W momencie, kiedy władze MKOl-u oraz rząd japoński wspólnie podjęły o przesunięciu igrzysk, koronawirus w stolicy Japonii nie zbierał wielkich żniw. Przynajmniej w porównaniu do tego, co dzieje się obecnie. Tokio doświadcza nawrotu pandemii, i to ze zdwojoną siłą. W samym lipcu odnotowano tam 6466 przypadków zarażenia wirusem COVID-19. Coraz części mówi się o wizji zorganizowania imprezy olimpijskiej za częściowo “zamkniętymi drzwiami”.
Jak nie w przyszłym roku, to w ogóle – to nie są dokładne słowa Thomasa Bacha, ale prezydent Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego mówił już, że misja Tokio musi mieć swój finał w 2021 roku. Nie można jej po prostu przeciągać w nieskończoność, trzymając w niepewności nie tylko sportowców czy trenerów, ale tysięcy ludzi zaangażowanych w jej organizację. Przesunięcie igrzysk o rok to maksimum, na co można było sobie pozwolić.
Ale niestety – głosy wątpliwości przewijają się po mediach nie od kilkunastu dni, ale kilku miesięcy. Pandemia koronawirusa wygasa w niektórych krajach, po czym pojawia się w innych lub ponownie tych samych. Wiele mówią też nastroje pośród mieszkańców stolicy Japonii. Pisaliśmy już o sondażu przeprowadzonym przez agencję Kyoto News, ale przypomnijmy jego wyniki: 51,7% Tokijczyków optuje za ponownym przeniesieniem olimpiady i aż 30% chce całkowitego odwołania igrzysk.
Stolica się pali
Gdyby tę ankietę przeprowadzić ponownie, wyglądałoby to zapewne jeszcze gorzej. Od początku pandemii w Tokio tak źle bowiem nie było. Dzisiaj odnotowano rekordową liczbę nowych przypadków – aż 463 zachorowań. Wczoraj było niewiele lepiej – 367. Tendencja jest niestety zwyżkowa. Najwięcej osób, u których wykryto koronawirusa mieszka w dzielnicy Shinjuku, w której znajduje się pełno barów oraz klubów nocnych.
Gubernator stolicy Japonii – Yuriko Koike – zaznacza, że jak dalej pójdzie, konieczne będzie wprowadzenie stanu wyjątkowego. To żadna nowość, bo obowiązywał on już od 7 kwietnia do 25 maja. Japończycy wiedzą jednak, że obserwuje ich cały świat, bo mają na barkach przyjęcie do swojego kraju tysięcy sportowców.
Warto przytoczyć słowa Toshiro Muto. Dyrektor Komitetu Organizacyjnego igrzysk w Tokio sugerował na początku tygodnia, że możliwą opcją będzie ograniczenie liczby kibiców na trybunach. Igrzyska nie byłyby wtedy całkowicie zamknięte dla fanów, ale tylko niektórzy z nich dostąpiliby zaszczytu obserwowania popisów swoich ulubieńców z bliska. – Każdy powinien skupić się na tym, aby impreza się odbyła w przyszłym roku. Rozmawiałem na ten temat z Thomasem Bachem, który powiedział, że niewłaściwe byłoby myślenie o ponownym przełożeniu lub odwołaniu igrzysk – mówił Muto.
W tym wszystkim są też dobre wieści. Pamiętacie pogłoski o tym, że tegoroczne lato w Tokio miałoby być niezwykle upalne, co utrudniłoby życie lekkoatletom i innym sportowcom rywalizującym na zewnątrz? Prognozy się nie sprawdziły. Temperatura pod koniec lipca oscylowała w granicach 27-30 stopni Celcjusza. Jest zatem gorąco, ale nie do przesady, jak miało to miejsce w 2019 roku. Oczywiście to nie znaczy, że podczas przyszłorocznych igrzysk – o ile się odbędą – nie odnotujemy dla odmiany rekordowych upałów. Możliwe, że tak będzie, w końcu pogody do końca nigdy nie da się przewidzieć. Wie o tym każdy, kto planował kiedyś wypad nad jezioro.
Na mniej niż rok przed igrzyskami Tokio jest zatem zaskakująco “chłodne”, ale niestety nieobojętne na zaloty koronawirusa. Pocieszać nas może fakt, że do imprezy wciąż pozostało sporo czasu. Świat sportu już z nie takimi wyzwaniami dawał sobie radę.
Fot. Newspix.pl