Magda i Paweł Wiesiołek – małżeństwo bardzo wszechstronne

Magda i Paweł Wiesiołek – małżeństwo bardzo wszechstronne

Ona trenowała pięciobój nowoczesny. On lekkoatleta, wyczynowy dziesięcioboista z Grupy Sportowej ORLEN. Aktualny mistrz Polski. Połączyła ich miłość i wspólna pasja. Dla sportu są w stanie poświęcić bardzo wiele. Nawet zamieszkać w dwóch odległych o 350 km miastach. Magda i Paweł Wiesiołek – małżeństwo piętnastobojowe. Zapraszam na kolejny wywiad z cyklu “Oko w oko z mistrzem”.
Oktawia Nowacka

***

Mieszkałam z Magdą w tym samym internacie i trenowałam ten sam sport. Przez jakiś czas dzieliłyśmy również pokój w akademiku. Pamiętam dobrze moment, kiedy poznała Pawła. Od tamtego czasu wiele się zmieniło. Magda zakończyła karierę wyczynową, Paweł pojechał na igrzyska do Rio, wzięli ślub i urządzili mieszkanie. Nie spodziewali się, że niebawem staną przed bardzo trudnym dylematem. Musieli podjąć decyzję o długiej rozłące. Ciężko nam było spotkać się osobiście. Ja przebywam na zgrupowaniu przed mistrzostwami Europy, a Paweł właśnie rozpoczyna przygotowania do mistrzostw świata w Doha. Na szczęście w dzisiejszych czasach komunikacja nie jest trudna. Wieczorem zasiedliśmy wspólnie przed komputerami i rozpoczęliśmy rozmowę. Po drugiej stronie kamerki zastałam Madzię, Pawła i ich pieska Rio.

***

Oktawia: Opowiedzcie najpierw o waszych początkach w sporcie.  Zdaję sobie sprawę, że wasze dyscypliny bardzo się od siebie różnią. W każdej jednak trzeba się wykazać dużą wszechstronnością. Jak to się stało, że trafiliście do wielobojów?

Magda: Moja przygoda zaczęła się od pływania. Zawsze byłam pracusiem, ale nie potrafiłam tego sprzedać na zawodach. Zajmowałam wysokie miejsca w finałach A i stawałam na podium w sztafetach. Nie zdobywałam jednak medali w konkurencjach indywidualnych. Wkrótce zaczęło mi czegoś brakować. Zawsze marzyłam, aby jeździć na duże imprezy międzynarodowe i startować z orzełkiem na piersi. Mój tata wpadł na pomysł i zabrał mnie na sprawdzian biegowo-pływacki do ośrodka pięcioboju w Łomiankach. Pomyślałam, czemu nie? Nigdy nie miałam kłopotów z bieganiem, nawet jako pływaczka. Nie wiedziałam, że tam trzeba jeszcze jeździć na jakichś koniach i strzelać. Pływanie, bieg i szermierka brzmiały fajnie. Sprawdzian poszedł bardzo dobrze i praktycznie od razu przyjęli mnie do ośrodka – miałam wtedy 15 lat. I tak wszystko się zaczęło. Zostałam od razu rzucona na głęboką wodę i musiałam nauczyć się pozostałych konkurencji pięcioboju. Nie było to łatwe zadanie.

Paweł: U mnie było troszkę inaczej, ponieważ pochodzę z małej wioski. Mój pierwszy nauczyciel wychowania fizycznego zaszczepił we mnie zainteresowanie lekkoatletyką. Sam studiował na warszawskim AWF-ie i trenował biegi przez płotki. To właśnie “lekka” była jego ulubioną dyscypliną i kierował mnie właśnie w tę stronę. Pamiętam, jak zacząłem skakać wzwyż. Osiągałem całkiem niezłe wyniki i pojechałem na swoje pierwsze mistrzostwa polski młodzików. Zająłem tam czwarte miejsce. Na tych zawodach zauważył mnie trener z Warszawy i zaproponował przejście do liceum sportowego na Zuga. Trafiłem do trenera od wieloboju, żeby mnie przygotował motorycznie i wzmocnił do skoku wzwyż. Okazało się, że trener zaczął mnie przygotowywać także do innych konkurencji. Po pół roku trenowania, jako junior młodszy, wystartowałem na halowych mistrzostwach kraju w wieloboju. Wygrałem i tak wszystko się zaczęło. Połknąłem bakcyla. W tamtych czasach ekipa wieloboistów w Polsce była bardzo mocna i patrzyłem na nich z dumą. Koniecznie chciałem dorównać im poziomem. I tak z roku na rok stawałem się coraz lepszy, aż pojechałem na igrzyska do Rio.

Oktawia: Pamiętam jak Magda ciebie poznała. Przyszła pewnego dnia do pokoju i opowiadała o jakimś dziesięcioboiście. Jak wyglądało to spotkanie z waszej perspektywy? Chyba rozmowa się kleiła skoro mogliście debatować o piętnastu dyscyplinach sportowych?

Magda: Tak naprawdę ważną rolę odegrała swatka. Moja koleżanka ze studiów była dziewczyną przyjaciela Pawła. Wpadli na pomysł, aby nas poznać. Wiadomo jak takie rzeczy wyglądają.  Zaprosili nas na imprezę i wszystko zaaranżowali tak, abyśmy usiedliśmy obok siebie. Było okropnie! Rozmowa się nie kleiła. Zapytałam Pawła co trenuje, a on na to – dziesięciobój. Odparłam, że fajnie, bo ja pięciobój. I na tym się skończyło (śmiech).

Paweł: Wymieniliśmy wszystkie konkurencje naszych dyscyplin i tyle. (śmiech)

Magda: Chyba byliśmy onieśmieleni, że to wszystko było takie sztuczne. Odpaliłam standardową gadkę, że o szóstej mam trening i się zawinęłam.

Oktawia: To jak to się stało, że spotkaliście się kolejny raz? 

Magda: Nasi znajomi nie dawali za wygraną. Zabrali mnie pół roku później na mityng lekkoatletyczny w Warszawie. Koleżanka zobaczyła Pawła i krzyknęła: O, zobacz, to ten chłopak, z którym rozmawiałaś kiedyś w Relaxie! Okazało się, że Paweł był najlepszy ze wszystkich, a do tego wyglądał też niczego sobie. Z chęcią zawiesiłam na nim oko.

Oktawia: Jednym słowem poleciałaś na wynik! (śmiech)

Magda: Dokładnie tak! Potem koleżanki bez mojej wiedzy wysłały do Pawła wiadomość z mojego telefonu i tak to wszystko się zaczęło. Najpierw się spotykaliśmy, a potem zostaliśmy parą.

Paweł Wiesiołek (Magda)

Oktawia: Jak wyglądał wasz związek, kiedy uprawialiście tak czasochłonne dyscypliny sportu. Znajdowaliście dla siebie czas? 

Paweł: Podczas studiów mieszkaliśmy razem w tym samym akademiku na AWF-ie. Wbrew pozorom, mieliśmy dla siebie sporo czasu pomiędzy treningami i po wszystkich zajęciach.

Magda: To prawda. Było dużo łatwiej niż jest teraz. Pamiętam, jak wstawałam na szóstą rano na trening i wracałam do akademika już po pływaniu i strzelaniu, a Paweł dopiero wychodził na pierwsze zajęcia. Następnie była podmianka i ja rozpoczynałam drzemkę. No chyba, że od rana musiałam być na uczelni.

Paweł: Spotykaliśmy się wieczorami i opowiadaliśmy sobie jak tam było na treningu. Wymienialiśmy się doświadczeniami. Było fajnie. Szkoda tylko, że nie mogłem przyjeżdżać do Madzi na zawody. Nie lubiła tego i się stresowała. Ja uwielbiam jak przyjeżdżają do mnie kibice! Magda zawsze pojawia się na moich startach.

Oktawia: Czyli w czasie studiów było dosyć przyjemnie. Po studiach Magda skończyła karierę sportową i została trenerką pływania. Zamieszkaliście razem na rok przed igrzyskami w Rio. Jak wtedy wam się żyło? 

Magda: W tamtym okresie też było dobrze. Praca w sporcie to trochę tak, jakby nadal było się zawodnikiem. Tak samo wychodziliśmy i tak samo wracaliśmy do domu. Ciągle rozmawialiśmy o moich zawodnikach i jego treningach, więc nic się nie zmieniło.

Paweł: Mogliśmy kłaść się razem i jeść wspólne śniadania, to było najważniejsze. Nie odczuliśmy jakoś bardzo, że Madzia skończyła trenować.

Magda: Za bardzo zafascynowałam się tym, że zostałam trenerką.

Oktawia: Nie poczułaś, ani przez chwilę, że brakuje ci wyczynowego sportu? Domyślam się, że gwałtowna zmiana trybu życia musi być trudna. Trzeba na nowo przeorganizować cały dzień i wyznaczyć nowe cele. Sportowcy często muszą się przyzwyczaić się do życia w „nowym świecie”.

Paweł: Oczywiście, że na samym początku był płacz, tragedia i zgrzytanie zębami!

Magda: Faktycznie, było mi przykro. Najbardziej szkoda mi było wysiłku, który włożyłam w trening. Choroba przerwała mi karierę i po niej już się nie pozbierałam. Potem odnalazłam swój azyl w pracy i ruszyło do przodu. Miło było obserwować wdzięczność dzieciaków, zarobić pierwsze pieniądze. To było coś nowego. No, ale oczywiście przyszedł potem taki czas, że ogromnie zazdrościłam Pawłowi, że może nadal trenować. Gdyby nie to, że już pomału trzeba myśleć o życiu rodzinnym, to bym się z nim od razu zamieniła i wróciła do sportu. Mogę siedzieć na każdym Pawła treningu i oglądać wszystkie starty – tak bardzo to kocham!

Oktawia: Nie masz wrażenia, że przez Pawła realizujesz swoją sportową pasję? Że dzięki Pawłowi łatwiej było Ci się rozstać z wyczynowym sportem, bo mogłaś obserwować jego codzienne poczynania? 

Magda: Kiedy sobie pomyślę, to może faktycznie tak jest. Nasze życie dalej się toczy wokół sportu.

Paweł: …Właściwie wokół mnie.

Magda: To prawda. Zastanawiamy się czasem, jak to wszystko będzie wyglądać, kiedy Paweł zakończy karierę.

Oktawia: Dotrwaliście wspólnie do igrzysk olimpijskich. Paweł startował, a ty kibicowałaś w domu przed telewizorem. Po powrocie z Rio czekał na was ślub. Wiedzieliście już wtedy, że Wasze życie tak mocno się zmieni? 

***

Przypomniało mi się jak odwiedziłam Madzię na wieczorze panieńskim jeszcze przed moim wylotem do Rio. Po igrzyskach natomiast, bawiłam się na ich weselu. Cóż to było za wesele! Aż sześciu olimpijczyków z Rio na jednym parkiecie – ja, Paweł, Piotrek Lisek, Radek Kawęcki, Robert Urbanek i Damian Czykier. Nie zabrakło też olimpijek z Pekinu – Asi Budzis i Agaty Korc.
Bardzo fajnie wspominam ten czas…

***

Magda: Po ślubie Paweł poszedł na czteromiesięczne szkolenie do wojska. Na ślub przyjechał… na przepustce. A potem od razu wyjechał. Nie mieliśmy żadnego miesiąca miodowego.

Paweł: Dokładnie tak. Zamiast pomagać Magdzie w tych ostatnich dniach przed ślubem, przy tej całej masie spraw do załatwienia, mnie po prostu nie było. Dostałem urlop pięciodniowy. Przyjechałem w piątek wieczorem, aby cokolwiek Madzię wesprzeć. Sobota ślub, zabawa do niedzieli. W poniedziałek byłem u fryzjera. Zgolili mnie na łyso i we wtorek pędziłem już do wojska. Zamiast cieszyć się tym, że zostaliśmy małżeństwem, celebrować ten czas i udać się na jakieś wakacje, żona została sama w domu, a ja pojechałem na jednostkę. Ciężkie były te trzy miesiące. Do tego kontakt mieliśmy mocno ograniczony.

Oktawia: Gdy Paweł wrócił z wojska, przez pół roku mieszkaliście razem. Potem nadeszły zmiany. Na trzy lata przed Tokio 2020 zapadła decyzja, że Paweł zmienia trenera i wyjeżdża z Warszawy. Skąd ten pomysł?

Magda: Od jakiegoś czasu nie układało się w relacji Pawła z trenerem. Nie myśleliśmy jednak o zmianach, bo na miejscu było nam dobrze – sprzęt, sponsor, pieniądze. Mogliśmy też razem spokojnie mieszkać. Któregoś dnia Paweł przyszedł do domu i powiedział: Madzia, albo coś zmieniam albo kończę trenować. Gdy to usłyszałam, pomyślałam, że absolutnie nie może zakończyć kariery. Przecież ma jeszcze tyle do zrobienia! Pojawiła się możliwość zmiany trenera. Niestety wiązała się z wyjazdem Pawła do Sopotu. Wiedziałam jednak, że trzeba wykorzystać tę szansę. W ogóle jakoś nie pomyślałam wtedy o sobie i o tym, że może być ciężko.

***

Właśnie to jest wspaniałe i godne podziwu… pomyślałam. Tak niewiele par potrafi dać drugiej osobie wolność i pomóc jej realizować własne pasje. Wiadomo, że Magda wolała mieć Pawła przy sobie. Rozumiała jednak, czym jest sport, jak wielkich wymaga poświęceń. Wzajemne wsparcie jakie sobie dali, pomogło przetrzymać najtrudniejsze momenty. 

***

Oktawia: Paweł, czy zdajesz sobie sprawę z tego, że nie każda kobieta byłaby gotowa na takie poświęcenie?

Paweł: Oczywiście, że tak. Bardzo to doceniam i staram się wynagrodzić, kiedy tylko mam okazję. Niestety, na razie nie ma ich zbyt wiele. Mimo wszystko jestem bardzo wdzięczny za jej wyrozumiałość i za to ją kocham.

Oktawia: Pojawiały się takie momenty, że żałowałaś tej decyzji? 

Magda: Tak, zdarzały się. Potrafiłam wygarnąć Pawłowi, że całe życie kręci się wokół niego.

Paweł: Nie było mnie w domu w czasie wakacji, czy spotkań ze znajomymi. Musieliśmy układać cały plan pod moje zgrupowania, wyjazdy, zawody. Magda na przykład teraz teraz ma urlop, a ja trenuję.

Magda: Zazwyczaj w czasie wakacji albo on jest na obozie u mnie, albo ja u niego. Dużo też sprzeczek powstawało na tle finansowym. Trochę mimochodem, bo nikt absolutnie nie chciał nikomu nic wypominać. Jednak te wszystkie zmiany spowodowały, że finansowo też zrobiło się bardzo ciężko.

Oktawia: Paweł stracił sponsora?

Paweł: Tak. Nie miałem sponsora, nie miałem sprzętu. Jedynie klub dopłacał do wynajmu mieszkania w Sopocie. Zostałem więc z niczym, a wcześniej sytuację finansową miałem bardzo stabilną.

Magda: I tu zaczęły się schody. Ja też miałam kryzys zimą. Długo pracowałam, od 7 do 19. Wychodziłam do pracy – ciemno, wracałam – ciemno. Sprzeczaliśmy się, że Paweł się nie odzywa, za mało dzwoni. Miałam taki moment, że aż mi się ulewało od pracy na tę całą ideę sportu, gdzie sukcesów cały czas nie było.

Paweł: Madzia ciężko pracowała, a ja trenowałem trzy razy więcej niż dotychczas. Chciałem w końcu ruszyć z wynikami do przodu, żeby poprawić naszą sytuację finansową.

Magda: Przez cały rok szukaliśmy czegoś, gdzie Paweł mógłby dorobić.

Paweł: Zacząłem pracować na siłowni z triathlonistami. Do momentu, gdy byłem na miejscu, czyli wrzesień-listopad, dosyć się układało. Potem nadszedł okres wyjazdów i znowu wszystko się rozpadło.

Magda: Na zawodach Paweł chciał udowodnić wszystkim, że podjął dobrą decyzję. Ciągle się spalał psychicznie. Na treningu było super, ale nie potrafił tego sprzedać w czasie rywalizacji. Ludzie rozsiewali różne plotki. Mówili, że to ja go namówiłam do wyjazdu. Najlepsze było to, że obecny trener Pawła, Michał Modelski, na pierwszym naszym spotkaniu w Sopocie, przepowiedział wszystko, co się wydarzy. Powiedział, że będzie nam bardzo ciężko, będziemy się kłócić i nie będzie pieniędzy. Porównał naszą trójkę do wieży. Jeśli chociaż jedna jej część upadnie, to cała wieża legnie w gruzach.

Paweł: Za każdym razem, gdy był jakiś kryzys w treningach, czy mieliśmy z Madzią jakąś kłótnię, te słowa trenera cały czas brzmiały z tyłu głowy. Coś zaczęło się naprawiać. Wiedzieliśmy, że obraliśmy sobie wspólny cel, że jedziemy do Tokio i to tam chcę zrobić najlepszy wynik. Przez ten cały okres przygotowawczy musimy być jednym teamem, aby spełnić to marzenie.

Magda: To było ważne, bo Paweł też miał takie momenty, że chciał to wszystko rzucić i iść do normalnej pracy.

Paweł: Jak widziałem propozycję pracy przy kasie za dobre pieniądze, a ja zasuwałem na treningach za marny grosz, to wszystkiego się odechciewało.

Magda: W takich momentach ja dostawałam powera i mówiłam: nie! Obraliśmy sobie kierunek do Tokio i choćby nie wiem co, wytrwamy!

Oktawia: To macie już z górki. Został tylko rok. Jak często widywaliście się przez ostatnie dwa lata? 

Magda: Nie było takiej regularności. Bywało, że widzieliśmy się dwa razy w miesiącu, czasem raz. Bywało i tak, że przez miesiąc nie widzieliśmy się wcale. A jak już się spotykaliśmy, to tylko w weekendy i powrót do rzeczywistości.

Paweł: Teraz mamy chyba rekord, bo spędziliśmy cały miesiąc razem. Magda ma wakacje i mogła do mnie przyjechać.

Magda: Jak mam wolne to wiadomo, że wsiadam w pociąg i jadę. Prędzej ja niż on, bo Paweł ma w soboty treningi. Najgorsze jest to, że człowiek zaczyna się do tego wszystkiego przyzwyczajać. Przechodzi w taki stan obojętności. Wstajesz rano, idziesz do pracy, potem na siłownię, wracasz do domu i idziesz spać. Krótki telefon – jak tam, wszystko dobrze, kocham cię, dobranoc.

Paweł: Jak już możemy być razem to jest wszystko super, a jak jesteśmy na odległość to jest neutralnie. Każdy zajmuje się swoimi sprawami.

Oktawia: A jak wasz pies Rio? Z kim spędza więcej czasu? 

Paweł: Raczej z Madziulą. Ale były też takie momenty, że Magda wyjeżdżała i wtedy ściągałem go na dwa tygodnie do siebie.

Oktawia: Ostatnio chyba jest nieco więcej powodów do radości. Widziałam, że Twoje wyniki ruszyły do przodu. Zakwalifikowałeś się na mistrzostwa świata i dołączyłeś do Grupy Sportowej ORLEN. To chyba największa nagroda za ten cały trud i poświęcenie. Czy jesteś teraz zadowolony z tego jak wszystko się potoczyło? 

Paweł: Najtrudniejszy okazał się okres tego przejścia, zmiany. Brakowało mi cierpliwości. Jestem pewien, że gdybym miał bardziej poukładane w głowie, wyniki pojawiłyby się szybciej. Cieszę się, że zgromadziłem na mistrzostwach Polski 8204 punkty. Jest to trzeci wynik w historii wieloboju w Polsce. Mam kwalifikację na mistrzostwa świata, punktuję też w rankingu olimpijskim. Wszystko zaczęło się układać, sytuacja finansowa też się poprawiła. Do tego pracuję w i-Sporcie, mam tam sporo zawodników i można powiedzieć, że odbiłem się od dna. Teraz mam spokojniejszą głowę, aby zająć się treningiem. Nie muszę się zastanawiać, czy zjeść serek wiejski na śniadanie i liczyć każdą złotówkę, żeby mi wystarczyło na kolację.

Magda: Praca z ludźmi i układanie im treningów dobrze Pawłowi zrobiła. Otworzył się na ludzi, wyszedł z mieszkania. To dla niego duża odskocznia.

Paweł: Wcześniej cały rok siedziałem sam w małym mieszkanku. Czułem się jak maszyna do wykonywania zadań. Wychodziłem dwa razy dziennie na trening, wracałem do pokoju i zastawiałem się nad kolejnym treningiem. Sam siebie nakręcałem do tego, aby być jeszcze gorszym.

Oktawia: No właśnie. Z tego, na ile cię znam, jestem przekonana, że słabsze osiągnięcia nie wynikały z braku pracy. Zaobserwowałam, że w momencie, kiedy jakaś konkurencja nie poszła po twojej myśli, pojawiał się duży stres.

Paweł: To prawda. Na treningach czułem super formę, wszystko wychodziło rewelacyjnie. Za bardzo chciałem przełożyć cały ten stan na rywalizację i się gubiłem. Wystarczyło, że w jednej konkurencji coś mi nie poszło i od razu pojawiała się myśl, że już po zawodach. Dopóki byłem w Warszawie bardziej się bawiłem w sport, a same starty sprawiały mi przyjemność. Kiedy zostałem na lodzie i Madzia mnie utrzymywała, pojawiła się z mojej strony presja.

Magda: A wiesz jak to jest. Każdy zdążył cię ocenić: już go nie ma, skończył się, nic z niego nie będzie, podjął złą decyzję.

Oktawia: Ludzie zawsze będą oceniać. A Wy macie naprawdę wspaniałych przyjaciół. Kiedy rozmawiałam z jedną z waszych koleżanek po tym, jak Paweł ogłosił, że dołącza to Grupy Sportowej ORLEN, powiedziała: “Nareszcie zaczęło wychodzić. Tyle poświęcili dla sportu i należało im się to”. Czy Wy też tak czujecie, że dużo poświęciliście i jest to wynagrodzenie waszego trudu?

***

Chwila ciszy….

***

Magda: Wszystko poświęciliśmy… Najbliżsi pukają się w głowę, rodzina pyta ile to jeszcze potrwa. Jedynie tato, największy kibic Pawła, akceptuje wszelkie nasze decyzje. (śmiech)

Oktawia: Były osoby, od których czuliście wsparcie?

Magda: Na palcach jednej ręki mogę policzyć przyjaciół, którzy byli w tych najtrudniejszych momentach. Miłe natomiast jest to, że moje dzieciaki, które trenuję, mocno Pawła dopingowały i czerpały od niego motywację.

Paweł: Oczywiście największym wsparciem był trener.

Magda: Psycholog, trener, dietetyk i przyjaciel w jednym.

Paweł: Bez niego nie byłoby tych wyników. Naprawdę wiele mu zawdzięczam.

Paweł Wiesiołek MP Kraków

Oktawia: A jakbyście mieli opisać najtrudniejszy i najprzyjemniejszy moment w tym czteroleciu?

Magda: Dla mnie najprzyjemniejsze były mistrzostwa polski w Krakowie w tym roku. Właśnie tam Paweł zrobił minimum na mistrzostwa świata.

Paweł: Tak, zdecydowanie Kraków…

Magda: Dla ciebie też?! Nie ściągaj!

Paweł: No dobra, twoje urodziny. (śmiech)

Magda: Dla mnie to był Kraków, bo przed biegiem na 1500m nikt nie wierzył, że Paweł jest w stanie to zrobić. Ja sama w to nie wierzyłam! Widziałam już tyle biegów, gdzie Paweł nie wytrzymał tempa. Na każdym punkcie trasy stał jakiś trener, kolega i wszyscy głośno dopingowaliśmy.

Paweł: Jak wbiegałem na metę i na zegarze padło 4:30 to był najszczęśliwszy moment. Zrobiłem to i odblokowałem się. Ten start sprawił, że uwierzyłem w siebie i pękła niewidzialna bariera.

Magda: Najtrudniejszy czas przeszliśmy natomiast pół roku po zmianie trenera. Wszyscy coś obiecywali. A to etat w wojsku, to stypendium, to jakieś dofinansowanie. I zawsze było sprowadzanie do parteru. Obiecują, obiecują i nagle się nie odzywają. Przeżyliśmy wiele zawodów.

Oktawia: Teraz w planach macie Tokio. Myśleliście już co dalej? Czy jeśli Paweł będzie chciał kontynuować karierę, wróci do Warszawy? Czy tylko Sopot wchodzi w grę?

Paweł: Trening tylko w Sopocie.

Oktawia: Madzia się przeprowadza, czy decydujecie się na życie takie, jak dotąd?

Magda: Ja wiem, że wszystko kręci się wokół Pawełka (śmiech), ale ja prowadzę swoją grupę od trzeciej klasy podstawówki i czekam na ich występ na mistrzostwach Polski. Moje dzieciaki super się rozwijają i nie chcę ich zostawiać. Mam też swoje własne cele i są dla mnie bardzo ważne. Dążę do tego, co sobie założyłam i bardzo sumiennie nad tym pracuję. Muszę doprowadzić do końca to, co zaczęłam.

Paweł: Ja też nie chcę sztywno deklarować, kiedy zakończę karierę. Wszystko zależy od wyników. Jeśli pójdzie wszystko po mojej myśli, złapał wiatr w żagle.

Magda: Póki jego trenowanie, będzie przynosiło efekty, niech trenuje jak najdłużej. Wiem, że Paweł kocha to co robi i bez wątpienia robi to najlepiej na świecie. Mam w Warszawie własne cele zawodowe, ale kocham Trójmiasto i na urlop macierzyński chętnie przyjadę.

Paweł: Jak będzie potrzeba, dalej będziemy się poświęcać dla sportu.

Oktawia: Życzę Wam, abyście zrealizowali własne cele. Dziękuję Wam za rozmowę. Żałuję, że nie mogę jej opublikować bez cenzury 😉

***

Tego właśnie się spodziewałam przed tym wywiadem – szczerości i opisu jednego z wielu obrazów sportowej rzeczywistości. Spotykając się ze sportowcami staram się pokierować rozmowę tak, aby poruszyć jeden bardzo ważny wątek. Magda i Paweł bez wątpienia są obrazem poświęcenia i wytrwałości. Znamy się od dawna i miałam okazję śledzić ich poczynania na bieżąco. Wielu sportowców przebywa większą część roku na zgrupowaniach, z dala od najbliższych. Sama od listopada byłam w domu może półtora miesiąca. Na szczęście mój partner często mnie odwiedza razem z naszym psem. Jest też fotografem sportowym i zdarza mu się jeździć ze mną na zagraniczne zawody. Na dwa tygodnie rozłąki przypada tydzień razem. Po rozmowie z Madzią i Pawłem, nie ma na co narzekać.

Na sam koniec naszła mnie jeszcze krótka refleksja… Czasem mam wrażenie, że sport to niekończąca się opowieść. Motywacja do jego uprawiania leży głęboko w sercu każdego zawodnika. A każdy zawodnik jest skarbnicą swoich własnych doświadczeń, które są tak odmienne, jak różne bywają dyscypliny. I może to jest właśnie piękno sportu?

 

 


Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze

Aktualności

Kalendarz imprez