Piotr Lisek nie zaimponował doskonałymi skokami, ale zdołał wejść do finału rywalizacji tyczkarzy. Patryk Dobek na spokojnie awansował do półfinału biegu na 800 metrów, podobnie jak Pia Skrzyszowska – która znów poprawiła życiówkę – na 100 metrów przez płotki. Życiówką popisała się też Joanna Linkiewicz, a Paweł Wojciechowski z kolei musiał przyznać, że igrzyska olimpijskie to nie jego impreza. Nie przeskoczył dziś nawet 5.50 m i odpadł z rywalizacji. Co działo się w nocy na stadionie lekkoatletycznym?
Wysoki poziom
Przed dzisiejszymi kwalifikacjami tylko dwóch tyczkarzy w historii nie weszło do finału olimpijskiego, osiągając wysokość 5.65 m w kwalifikacjach. Dziś taki los przypadł w udziale kolejnej czwórce! Niestety, znalazł się w niej Robert Sobera. Polak w pierwszej próbie zaliczył tę wysokość, ale strącił poprzeczkę jeszcze przy skoku na 5.50 m i tylko to zadecydowało o tym, że nie dostał się do rywalizacji o medale. Inna sprawa, że nie wiemy, czy by w niej wystąpił – jego ostatnie dwa skoki na 5.75 właściwie się nie odbyły, bo doznał urazu. W drugiej próbie na tej wysokości dwukrotnie próbował wystartować do rozbiegu, ale ostatecznie skoku nie oddał. Do trzeciej nie podszedł w ogóle.
Paweł Wojciechowski trzykrotnie skakał za to na 5.50. I ani razu tej wysokości nie przeskoczył. Nie jest to zresztą duże zaskoczenie – nasz mistrz świata sprzed dekady z różnych powodów od dawna nie może odzyskać formy, jaką imponował jeszcze kilka lat temu. W tym sezonie tylko raz przeskoczył poprzeczkę zawieszoną na wysokości 5.70. W pozostałych startach – a tych było, razem z halowymi, aż dziesięć – mu się to nie udawało. Dziś nie wyszło po raz jedenasty. Po swoim ostatnim skoku Paweł skrył tylko twarz w dłoniach. A potem w rozmowie z mediami przyznał, że na igrzyskach po prostu skacze źle. Niestety.
Z całej trójki Polaków do finału awansował tylko Piotr Lisek, choć tak naprawdę odpaść mógł dwukrotnie. I 5.65, i 5.75 m pokonywał bowiem w trzeciej próbie, w obu przypadkach obcierając poprzeczkę (choć przewyższenie miał, zahaczał klatką piersiową). Nic dziwnego, że potem nawet bardziej niż sobie, wdzięczny był właśnie poprzeczce za to, że ta nie spadła. I wprost przyznawał, że awansował, faktycznie, ledwo ledwo. Ale liczy się to, że w finale się znalazł, a w nim zaufa swojemu przygotowaniu. Bo w to nadal wierzy i ufa, że stać go na wysokie skakanie. Patrząc na poziom kwalifikacji i dotychczasowe konkursy w sezonie, wydaje się całkiem prawdopodobne, że na medal trzeba będzie skakać 5.90 m, a może i więcej.
Czy Piotra będzie na to stać? Na ten moment trudno w to uwierzyć. Ale jedno wiemy na pewno – ten gość nie ma w zwyczaju się poddawać przed startem i zawsze wierzy w swoje umiejętności. Kto wie, możliwe, że w Tokio nie będzie to wiara bezzasadna.
Dwie życiówki
Pia Skrzyszowska już przyzwyczaiła nas do tego, że co jakiś czas poprawia życiówkę. Na igrzyska też przyjechała z takim właśnie celem w głowie. Mówiła, że chce osiągnąć nowy najlepszy wynik w karierze i w ten sposób awansować do półfinału rywalizacji na sto metrów przez płotki. I wiecie co? Dokładnie to udało jej się już w pierwszym biegu. Zajęła w nim co prawda trzecie miejsce, ale że do półfinałów awans uzyskiwały aż cztery zawodniczki, nie miało to żadnego znaczenia. Istotniejszy był wynik Skrzyszowskiej – 12.75 – o dwie setny szybszy od jej poprzedniej życiówki. A patrząc na to, jak lekko biega Pia, całkiem prawdopodobne, że w półfinale ten rezultat wyśrubuje. Tym bardziej, że jej zdaniem… nie był to najlepszy bieg i wiele rzeczy da się znacznie poprawić.
Cóż możemy tu napisać? Czekamy na tę poprawę. Nie tylko zresztą w przypadku Pii, ale też Klaudii Siciarz, która również weszła do olimpijskiego półfinału. Osiągnęła co prawda gorszy rezultat (12.98) i była szósta w swoim biegu, ale że ten był najszybszym ze wszystkich, to weszła do finału z czasem. Uświadomili jej to jednak dopiero dziennikarze, a na tę wieść Polka krzyknęła ze szczęścia.
Krzyczała też – i to tak, że słyszał to cały, pusty przecież, stadion – Joanna Linkiewicz. W jej przypadku wielkich nadziei na finał nie mamy, ale nowy rekord życiowy na 400 m przez płotki, wynoszący od dziś 54.93 s, to całkiem niezły wynik. Tym bardziej, ze ona sama spodziewała się raczej rezultatu w okolicach 56 sekund. I stąd ten głośny okrzyk radości.
Osiemset na spokojnie
Patryk Dobek i Mateusz Borkowski, nasi dwaj ośmiusetmetrowcy, też rywalizowali dziś o półfinały swojej konkurencji. O nich byliśmy jednak względnie spokojni, wiedząc, że tak naprawdę to ta faza jest dla nich celem minimum. Trzeba przyznać, że obaj nie zawiedli naszych oczekiwań. Jako pierwszy biegł Dobek, który na tegorocznych listach światowych miał siódmy rezultat, w teorii powinien więc spokojnie awansować do kolejnej fazy. W praktyce okazało się, że była to dla niego niezła lekcja taktyki i sprawdzian możliwości, bo wczesny atak Jesusa Tonatiu Lopeza oraz Eliotta Crestana sprawił, że Dobek okazał się nieco spóźniony ze swoim finiszem. Mimo tego zdołał jednak pokonać pozostałych rywali, dzięki czemu skończył bieg na trzecim miejscu (zresztą z wielkim spokojem, kontrolując poczynania biegaczy za nim), a to dawało bezpośredni awans.
Borkowski na listach światowych jest znacznie dalej – bo dopiero na 39. miejscu – ale znamy Mateusza i wiemy, że potrafi zaimponować niesamowitym wprost finiszem. Tak też postanowił rozegrać dzisiejszy bieg. Ostatnie 200 metrów było jego popisem – znalazł wtedy miejsce po wewnętrznej stronie bieżni, wyprzedził większość rywali i na metę wpadł (choć musiał o tym rozstrzygnąć fotofinisz) na drugim miejscu, minimalnie wyprzedzając Emmanuela Korira. A Kenijczyk to jeden z faworytów do medalu. Taka postawa Borkowskiego pozwala wierzyć, że i w półfinale – choć tam będzie już naprawdę trudno – powalczy o awans do biegu o medale.
A w tym… wydarzyć może się już tak naprawdę wszystko.
Popołudnie przyniesie emocje
Neutralni kibice w wieczornej sesji lekkoatletycznych zmagań być może bardziej skupią się na finałach rzutu dyskiem mężczyzn czy biegu na 100 metrów kobiet, ale dla nas najważniejsze będą dwa lekkoatletyczne wydarzenia – rywalizacja sztafet mieszanych (w powiększonym do dziewięciu ekip składzie), gdzie Polacy mogą sięgnąć po medal, oraz półfinałowy bieg Joanny Jóźwik na 800 metrów, której celem i marzeniem jest drugi finał igrzysk olimpijskich w karierze. W jej przypadku też wydaje się, że wszystko może się dla nas skończyć dobrze.
Choć z pewnością nie będzie łatwo. Ale sukces odniesiony w trudnych warunkach smakuje przecież jeszcze lepiej.
Fot. Newspix