Lisek drugi, a Krukowski trzeci podczas ISTAF Berlin

Lisek drugi, a Krukowski trzeci podczas ISTAF Berlin

Sezon lekkoatletyczny chyli się ku końcowi. Dziś zakończyli go tyczkarze. W dobrym stylu zrobił to Piotr Lisek, rywalizujący o zwycięstwo w mityngu z Armandem Duplantisem, a w konsekwentnie gorszym Paweł Wojciechowski. Marcin Krukowski stanął na podium w rzucie oszczepem. Fajerwerków nie zabrakło, choć głównie tych wynikających z oprawy wizualnej zawodów.

Piotr Lisek, rekordzista Polski w skoku o tyczce, konkursem na Stadionie Olimpijskim w Berlinie zakończył sezon. Drugie miejsce i wysokość 5,82 m, zważywszy na słabe samopoczucie, to bardzo dobry wynik. Ten sezon Liska był daleki od marzeń, głównie za sprawą kontuzji mięśnia dwugłowego uda, która wyłączyła go z rywalizacji na dobre trzy tygodnie. Musiał pauzować i kilka prestiżowych konkursów oglądał tylko w telewizji. Nie został mistrzem Polski (nie startował we Włocławku), nie wziął udziału w kosmicznych zawodach Diamentowej Ligi w Lozannie. Wrócił jednak na Lotto Memoriał Kamili Skolimowskiej, potem triumfował jeszcze w Dassau. Wszędzie skakał stabilnie na poziomie 5,80, atakując wysokości przekraczające 5,90 m. Ciekawe, czy gdyby nie ów uraz, pokusiłby się o walkę z rekordem Polski?

Najbardziej sprzyjająca do tego pewnie byłaby Lozanna. Tam po raz pierwszy Armand Duplantis atakował rekord świata na świeżym powietrzu, lecz przerwał próby po pierwszym podejściu z racji na zapadające ciemności. Dziś w Berlinie po trzykroć mierzył się z wysokością 6,15 m, lecz rekord Serhija Bubki wciąż mu się opiera. Oczywiście Mondo jest rekordzistą absolutnym (6,17 m w hali), lecz skakanie na stadionie i pod dachem to dwie różne historie.

Dziś rekordowe próby jeśli w ogóle zbliżyły go do osiągnięcia genialnego Ukraińca (skaczącego jeszcze w barwach Związku Radzieckiego), to głównie poprzez… kolejne zebrane doświadczenia. Duplantis w trzeciej próbie zaliczył 5,91 m, a potem podniósł poprzeczkę na 6,15. To tylko świadczy o tym, że czuje się niezwykle pewnie i musi mieć w sobie przekonanie, że stać go na tak wysokie loty. Choć pewności na rozbiegu zdecydowanie tam zabrakło. Trzecie miejsce zajął dziś mistrz olimpijski Thiago Braz. Brazylijczyk skoczył najwyżej w sezonie – 5,82 m w drugiej próbie. Startował również Paweł Wojciechowski, lecz ponownie przegrał sam ze sobą po trzykroć zrzucając poprzeczkę na wysokości 5,57 m (zapisano mu 5,42 m).

Drugim z Polaków, który stanął na podium w stolicy Niemiec był Marcin Krukowski. Nasz oszczepnik konsekwentnie rzuca powyżej 80 m. Dziś jednak nie zbliżył się do najlepszego wyniku sezonu (87,07 m uzyskane w Finlandii), lecz niewykluczone, że warunki odbiegały od ideału. Nawet Johannes Vetter bowiem nie zdołał rzucić więcej niż 90 m. Wygrał, ale 87,26 m to o ponad dziesięć metrów mniej, niż uzyskał podczas Memoriału Skolimowskiej (kosmiczne 97,76 m!). 82,31 m Krukowskiego wystarczyło na trzecie miejsce. Szósty był za to Robert Chmielak (76,80 m). Niewiele do czołowej trójki zabrakło Przemysławowi Słowikowskiemu, który z czasem 10.39 uplasował się na czwartej pozycji w biegu na 100 m.

Poniżej oczekiwań (4:06.05) na 1500 m pobiegła Sofia Ennaoui. W biegu tym wystartowała również Aneta Lemiesz, jednak ona bierze udział w mityngach w ściśle określonej roli – zająca. I trzeba przyznać, że wywiązała się z tej roli wzorowo (prowadziła już wiele niezwykle prestiżowych biegów na mityngach najwyższej rangi), bo Laura Muir ustanowiła najlepszy wynik w sezonie (3:57.40). Polka zeszła z bieżni po przebiegnięciu 700 m. Sofia Ennaoui z kolei dobiegła do mety zgodnie z przewidywaniami, jednak nie utrzymała się w czołówce, a nawet nie zbliżyła się do poziomu sprzed kilku dni z Chorzowa. Tam po raz pierwszy zeszła poniżej czterech minut (3:59.70) i pobiegła najszybciej od dawien dawna, zbliżając się do rekordu Polski należącego do Lidii Chojeckiej (3:59.22). Tym razem jednak bieg nie ułożył się ani po jej, ani po myśli kibiców, którzy rozochoceni świetną formą Sofki liczyli na atak na rekord.

Nie lada sensacją skończył się konkurs w rzucie dyskiem. Otóż po raz pierwszy od… sierpnia 2019 roku (Drużynowe Mistrzostwa Europy w Bydgoszczy) Daniel Ståhl nie wygrał zawodów! Tym razem górą był Litwin Andrius Gudžius (66,72 m). Potwierdzają się zatem słowa Roberta Urbanka, które można było usłyszeć w audycji “Kierunek Tokio” na Weszło FM, że obaj są do ugryzienia, lecz trzeba liczyć na ich słabszy dzień. Piąte miejsce zajął właśnie Urbanek, który drugi raz w sezonie posłał dysk powyżej 65. metra. Dziś w Berlinie uzyskał 65,04 m. Szósty w trójskoku był za to Karol Hoffmann (16,31 m).

DARCZO

Fot. Marek Biczyk/PZLA


Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze

Aktualności

Kalendarz imprez