Choć od obrony tytułu mistrzów świata minęło już półtora roku, wciąż mamy w pamięci tamten sukces. I Bartosza Kurka, który wiódł nas do jego osiągnięcia, zgarniając przy okazji statuetkę dla najlepszego zawodnika imprezy. To od tamtego turnieju nikt nie ma już wątpliwości, że jeśli tylko jest w formie, Kurka po prostu trzeba mieć w kadrze. Dlatego jego przedłużający się powrót po kontuzji w zeszłym roku mógł niepokoić. Ale forma, jaką prezentuje we Włoszech – wręcz przeciwnie. Kurek podbija tamtejszą ligę i wydaje się być pewniakiem do występu na w Tokio 2020.
Trzeba mieć mocne plecy
W kwietniu 2019 roku Bartosz Kurek doznał kontuzji kręgosłupa. Zawodnik ówczesnego ONICO Warszawa szybko zdecydował się na zabieg. – Bartosz Kurek przeszedł minimalnie inwazyjną operację mikrochirurgiczną kręgosłupa lędźwiowego. Jest wcześnie po operacji i wraca do zdrowia. Zabieg przeszedł bez żadnych powikłań. Powrót do zdrowia potrwa około trzech miesięcy – mówił wtedy dr n. med. Mariusz Głowacki z CM Gamma, czyli człowiek, który przeprowadził zabieg. Ale wiadomo, że z kręgosłupem bywa różnie. I tak też było w tym przypadku. Niedyspozycja polskiego atakującego bowiem przedłużała się, choć początkowo mówiono nawet, że może wrócić szybciej.
W międzyczasie wybuchło całe zamieszanie związane z tym, że warszawska ekipa nie mogła przeprowadzić transferu zdrowotnego, bo Bartka sprowadziła do siebie w czasie trwania rozgrywek. Później zaczął się sezon reprezentacyjny. O samym Kurku nieco w tym wszystkim zapomniano, choć wiadomo, podkreślano, że go brakuje. Ale wobec świetnych wyników w turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk czy znakomitej postawy „drugiego garnituru” kadry w Lidze Narodów, nie przywoływano zbyt często jego nazwiska. A on spokojnie robił swoje i starał się wrócić do zdrowia. Jego menadżer regularnie też podkreślał, że lepiej odpuścić sobie kilka dodatkowych tygodni, a wyzdrowieć w stu procentach, niż ryzykować kolejnym urazem przy zbyt szybkim powrocie.
I tak też zrobił Bartek. Zdrowiem zawodnika nie chciał zresztą ryzykować Vital Heynen, który wcześnie podjął decyzję o tym, że nie zabierze go na mistrzostwa Europy. Głównie dlatego, że dla Belga nie była to po prostu na tyle ważna impreza, by narażać jednego z liderów kadry na odnowienie się kontuzji. – To nie jest tak, że nie dopełniono jakichś formalności. 12 sierpnia zgłoszono listę 25 zawodników, na której nie było Kurka. To była wspólna decyzja trenera i Bartka, żeby brał udział w przygotowaniach w Arłamowie. Zdecydowano się na inny tok przygotowań tego zawodnika – mówił na antenie Polskiego Radia Janusz Uznański, rzecznik PZPS.
Na mistrzostwach Europy brak Kurka był jednak odczuwalny. Choć mieliśmy i tak piekielnie mocny skład, widać było, że momentami – zwłaszcza, jeśli akurat słabiej grał Wilfredo Leon – brakowało gościa, który mógłby to pociągnąć, jak robił to Bartek na mistrzostwach świata. Długo oczekiwany powrót atakującego do kadry nastąpił zresztą jeszcze w tym samym sezonie reprezentacyjnym. Pojechał wraz z zespołem na niektóre mecze Pucharu Świata. To była tak naprawdę rozgrzewka, test możliwości, który wypadł naprawdę dobrze. Tej imprezy nie dograł jednak do końca, wyjechał trzy mecze wcześniej, bo kierował się do Włoch, by przygotować się do sezonu.
Już w czerwcu podpisał bowiem kontrakt z Vero Volley Monza, a Vital Heynen obiecał mu, że zdąży się przygotować do sezonu. O jego nowej ekipie w dniu transferu tak opowiadał nam Jakub Bednaruk, trener MKS-u Będzin i jeden z asystentów Heynena w kadrze Polski. – Vero Volley to taki mocny średniak. Od wielu lat gra w lidze, raz udało się im dojść do półfinału. Solidny zespół, nic więcej. We Włoszech ukształtowała się czwórka, która rządzi w lidze i rządzić prawdopodobnie będzie nadal – Perugia, Lube, Modena i Trento. To zespoły nie do przeskoczenia. Jakakolwiek zmiana w tym układzie, byłaby dużym zaskoczeniem. Choć na pewno są drużyny, które chcą się bić i powalczyć z tymi ekipami. Jak Werona, która wzięła Radostina Stojczewa na trenera, czy Mediolan. Jednak zdecydowanie łatwiej jest wskoczyć do czwórki na przykład w polskiej lidze, jak udało się to ostatnio Zawierciu.
Był to więc transfer nieco zaskakujący. Bo raczej wszyscy widzieli naszego atakującego w klubie ze ścisłego topu. Zresztą w międzyczasie Kurek negocjował też podobno z Lube Civitanova, aktualnie najlepszym zespołem na świecie. Ale tam bali się go zatrudnić przez kontuzję. I dziś mogą sobie pluć w brodę, bo Bartek we Włoszech gra po prostu znakomicie.
Podbój Włoch
– Jak oceniam dotychczasowe występy Bartka? Bardzo dobrze – mówi mistrz olimpijski i świata Ryszard Bosek. – On wyszedł z bardzo trudnej kontuzji, po której zawsze w głowie zostaje jakiś ślad, a gra na najwyższym poziomie i jest liderem zespołu. Cały czas świetnie punktuje. Na pewno dobre jest to w kontekście reprezentacji, widać, że bez problemu wrócił do grania, nie ma żadnych psychicznych problemów, gładko to wszystko przezwyciężył.
Faktycznie, statystyki tylko to potwierdzają. Kurek jest szóstym zawodnikiem ligi z największą liczbą punktów, a piątym, gdyby przeliczyć średnią zdobywanych oczek na seta. Jest niesamowicie regularny, co mecz notuje co najmniej kilkanaście udanych ataków, potrafi też znakomicie zagrać blokiem i serwisem. Generalnie prezentuje wszystkie te atuty, które znamy choćby ze wspomnianych mistrzostw świata. Owszem, Monza okupuje miejsce w dolnej części tabeli, ale jeśli kogoś można za to winić, to na pewno nie Kurka. Zresztą to, że trafił do słabszej ekipy to dla niego… całkiem dobra sprawa. Może się pokazać, jest tam absolutnym liderem i to od niego zaczyna się ustalanie składu.
– Bartek trafił do Monzy w szalonym okresie swojej kariery. Po mistrzostwie świata, bankructwie Stoczni Szczecin i kontuzji, przez którą nie dograł sezonu. W tej chwili we Włoszech radzi sobie jednak bardzo dobrze. Jego menedżer wspominał mi, że zespół był budowany pod Bartka i tak faktycznie jest. On jest tam pierwszym wyborem w ataku, po jego gestach na boisku widać też, że mentalnie jest równie ważną postacią. Zaletą i jednocześnie wadą jego gry w Monzy jest niezbalansowany skład. Bartek, podobnie jak Malwina Smarzek w Bergamo, jest odbiorcą przeważającej liczby piłek od rozgrywającego, przez co ryzyko przeciążenia organizmu rośnie. Świetnie się jednak odnalazł w nowym otoczeniu, notuje bardzo dobrą skuteczność. Problem pojawia się przy słabszym przyjęciu jego partnerów z boiska i ciągłej potrzebie ataku z wysokich piłek – mówi Maciej Trąbski, dziennikarz Onetu.
Faktycznie, to trochę tak, że w mocniejszym zespole Kurek, paradoksalnie, mógłby mieć mniej punktów. Bo może nie byłby tam liderem i dystrybucja piłek od rozgrywającego byłaby nieco bardziej zróżnicowana. W Vero Volley znalazł sobie za to doskonałe okno wystawowe. Już teraz mówi się bowiem o tym, że będą chciały sięgnąć po niego wielkie kluby. Kierunki? Rosja, Japonia, a może i pozostanie we Włoszech. Wydaje się, że to właśnie te trzy wchodzą w grę.
– Na pewno po takim sezonie zgłoszą się po niego mocne kluby – mówi Jakub Bednaruk. – Trwa teraz taki okres, w którym agenci będą podbijali cenę. Rynek się rusza. Kluby naciskają zawodników, zawodnicy mówią, że chcą odejść. Co do Bartka… byłbym zdziwiony, gdyby został w tym momencie w tym klubie. Może pójdzie do Rosji? Kiedyś się tam odbił, ale to był inny Bartek. Tam trzeba mieć twardy tyłek. Nie ma żadnej popołudniowej kawki, tylko samolot i loty. Pytanie brzmi, czego będzie chciał on sam. Może za grube pieniądze skuszą go Japończycy, którzy płacą po dwa albo trzy razy więcej niż Włosi? Z drugiej strony myślę, że w Lube dalej będą szukali ataku. Bo Amir Ghafur ma problemy zdrowotne, a dla Kamila Rychlickiego to chyba za wysokie progi. Więc możliwe, że sięgną po Bartka. A to byłaby dla niego świetna opcja.
Świadomy tego jest z pewnością Jakub Michalak, agent Kurka. Zresztą on już w listopadzie mówił w rozmowie ze sport.pl, że jego klient prezentuje się świetnie, a w Lube żałują, że po niego nie sięgnęli, bo obawiali się o jego zdrowie. W pewnym sensie to rozumiemy, też się baliśmy. Zresztą po raz ostatni strach odczuwaliśmy w styczniu.
Chwila niepokoju
To wtedy media obiegła wieść, że Kurek znów ma problem z plecami, przez który opuścił zresztą kilka spotkań. „La Gazzetta dello Sport” informowała wówczas, że Polak „od kilku dni ćwiczy ataki, robi rozruch”. Mecz z Itas Trentino oglądał z ławki, jego ekipa przegrała 0:3 i brak Kurka widać było gołym okiem. Wobec tego, co działo się od kwietnia do września, wszyscy w Polsce zaniepokoili się stanem zdrowia naszego atakującego. Nie była to jeszcze histeria, ale gdyby absencja się przedłużała, to może doszłoby i do tego.
Na szczęście, szybko przyszły sygnały uspokajające. Jakub Michalak niemal natychmiast potwierdził, że uraz ten nie ma nic wspólnego z operowaną wcześniej kontuzją. I że Bartek szybko wróci do gry, będzie gotowy już na następne spotkanie. A że w którymś meczu nie zagrał? To tylko środki ostrożności. I faktycznie, tak też się stało, a Kurek wrócił do bycia liderem Monzy. – Na pewno po takiej operacji Bartek musi bardzo uważać. Pewnie miał jakieś symptomy, coś go zabolało i wolał odpocząć. Trzeba też podziękować tu klubowi, że na siłę go nie wpychano go w nim do składu. Kiedyś inaczej było choćby z Michałem Winiarskim w Trento – bolało go, ale grał i zepsuł sobie kręgosłup. Wiadomo, że kontuzja kręgosłupa to bardzo trudna sprawa. Sam Bartek twierdzi jednak, że nie ma powodu do zmartwień, ale ostrożności nigdy za wiele i dobrze, że się tak asekuruje – mówi Ryszard Bosek.
Zresztą warto dodać, że Monza to – poza tym, że ma skład ułożony pod Bartka – świetny klub dla jego zdrowia. – Uważam, że Kurek wybrał dla siebie najlepszy zespół w kwestii samej gry, ale też pod względem zdrowotnym – mówi były selekcjoner siatkarskiej kadry kobiet Piotr Makowski. – Zespół nie gra w europejskich pucharach, meczów jest przez to troszeczkę mniej. Gdyby Bartek był teraz w topowym zespole, z samego czuba włoskiej ekstraklasy, grałby dużo więcej. Kiedy jest się w pełni zdrowym i w najlepszej dyspozycji, to jest to dobre. Ale w przypadku Bartka możliwe, że lepiej jeśli grania jest mniej i pojawia się możliwość regeneracji, odpoczynku.
Szczególnie, że za pasem igrzyska, największa impreza czterolecia i to ta, na którą czekają wszyscy sympatycy siatkówki w naszym kraju. Bo to na niej nie możemy wywalczyć złota od 1976 roku. Bo na czterech ostatnich igrzyskach nie radziliśmy sobie w ćwierćfinałach, mimo medalowych ambicji. Bo mamy najlepszą kadrę w historii. Wszystko przed Tokio 2020 kieruje nasz wzrok na siatkarskie złoto. A wiadomo – z Bartoszek Kurkiem będzie o to łatwiej.
Lider
Generalnie nie ma żadnych wątpliwości – jeśli tylko Bartosz Kurek będzie zdrowy (a wszystko wskazuje, że będzie), pojedzie na igrzyska. Jako pierwszy atakujący i jeden z liderów kadry. – Czy Bartek to pewniak do gry w kadrze? Nie no, bez dwóch zdań. Myślę, że jedyną wątpliwością będzie to, kto na ataku oprócz niego. Czy Konarski, czy Muzaj? Bo nie sądzę, żeby na igrzyska jechał ktoś z debiutantów. Można jechać debiutować na Ligę Narodów czy mistrzostwa Europy, ale na turniej olimpijski się bierze gości, którzy wiedzą, z czym to się je. Prawda jest taka, że przed mistrzostwami świata tylko Vital coś w Bartku widział. Mnóstwo ludzi, którzy zajmują się siatkówką, wiedziało, że potencjał jest, ale te lata Bartka przed mistrzostwami były po prostu średnie. To też o czymś świadczy. Bartek jest dowodem na to, że w okolicach trzydziestki można wrócić na najwyższy poziom – mówi Jakub Bednaruk.
Zresztą to już inny Kurek niż kiedyś. O ile od zawsze był niesamowicie pracowity i potrafił grać mecze wielkie, o tyle teraz doszła do tego jego postawa i na parkiecie, i poza nim. Bartek stał się liderem zespołu również w sensie mentalnym. Jest jednym ze starszych zawodników, do tego – jakby nie było – gwiazdą naszej siatkówki. Mistrzostwa świata przywróciły go na miejsce, na którym powinien być od dawna i pokazały, jak wiele od niego zależy. Wiadomo, charakterem zawsze wyróżnia się Michał Kubiak, ale to nie tak, że Kurek stoi sobie w cieniu. On też potrafi umotywować kolegów.
– Bartek na pewno dojrzał. Jak z nim pracowałem przy okazji meczów kadry, faktycznie to jest lider w grupie, bardzo świadomy tego, co robi i swego ciała – mówi Bednaruk. Dlatego trudno o lepsze wieści niż te, że Kurkowi we Włoszech wiedzie się świetnie. Bo na tym najwyższym poziomie w siatkówce mecze rozstrzygają indywidualności. Wilfredo Leon, Michał Kubiak, może Bartek Bednorz, jeśli dogada się z Vitalem Heynenem, no i właśnie Kurek. To zawodnicy zdolni w pojedynkę pociągnąć nas do złota olimpijskiego. A mieć co najmniej trzech takich gości w składzie to rzecz wręcz niesamowita.
Zresztą problem bogactwa dotyka naszą kadrę, a Heynen ma pewnie niezły ból głowy. Bo na igrzyska zabrać może tylko dwunastu zawodników. – Faktycznie, jest tylu świetnych zawodników, że trener ma z kogo wybierać. Równocześnie pojawia się dylemat, kto tam ma jechać. Chłopaki na pewno zrobią wszystko, by powalczyć o złoto, są świadomi oczekiwań. Po mistrzostwach Europy i porażce w półfinale wiemy, że do takiej imprezy trzeba się przygotować optymalnie. Ćwierćfinał będzie pewnie najważniejszym meczem od kilkunastu lat. Bo w ostatnim czasie zawsze to ta faza sprawiała na problemy. A teraz jest olbrzymia szansa, by powalczyć o najwyższe cele. Wiadomo, w kadrze jest ciasno. Ale nie wyobrażam sobie, by mogło w niej zabraknąć Bartka – mówi Piotr Makowski.
Bo Kurek w formie – a na ten moment ewidentnie w niej jest – to gość, jakiego chciałaby mieć prawdopodobnie każda ekipa na świecie. Możemy się tylko cieszyć, że to nam się trafił.
SEBASTIAN WARZECHA
Fot. Newspix