Rio de Janeiro na krajowym podwórku przegrywał też z Robertem Urbankiem oraz Bartłomiejem Stójem. Już dobrze znanymi dyskobolami, którzy – po skończeniu kariery przez Małachowskiego – dalej będą startować. Pierwszy pokonał starego mistrza w 2017 roku, drugi w 2019 i 2020 roku. Czyli w czasach, kiedy ten najlepszą, życiową formę miał już za sobą.

Dominację zawodnika Grupy Sportowej ORLEN na polskiej scenie widać też w innych statystykach. Jedną z nich przybliżył na Twitterze Tomasz Spodenkiewicz, statystyk lekkoatletyczny.

Można też po prostu popatrzeć na medale przywiezione z międzynarodowych, seniorskich imprez. W XXI wieku niemal wszystkie dla Polski zdobywał Małachowski. Są dwa wyjątki – w 2014 i 2015 roku brązowym medalistą mistrzostw Europy i świata zostawał Robert Urbanek. Problem z tym zawodnikiem jest jednak taki – jemu też w baku nie zostało wiele paliwa.

Obecni i następni w kolejce

Urbanek jest bowiem “zaledwie” cztery lata młodszy od Małachowskiego. Jak wyglądała ostatnio jego forma? W tym roku rzucił 65.54 metrów – czyli dalej od swojego kolegi z kadry, który granicy 65 metrów nie przekroczył. To był jednak jednorazowy wyskok. Generalnie Urbanek nie zachwycał, nie miał nawet okazji pojawić się na igrzyskach olimpijskich w Tokio, bo nie uzyskał minimum, ani nie awansował wystarczająco wysoko w światowym rankingu (był pierwszy na liście “rezerwowych”).

Po tym sezonie będzie musiał też szukać trenera. Karierę skończył Małachowski, zatem z pracy w PZLA zrezygnował też jego przyjaciel Gerd Kanter, będący do niedawna trenerem dwójki Polaków. Podsumowując: sytuacja jest niestety taka, że Urbanek wydaje się mieć najlepsze lata za sobą. Choć trzeba przyznać – cały czas mówimy o pewnej solidności. Która jednak raczej nie pozwoli mu zbliżyć się do medali wielkich imprez.

Bartłomiej Stój to już inna bajka. Kolejny z polskich dyskoboli urodził się w 1996 roku. I prędko ze sportem się nie pożegna. Inna sprawa, że jego rekord życiowy został ustanowiony… pięć lat temu. Powiedzieć zatem, że kariera Polaka dotychczas nie rozkwitła, to nic nie powiedzieć. Szczególnie że wspomniany wynik wynosi zaledwie 64.64.

Stój co prawda wystąpił na igrzyskach w Tokio. Ma też doświadczenie z mistrzostw świata z 2019 roku. Podczas obu dużych imprez nie zdołał jednak przejść eliminacji. A nie ma co się oszukiwać – okres sportowego dojrzewania ma już za sobą. Inna sprawa, że rzut dyskiem nie jest konkurencją, która premiuje specjalnie młodych zawodników. Małachowski zdobył w końcu pierwsze mistrzostwo Polski jako 22-latek. Na igrzyska w Pekinie, które były dla niego – jak sam wspominał – przełomowym momentem w karierze, poleciał tuż po 25. urodzinach. A życiową formę osiągnął już po trzydziestce.

Co to oznacza? Że Stój wciąż może nas zaskoczyć. I zacząć rzucać kilka metrów dalej, co pozwoli mu bić się o medale wielkich imprez. To jednak oczywiście myślenie życzeniowe. Bo na razie niewiele wskazuje na to, że taki scenariusz jest realistyczny.

Już kompletnie w ramach ciekawostki – Stój oraz Urbanek, a także Paweł Fajdek i Damian Kamiński zgotowali Małachowskiemu osobiste pożegnanie. To znaczy – nagrali piosenkę, w której wspominają wspólne starty oraz dziękują koledze z reprezentacji za czas na treningach, zawodach czy zgrupowaniach. Posłuchajcie:

A teraz przyjrzyjmy się młodzieży w polskim rzucie dyskiem.

Następca… został już naznaczony?

Prawda jest taka – jeśli chodzi o seniorów, w czołówce polskiego rzutu dyskiem znajdowała się ostatnia tylko wspomniana trójka: Małachowski, Urbanek i Stój. Dość powiedzieć, że od 2015 roku żaden inny lekkoatleta nie “wkradł” się na podium mistrzostw Polski. Podczas ostatniej edycji imprezy z w miarę dobrej strony pokazał się jeszcze tylko Oskar Stachnik, który rzucił 60.07 m. Piąte miejsce trafiło natomiast do 21-letniego Jakuba Lewoszewskiego, który zanotował 53.61 metrów. Co tu dużo gadać: to przepaść.

Co do Stachnika – przy nim możemy się zatrzymać. Bo to jakby nie patrzeć 23-latek, który jeszcze niedawno brał udział w młodzieżowych zawodach. I to z sukcesami. Zostawał mistrzem Europy juniorów, zdobył też brąz mistrzostw Starego Kontynentu U-23 oraz srebro mistrzostw świata juniorów. Mówimy zatem bez dwóch zdań o talencie, który jednak – podobnie jak Stój – nie notował w ostatnim czasie specjalnego progresu. W tym wieku można byłoby oczekiwać od niego pierwszych rzutów poza granicę 64 metrów. A życiówka Polaka wynosi 63,23 m.

Trzeba jednak przyznać, że w juniorskich imprezach w przeszłości dawał radę. Tymczasem Lewoszewski raczej okupywał miejsca poza pierwszą piątką. A to jedyni zawodnicy, których na ten moment możemy zaliczyć do grona “młodych seniorów (albo prawie seniorów) z potencjałem”. Nie oszukujmy się – rzut dyskiem w Polsce to pustynia z kilkoma oddalonymi od siebie źródełkami. Nie mamy nawet co porównywać tej konkurencji do – na przykład – rzutu młotem, gdzie na przejęcie schedy po Wojciechu Nowickim oraz Pawle Fajdku czeka niezwykle utalentowany Dawid Piłat z rocznika 2002.

Małachowski nie ma swojego, idealnego następcy. Choć sam Polak mógłby się z tym nie zgodzić. I powiedzieć, że przecież jest jeszcze… jego syn Henryk. Tego mogliśmy zobaczyć “w akcji” podczas Memoriału Kamili Skolimowskiej, bo oddał kilka rzutów. Oczywiście w ramach zabawy, pociecha Piotrka ma w końcu zaledwie osiem lat. – Henio kocha sport, lubi ze mną chodzić na treningi, bo jest wtedy wolny i robi co chce. Czasem trenuje ze mną, czasem z innymi trenerami – od tyczki, wieloboju i tak dalej. Bardziej martwiłem się, że może nie chcieć startować, bo publiczność. Ale po pierwszym rzucie mówi: „Tata, już się przyzwyczaiłem. Jest super”. Pokonał presję, bo dla niego to też było wielkie wydarzenie. I rzucił super wynik – 24 metry dla takiego szkraba to coś niesamowitego – mówił Małachowski.

Polski lekkoatleta z synem

Kto wie – być może Henryk Małachowski za około dziesięć lat również trafi na dobre na lekkoatletyczne salony. Talent – według ojca – zdecydowanie ma. Mówimy jednak o dalekiej przyszłości. Na ten moment nikogo, kto z miejsca przejmie pałeczkę po wybitnym polskim dyskobolu nie znajdziemy. Należy liczyć na wybuch formy Stója czy Stachnika, łabędzi śpiew Urbanka czy pojawienie się kompletnie nowej twarzy.

Z drugiej strony – może i Polska dyskiem nie stoi. Ale w porównaniu do paru innych konkurencji, na przykład męskiego czy nawet kobiecego (bo karierę kończy przecież też Kamila Lićwinko) skoku wzwyż, sytuacja nie wygląda wcale najgorzej. A za taką postacią jak Piotr Małachowski i tak byśmy tęsknili. Niezależnie od tego, czy jakiemukolwiek polskiemu lekkoatlecie będą pasować jego buty.

KACPER MARCINIAK

Fot. Newspix.pl


Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze

Aktualności

Kalendarz imprez