Leon zawodowiec

Leon zawodowiec

Takie porównanie być może mu się nie spodoba, ale jednak coś łączy go z bohaterem filmu Luca Bessona. Podobnie jak postać grana przez Jeana Reno, on też jest zawodowym mordercą, tyle że strzela na parkiecie, a jego amunicją jest piłka tnąca powietrze nawet z prędkością ponad 130 km/h. Podobnie jak Leon, wbrew pozorom nie jest też kuloodporny. Na chwilę przed debiutem Wilfredo Leona w kadrze Polski wzięliśmy pod lupę jego styl gry zadając pytanie, co tak naprawdę czyni go jednym z największych siatkarskich kilerów na świecie.

Wszystko wskazuje na to, że Leon już w tę sobotę pierwszy raz oficjalnie odbije piłkę jako gracz drużyny Vitala Heynena. Towarzyski mecz z Holandią w Opolu będzie więc finałem kilkuletniego serialu, którego odcinek pilotażowy rozegrał się w 2012 r., kiedy zawodnik zrezygnował z gry w reprezentacji Kuby. Niedługo później został zawieszony przez rodzimą federację, ponieważ wbrew prawu obowiązującemu w tym komunistycznym kraju, wyjechał kontynuować karierę klubową w Europie.

Od tego czasu o Wilfredo Leonie napisano i powiedziano już chyba wszystko. Jak rzucił grę w swojej reprezentacji. Jak poznał przez internet swoją późniejszą żonę Małgorzatę Gronkowską. Jak znalazł się w agencji menadżerskiej Andrzeja Grzyba. Jak odrzucił propozycje gry dla Rosjan i Turków. Jak zaczął starać się o polski paszport. Jak go otrzymał i znosił dwuletnią karencję FIVB. Wreszcie jak wszedł do drużyny mistrzów świata i bardzo mocno podzielił swoim “transferem” polskich kibiców. Zamiast przypominać to wszystko przeanalizujmy w ogóle, co sprawia, że gość już w wieku 26 lat uznawany jest za gracza wybitnego.

„Życie zawsze jest takie ciężkie, czy tylko jak się jest dzieckiem?”

Należy zacząć od jego korzeni, bo nie bez powodu tamtejsi siatkarze są takim łakomym kąskiem dla europejskich klubów i innych reprezentacji. Kuba to wyjątkowa nacja, dotknięta siatkarskim palcem bożym. To historia trochę podobna do tej, związanej ze sprinterami z Jamajki: wyspa na końcu świata produkuje świetnych zawodników, a cała reszta głowi się, na czym polega ten fenomen.

Sam Leon wyszedł ze sportowego domu: mama była siatkarką, ojciec zapaśnikiem. Pierwsze siatkarskie szlify zdobywał w Santiago de Cuba i już w wieku 11 lat otrzymywał powołania ze starszych reprezentacyjnych roczników. Mając 13 lat zdecydował się na odważny krok, bo takim była bez wątpienia przeprowadzka do oddalonej o ponad 800 km Hawany. Tam jako uczeń centralnego ośrodka sportu szykowany był do pierwszej reprezentacji, do której ostatecznie trafił mając zaledwie 14 lat. Od początku był wielkim talentem, ale raczej niespecjalnie na niego chuchano. Jak opowiadał później włoskim mediom, przez ponad rok grał nie tylko w seniorach, ale jednocześnie też w młodszych kategoriach wiekowych. Efektem tego była masa mikrourazów i poważne problemy z barkiem już w tak młodym wieku.

Mimo to, grając w kadrze A w latach 2008-2012, znakomicie przedstawił się siatkarskiemu światu. Oknem wystawowym była dla niego nie tylko Liga Światowa, ale przede wszystkim mistrzostwa świata w 2010 r. we Włoszech, gdzie Kubańczycy wyskakali srebro przegrywając tylko z Brazylijczykami. Trenerzy, dziennikarze i zawodnicy wielu drużyn byli zaskoczeni, że w wieku 17 lat można tak grać w siatkówkę.

– Kubańczycy w przeszłości z reguły mieli problemy z techniką indywidualną, ale w przypadku Leona tego praktycznie nie było widać. Być może dlatego, że grał bardzo dużo na poziomie młodzieżowca, a nawet wcześniej. Miał możliwość ukształtowania techniki w środowisku meczowym, które jest oczywiście najlepsze. Do tego miał ogromny talent – mówi nam Alojzy Świderek, były selekcjoner żeńskiej reprezentacji Polski, a także asystent Raula Lozano.

Jak dodaje, tym co wyróżnia kubańską nację na tle innych siatkarskich narodów, jest oczywiście niebywała dynamika. Mierzący 201 cm wzrostu Leon jest tego żywym dowodem, bo jego zasięg w ataku to blisko 380 cm. Żeby móc lepiej sobie wyobrazić, jaki to pułap, przypomnijcie sobie Dmitrija Muserskiego, a więc środkowego mierzącego 219 cm. Wielki chłop, ale kiedy w finale Pucharu Rosji skakał do bloku, to Leon kilka razy tłukł piłkę… nad jego rękami.

Kubańczycy mają nieprzeciętną skoczność. Sam mam zięcia, który jest z pochodzenia Kubańczykiem, ale grał w reprezentacji Hiszpanii. I mimo niewielkiego wzrostu, skoczność była jego wielkim atutem – mówi Świderek podkreślając, że wyjątkowość siatkarzy z gorącej wyspy leży w biologii: – Chodzi o budowę włókien mięśniowych, która znacznie różni się od tej występującej chociażby u zawodników z Europy. U Kubańczyków włókna te mają inną kurczliwość, co powoduje, że gracze mają tam większą możliwość skakania. Taka budowa mięśni jest niezwykle rzadko spotykana u białych graczy. Kubańczycy mają tutaj dużą przewagę, ale z drugiej strony, jeśli też nadmiernie eksploatuje się takich zawodników, można ich stosunkowo szybko „wyskakać”. Trzeba o nich troszeczkę bardziej dbać i wydaje mi się, że w reprezentacji też będą na niego dmuchali. Leon będzie teraz przecież znacznie bardziej obciążony grą niż do tej pory.

Bo kto wie, jakby wyglądało dziś ciało Wilfredo Leona, gdyby nie to, że od 2012 r. nie rozegrał żadnego sezonu reprezentacyjnego? W rozgrywkach klubowych był bardzo eksploatowany, zarówno w Zenicie Kazań jak i Perugii grał je od dechy do dechy (łącznie 17 złotych medali różnych rozgrywek przez pięć sezonów gry w Europie!), w międzyczasie podpisywał też kilkutygodniowe intratne kontrakty w Katarze, ale generalnie od maja miał jednak wolne i mógł spokojnie doprowadzić się do stanu używalności. Teraz będzie musiał przyjąć większą dawkę meczów i grać w zasadzie przez okrągły rok.

„Najpierw nauczysz się używać karabinu, bo pozwala na trzymanie dystansu od klienta…”

Jego najgroźniejszą bronią w boiskowym arsenale jest oczywiście atak. Niech przemówią tutaj zresztą liczby. W minionym sezonie ligi włoskiej Wilfredo Leon – uwzględniając rundę zasadniczą i play-offy – w 39 meczach atakował 935 razy i zdobył z tych piłek 536 pkt. Dało mu to tym samym 57 proc. skuteczności i był to najlepszy wynik nie tylko wśród przyjmujących, ale też zestawiając go z atakującymi. Co ważne, ma w tym elemencie niski procent błędów własnych, a więc tych uwzględniających posłanie piłki w buraki lub nadzianie się na blok: poniżej 12 proc.

https://www.youtube.com/watch?v=zEmUJLqtOJ0

Jego znakomita skuteczność w ataku wynika z kilku rzeczy. Po pierwsze, Leon świetnie atakuje z wysokiej piłki, zbijając ją z pułapu, który dla większości jest nieosiągalny. W takich momentach blokujący czują tylko wiatr na swoich czuprynach, po piłka leci po prostu nad ich rękami. Po drugie, przyjmujący korzystając ze swojej skoczności, potrafi umiejętnie regulować tempo ataku. Kiedy frunie do piłki, widać, że przez chwilę niemalże zastyga w powietrzu, co totalnie rozprasza blok.

– Robi taką „zawieszkę”. Dzieje się tak oczywiście przy wysokich piłkach, bo to one umożliwiają takie regulowanie momentu ataku. To ogromna przewaga, bo kiedy blok skacze do niego wcześniej, on przy swojej skoczności może opóźnić uderzenie. Dzięki temu jest trudny do rozszyfrowania – mówi Ryszard Bosek, który w złotej drużynie Huberta Wagnera też grał na przyjęciu. – Zatrzymanie go możliwe jest chyba tylko wtedy, kiedy próbuje się grać wyblokiem, a więc gdy blokujący nie próbują przekładać rąk. W pewnym momencie taką taktykę zastosowali przeciwko niemu gracze Lube w finale ligi. Bo tak naprawdę, kiedy Leon dostanie piłkę na odpowiednim pułapie, to jako jeden z niewielu jest w stanie uderzyć zupełnie nad blokiem. Cóż, trzeba to zaakceptować albo próbować wybronić z tyłu. Chociaż widać, że rywale zaczynają go coraz lepiej rozpisywać w ataku.

Zdaniem Boska, gra przyjmującego Perugii w ostatnich sezonach jednak ewoluowała: – Leon nie wykorzystuje już tylko swojej skoczności, ale zaczyna używać coraz więcej urozmaiconych ataków. To świadczy o tym, że cały czas się rozwija. Myślę, że znacznie poprawił się także jeśli chodzi o utrzymanie kierunku ataku. Kiedy był młodszy, najważniejsza była fizyczność i nie zawsze dokonywał dobrych wyborów. Teraz nabiera doświadczenia, kończy nie tylko piłki, które są dla niego najwygodniejsze, a więc te wysokie. Dziś więcej widzi, czeka, potrafi zagrać o blok, co dla takich ludzi jak on, bardzo skocznych, jest dodatkowym argumentem.

Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt jego gry, który często jest pomijamy przez kibiców – break pointy (284 pkt.). Wilfredo Leon jest bardzo skuteczny w kontratakach. Dlaczego tak się dzieje? Tutaj należy znów wrócić do jego zasięgu: przy kontrach wybroniona piłka często grana jest wysoko, a kiedy Leon taką dostaje, to już wie co z nią zrobić. Zasięg daje mu taką przewagę, że potrafi poradzić sobie nawet z potrójnym blokiem. Chociaż oczywiście jego ataków nie można sprowadzać wyłącznie do wysokiej piłki. Na szybszym rozegraniu też jest bardzo groźny.

Kiedy pytamy Alojzego Świderka, czy potrafiłby wskazać zawodnika, który miałby zbliżony potencjał w ataku, ten tylko kręci głową: – Na takim poziomie na pewno nie. Na tej pozycji jest to zawodnik najlepszy na świecie.

„Ja tu tylko sprzątam…”

Teraz zagrywka. Tutaj dobra informacja jest taka, że Polacy nie muszą przyjmować jego serwisu. Statystyki wykręcanie przez Leona w tym elemencie są bowiem zatrważające: w 39 meczach ostatniego sezonu zaliczył dokładnie 133 asy. Dla porównania, drugi w tej ligowej klasyfikacji Aleksandar Atanasijević uzbierał 81 punktowych zagrywek. Pod tym względem też nikt nie może się z nim równać (chociaż naturalnie za dużym ryzykiem idzie też spora liczba błędów w polu zagrywki). Zresztą co tu się rozpisywać, wystarczy wspomnieć, że w jednym z finałowych meczów przeciwko Cucine Lube Wilfredo Leon zaliczył siedem asów, a jeszcze w czasach gry w Zenicie Kazań potrafił zmaltretować przyjmujących Kuzbassu Kemerowo dziesięcioma kończącymi serwisami. Punktuje średnio co piątą zagrywką.

Jak wyliczył włoski dziennikarz Gian Marco Porcellini, tamtejsza liga nie widziała podobnie zagrywającego gracza od sezonu 1991/1992 i popisów Bułgara Lubomira Ganajewa.

120 km/h jest u Leona w zasadzie normą, ale potrafi też posłać piłkę prującą ponad 130 km/h. Kiedy w listopadowym meczu z Modeną zaserwował asa podliczonego na 134 km/h, przyjmujący nawet nie zdążył drgnąć. Dlatego też można powiedzieć, że facet nie zagrywa, ale w pewnym sensie… atakuje zagrywką. A co za tym idzie, libero i przyjmujący nie przyjmują serwisu, tylko w pewnym sensie go bronią. To może brzmi niedorzecznie, ale często tak to właśnie wygląda.

Jego zagrywka była oczywiście rozkładana na czynniki pierwsze. Niby wiadomo, że najczęściej bije w strefy numer 6 i 1, że najczęściej myli się po prostej, dlatego odbierający może zaryzykować kroczek do środa, że libero i przyjmujący powinni postawić zwarte zasieki, żeby piłka nie wpadła w strefę konfliktu… Ale na koniec i tak co ma wpaść, to wpada. Włosi mogą montować filmiki, nanosić na nie promień rażenia zagrywki Leona i rozmaite strzałki, według których powinni poruszać się przyjmujący, ale ta wiedza niewiele daje.

Ryszard Bosek: – Jeśli przy takiej prędkości piłka leci dosłownie pół metra obok przyjmującego, to można próbować odbić ją najwyżej jedną ręką. Przy jego serwisie trzeba mieć po prostu szczęście i stać dokładnie tam, gdzie akurat zagra. Tylko że on też nie wali przed siebie, tylko trzyma dodatkowo kierunki, potrafi bić dokładnie między dwóch przyjmujących.

Alojzy Świderek: – Jego zagrywka ma prędkość porównywalną do prędkości piłki po ataku spod siatki. Taki serwis jest ciężko przyjąć nawet jeśli piłka leci na zawodnika, bo ten i tak odbija ją najczęściej tylko w kierunku środka boiska, czasami nawet 3-5 metrów od siatki.

Ale jego zagrywka ma też jeszcze jedną zaletę. Czasami właśnie ten element pozwalał Kubańczykowi wrócić do gry, kiedy ewidentnie nie szło mu w ataku. Kiedy w jednym z meczów z Lube kompletnie nie mógł wstrzelić się atakiem grając na zaskakująco niskim procencie, w kluczowym momencie posłał cztery asy z rzędu i odżył. Zagrywka go nakręca, odbudowuje jego morale.

„Im bardziej stajesz się zawodowcem, tym bardziej zbliżasz się do klienta. Nóż na przykład, to ostatnie czego się nauczysz…

– Chcę poprawić przyjęcie, grę w obronie i bloku. Chcę rozwinąć się jako siatkarz i do swojej bardzo dobrej formy fizycznej oraz siły ataku, dołożyć elementy techniczne – mówił przed rokiem w „Super Expressie” Leon.

We wstępie napisaliśmy, że nowy przyjmujący naszej kadry wbrew pozorom nie jest kuloodporny i mieliśmy na myśli właśnie przyjęcie. Trzeba szczerze powiedzieć, że w ostatnim sezonie we Włoszech był pod tym względem ligowym średniakiem, ponieważ zanotował raptem 16 proc. perfekcyjnego przyjęcia. Dla porównania, grający też w Italii na tej samej pozycji Bartosz Bednorz i Wojciech Włodarczyk mieli po około 25 proc.

Chociaż nie oznacza to oczywiście, że Leon ma dziurawe ręce, bo na 798 piłek w tym elemencie w Perugii popełnił tylko 92 bezpośrednie błędy. Oprócz tego, wspomnianych już 128 piłek dograł perfekcyjnie na nos rozgrywajacego, 170 dobrze, natomiast aż 408 z nich zakwalifikowano jako tzw. negatywne. Mówiąc prościej, lwią część stanowiły piłki, które gwiazdor przyjął poza linię trzeciego metra, ale które pozwalały jeszcze kontynuować grę.

– Ze wszystkich elementów, wliczając też blok (0,24 punktowego bloku na mecz – red.), przyjęcie ma rzeczywiście najsłabsze. Tylko zwróćmy uwagę, że Leon nie robi rywalom punktów bezpośrednio w przyjęciu, trudno go złapać na asa. On po prostu niedokładnie przyjmuje i często podbija piłkę do góry. Chociaż mieliśmy już przykłady w lidze włoskiej, że kiedy zaczynają w niego flotować, to jest już dokładny. Żeby zmusić go do niedokładności, trzeba więc posłać mu naprawdę trudną piłkę. Wierzę, że przez grę w reprezentacji poprawi się w tym elemencie. Na pewno nie można oczekiwać, że będzie przyjmował jak Zatorski, ale trochę może się poprawić – mówi Bosek. – Myślę, że gdyby w młodości ktoś bardziej nad nim popracował, byłby w tym elemencie lepszy, bo motorycznie jest do tego bardzo dobrze przygotowany. Rozumiem jednak, że trenerzy widzieli jego atuty przede wszystkim w ataku i zagrywce.

– Trenerzy chyba nawet nie starają się go konfigurować na bardzo dokładne przyjęcie. On nawet jeśli przyjmie piłkę dwa metry od siatki, to już dobrze. Tak więc na pierwszym miejscu stawiam u niego atak, następnie zagrywkę, blok i dopiero przyjęcie. Patrząc na siłę poszczególnych elementów, zdecydowanie w przyjęciu daje najmniej zespołowi – podsumowuje Alojzy Świderek.

– W przyjęciu Leon jest do ruszenia. O ile w ataku będzie robił różnicę w grze naszej drużyny, tak w odbiorze piłki tej jakości raczej aż tak bardzo nie będzie widać – uważa Zbigniew Lubiejewski, mistrz olimpijski z 1976 r.

Dokonując takiego przeglądu technicznego Leona doskonale widać, jak wyjątkowym zawodnikiem jest nowy przyjmujący kadry Vitala Heynena. Nawet jeśli w jego przypadku nazywanie go przyjmującym brzmi trochę dziwnie, bo jego siatkarskie DNA to przede wszystkim atak i zagrywka. Właśnie te elementy sprawiły, że już od kilku sezonów jest jednym z najlepszych, a według niektórych być może nawet najlepszym obecnie graczem na świecie. Zdaniem ekspertów, przeprowadzka z mroźnej Rosji do słonecznej Italii może nawet jeszcze podnieść jego poziom gry.

Chodzi o koncentrację na każdy mecz. Kiedy grał w Rosji, Zenit latał na niektóre spotkania tylko po to, żeby się przelecieć, bo miał pewną wygraną. We Włoszech jest trudniej. Byłem na meczu z Padwą, która walczyła o utrzymanie. Gracze Perugii wyszli rozluźnieni, ale zanim zorientowali się co jest grane, było już po meczu. Tam naprawdę trzeba koncentrować się na każdy mecz, bo można przegrać z ostatnią ekipą w tabeli – zwraca uwagę Ryszard Bosek.

Podsumowując, Wilfredo Leon nieprzypadkowo jest dziś ponoć najlepiej opłacanym siatkarzem świata. Ma wielki talent i wyjątkowe umiejętności, ale jednego to wciąż nie zmienia: sam wszystkiego nie wygra. Potwierdzeniem tego był miniony sezon, w którym jego napakowana gwiazdami Perugia nie zdołała zdobyć ani mistrzostwa Włoch, ani podbić Ligi Mistrzów. Czy z naszą kadrą będzie inaczej?

RAFAŁ BIEŃKOWSKI

Fot. Sir Safety Perugia; Volleyball Explained

*Śródtytuły to cytaty pochodzące z filmu „Leon zawodowiec”


Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze

Aktualności

Kalendarz imprez