Majka wrócił do rywalizacji i… dwukrotnie upadł. Ale etap ukończył wysoko

Majka wrócił do rywalizacji i… dwukrotnie upadł. Ale etap ukończył wysoko

Długo czekaliśmy na powrót kolarstwa na najwyższym poziomie. Wyścig Vuelta a Burgos nie należy co prawda do cyklu UCI Pro Tour, gromadzącego najważniejsze imprezy sezonu, ale jest w tym roku na tyle mocno obsadzony, że rywalizacja zapowiadała się naprawdę interesująco. Przede wszystkim jednak – na jego starcie stanął Rafał Majka. A powrót jednego z naszych najlepszych kolarzy zawsze warto zobaczyć. 

Wielkie nazwiska

Normalnie Vuelta a Burgos byłaby pewnie zignorowana przez większość kolarzy z czołówki. Normalnie. Trwający rok jest jednak daleki od normalności, a hiszpański wyścig stał się przez to dla wielu kolarzy miejscem na pierwsze przetarcie przed wyzwaniami skróconego sezonu. Obok Rafała Majki na starcie zobaczyliśmy więc między innymi takich zawodników jak Alejandro Valverde, Remco Evenepoel czy Richard Carapaz.

Taka obsada musi robić wrażenie i możemy jedynie żałować, że żadna z naszych telewizji sportowych nie podjęła się transmitowania tej imprezy. Tym bardziej że dla części kolarzy – w tym Majki – to przecież test przed startem w Tour de Pologne, pierwszym wieloetapowym wyścigiem z cyklu Pro Tour, a drugim ogółem w nowym kalendarzu (szybciej kolarze przejadą jedynie jednodniową Strade Bianche). Hiszpańska telewizja uznała jednak najwidoczniej, że w takich okolicznościach warto ściągnąć nowych widzów i transmisję ostatnich dwóch godzin udostępniła za darmo w Internecie.

Majka leżał

Dzięki temu mogliśmy podglądać, jak radzi sobie Rafał Majka. Choć wiedzieliśmy, że dzisiejszy etap nie jest do końca skrojony pod niego, liczyliśmy, że może powalczy o dobre miejsce na kilometrowym, niezbyt stromym podjeździe przed metą. Nie mógł tego jednak zrobić, bo wcześniej dwukrotnie leżał w kraksach. Raz zresztą wyglądało to naprawdę źle. Medalista olimpijski z Rio de Janeiro 2016 co prawda szybko się podniósł, ale potem przez jakiś czas nie wsiadał na rower. Zamiast tego się przechadzał, trzymając za plecy.

Potem straciliśmy go z oczu, albowiem realizator skupił się na tym, co dzieje się z przodu, a nie na kolarzach odrabiających straty. Jak się okazało, Majka zaplątał się i w kolejnej kraksie. Cóż, jak pech to pech, wiatr w oczy i kraksa w peletonie. Tym razem jednak nic się na szczęście nie stało i Rafał szybko ruszył dalej. Całkiem skutecznie, bo do mety dojechał na niezłej pozycji.

Ściganie w Burgos rozpoczynamy od wygranej Felixa – gratulacje. Dla mnie dzień z dwoma “przygodami” na trasie, które kosztowały dużo sił, a podzielony peleton na wiatrach nie ułatwiał zadania – trzeba było mocno gonić. Ostatecznie 18 miejsce na mecie. Dzisiejszy etap to już historia i skupiam się na kolejnym dniu rywalizacji, w którym trzeba zachować koncentrację od startu do mety – napisał polski kolarz na swoim fanpage’u na Facebooku.

Jego zdrowie interesowało nas, oczywiście, najbardziej. Ale i na inne wydarzenia patrzyliśmy z zainteresowaniem. Bo już na pierwszym etapie działo się sporo.

Ucieczki, król finiszu i stracony… palec

Najpierw zerwała się czteroosobowa ucieczka w składzie: Jetse Bola, Gotzon Martin Sanz, Francisco Galvan i Diego Sevilla. Peleton jednak złowił ją stosunkowo szybko, jeszcze na wiele kilometrów przed metą. W pewnym momencie główna grupa porwała się jednak z powodu bocznego wiatru, o którym wspominał Rafał Majka i wtedy zaatakować postanowili dwaj Belgowie – Yves Lampaert i Remco Evenepoel. Ostatecznie to drugi, młodszy z nich, ruszył do mety samotnie.

Ale że miał do niej 35 kilometrów, stosunkowo prędko okazało się, że nawet tak wielki talent nie ma szans w starciu z peletonem. Zawodnicy Movistaru, nadający w nim tempo, spokojnie zmniejszyli straty, a gdy Remco zobaczył, że nie ma szans na dowiezienie prowadzenia do mety, po prostu odpuścił, oszczędzając siły. Peleton znów więc jechał razem, choć co jakiś czas ataków próbowali kolejni zawodnicy. Wszystkie kończyły się jednak niepowodzeniem i jasne stawało się, że czeka nas rywalizacja o zwycięstwo na finiszu.

Zostaliśmy jednak zaskoczeni. Choć co tam my – najbardziej wszyscy rywale Felixa Grossschartnera, zespołowego kolegi Rafała Majki. Austriak w pewnym momencie zerwał się do ataku na ostatnich metrach i nikt za nim nie podążył. Na metę wjechał z ośmiosekundową przewagą, spokojnie mogąc cieszyć się ze swojego triumfu. Dopiero wtedy pojawił się na niej Joao Almeida, a trzeci finiszował jeden z faworytów – Alejandro Valverde.

O ile Grossschartner mógł więc się cieszyć, o tyle co najmniej dwóch kolarzy wręcz przeciwnie. W pierwszej z kraks, w której brał udział Rafał Majka, poważniejszych urazów doznali Sebastian Henao i Gijs Leemreize. Obaj ostatecznie musieli wycofać się z wyścigu. Co gorsza, Holender, który dopiero co dołączył do drużyny z World Touru, stracił końcówkę palca prawej dłoni. – Gijs jest w szpitalu, gdzie chirurg plastyczny odnowi dziś w nocy jego uszkodzony koniuszek palca. Gijs czuje się okej, wziąwszy pod uwagę okoliczności. Życzymy mu siły i szybkiej rehabilitacji – napisał oficjalny profil zespołu Jumbo-Visma na Twitterze.

Leemreize w kolejnych etapach więc nie pojedzie. Ale Majka już tak. I choćby dlatego warto rzucić okiem na to, co jeszcze będzie się dziać w hiszpańskim wyścigu. Podpowiemy, że zwłaszcza w czwartek i sobotę – to wtedy na kolarzy czekają najtrudniejsze, górskie etapy. A to na nich Rafał powinien się pokazać.

Fot. Newspix


Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze

Aktualności

Kalendarz imprez