Koronawirus poza kontrolą. Na ile zagrożone jest Tokio 2020?

Koronawirus poza kontrolą. Na ile zagrożone jest Tokio 2020?

Od kilku tygodni świat żyje epidemią koronawirusa 2019-nCoV. Sprawa już dawno przestała być problemem tylko chińskiej prowincji Hubei, w której przed kilkoma tygodniami to wszystko się rozpoczęło. W ostatnich dniach wirus zadomowił się w Europie. We Włoszech już sparaliżował rozgrywki piłkarskiej Serie A, ale wszystko wskazuje na to, że dopiero się rozkręca. Coraz więcej poważnych znaków zapytania pojawia się również wokół organizacji igrzysk olimpijskich w Tokio.

Jedno jest pewne, sytuacji nie da się łatwo opanować w jakichś konkretnych do przewidzenia ramach czasowych. Wirus na dobre wymknął się z Chin i dziś jest już właściwie pod każdą szerokością geograficzną. Jego obecność potwierdzono już na sześciu kontynentach. Wciąż nie ma szczepionki ani skutecznej metody walki z chorobą, którą nazwano COVID-19. Jej objawy przypominają grypę – to gorączka, kaszel, ból mięśni i poczucie chronicznego zmęczenia. Wiadomo, że w największym stopniu cierpią w związku z nią osoby o osłabionej odporności i w podeszłym wieku, a nadzwyczaj dobrze znoszą ją dzieci.

Wirus przenosi się drogą kropelkową, ale najgorsze jest to, że nawet przez 14 dni może nie dawać jakichkolwiek objawów. To oznacza, że w tym czasie można być jego nosicielem i nie zdawać sobie z tego sprawy, zarażając po drodze kolejne osoby, które… również nie zdają sobie z tego sprawy. W samej tylko Japonii stwierdzono dwieście przypadków zarażenia. W okolicy nie jest jednak ciekawie – olbrzymi przyrost zachorowań obserwuje się zwłaszcza w Korei Południowej.

Ostatnie godziny przyniosły także przełom innego rodzaju. W ciągu ostatniej doby łączna liczba nowych zachorowań na 2019-nCoV na całym świecie przerosła liczbę nowych przypadków w samych w Chinach. Eksperci zakładają, że ta tendencja będzie się tylko pogłębiać. Do tych danych należy jednak podchodzić ze sporym umiarem, ponieważ pojawia się wiele głosów, że chińskie statystyki mogą być mocno zaniżone.

Wciąż nie wiadomo, skąd ten felerny koronawirus w ogóle się wziął. Jedna z popularnych teorii spiskowych zakłada, że został mniej lub bardziej przypadkowo wyniesiony z laboratorium. Co ciekawe, to właśnie w Wuhan znajduje się specjalistyczna placówka badająca wirusy. Sama tylko ta zbieżność może dawać do myślenia, ale naukowcy mają na ten temat inne zdanie. Ponad 20 badaczy (między innymi z Holandii, Niemiec i USA) zaprotestowało przeciwko takiej tezie w medycznym magazynie naukowym „Lancet”. Ich zdaniem wirus ponad wszelką wątpliwość ma naturalne pochodzenie i nie został sztucznie wyhodowany za zamkniętymi drzwiami.

Być może to wszystko wcale nie zaczęło się w Chinach. Tak przynajmniej twierdzi szef tamtejszego zespołu ekspertów zajmujących się koronawirusem – dr Zhong Nanshan. Patrząc chłodnym okiem nie sposób odmówić mu osiągnięć w końcu to człowiek, który w 2003 roku odkrył wirusa SARS. Pod koniec lutego na jednej z ostatnich konferencji prasowych poinformował, że sam patogen odpowiedzialny za powstanie wirusa może pochodzić z innego kraju.

Zakończył jednak optymistycznie. Według niego Chiny do końca kwietnia opanują epidemię u siebie. Nie wiadomo jednak, ile w tym realnej prognozy, a ile gadki pod publiczkę obliczonej na przykład na poprawę mocno kulejącej w ostatnich tygodniach gospodarki. Moment może być jednak przełomowy, bo wcześniej nikt tego typu prognoz w ogóle nie snuł.

Włochy musiały stanąć…

Świat sportu coraz bardziej odczuwa zamieszanie związane z nowym zagrożeniem. Ze względu na łatwy sposób przenoszenia się wirusa, ograniczanie imprez masowych to jedna z najbardziej logicznych konsekwencji. W Europie szerokim echem odbiło się odwołanie części spotkań 25. kolejki piłkarskiej Serie A. Mecze w rejonach dotkniętych koronawirusem zostały przełożone na nieokreślony termin. Podobnie jaka gala boksu zawodowego, którą w Mediolanie 28 lutego planowała grupa Matchroom Boxing. Mieli na niej wystąpić dwaj Polacy – Piotr Gudel (10-4-1, 1 KO) i Bartłomiej Grafka (22-37-3, 10 KO).

– Jestem w kontakcie z władzami lokalnymi, które mają prawo i odpowiedzialność podejmować odpowiednie kroki. Jeśli w danym rejonie pojawia się konkretne zagrożenie związane z obecnością koronawriusa, sport musi się zatrzymać – komentował Giovanni Malago, prezydent Włoskiego Komitetu Olimpijskiego (CONI). Kolejnym krokiem może być na przykład rozgrywanie meczów przy pustych trybunach – oczywiście o ile nie będzie niosło to za sobą zagrożenia. Wśród zarażonych znalazł się już nawet jeden piłkarz, zawodnik trzecioligowego US Pianese.

Patrząc na inne dyscypliny również nie jest zbyt ciekawie. Ze względu na epidemię odwołano ostatnie dwa etapy kolarskiego wyścigu UAE Tour, który odbywał się w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Koronawirusem zaraziło się dwóch włoskich kolarzy, a pozostali – w tym zajmujący dobrą pozycję w klasyfikacji generalnej Rafał Majka i wracający do wysokiej formy Chris Froome – zostali poddanie kwarantannie.

Ze względu na nowe zagrożenie odwołano także pierwszą sportową imprezę w Polsce. Badmintonowy turniej „Polish Open” miał się odbyć w dniach 26-29 marca, ale z dużym wyprzedzeniem oznajmiono, że w tym terminie zawody z międzynarodową obsadą nie dojdą do skutku. – Nie możemy podejmować takiego ryzyka – ocenił sekretarz generalny Polskiego Związku Badmintona Michał Langer.

Odwoływane i przekładane są także kolejne imprezy wchodzące w skład olimpijskich kwalifikacji. Po raz pierwszy tak dosadnie o potencjalnym zagrożeniu dla samych igrzysk wypowiedział się ostatnio Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl). Dick Pound – pierwszy prezydent Międzynarodowej Agencji Antydopingowej (WADA) – nie chciał niczego przesądzać, ale zwrócił uwagę na kilka kluczowych aspektów związanych z organizacją.

– Obecnie nic się nie zmienia. Spotkamy się w Tokio. Wszystkie wskaźniki sugerują, że wszystko odbędzie się po staremu. Dlatego chciałbym uczulić wszystkich sportowców, by konsekwentnie przygotowywali się do zawodów. Możecie być pewni, że MKOl nie wyśle was w sam środek pandemii – przyznał członek komitetu wykonawczego w rozmowie z “Associated Press”.

Tokijskie fatum?

W dalszej części rozmowy Pound zdradził, że inne opcje… nie bardzo wchodzą w grę. Skrajnym rozwiązaniem jest oczywiście odwołanie igrzysk. Taki scenariusz byłby zresztą pewnym nawiązaniem do historii. W 1940 roku turniej również miał odbyć się w Tokio, ale impreza nie doszła do skutku z wiadomych względów. Każda inna opcja – przełożenie zawodów lub zmiana gospodarza – wydaje się niewykonalna. I to z z wielu powodów…

– Nie da się po prostu opóźnić czegoś o wielkości i wymiarze igrzysk olimpijskich. W grę wchodzi tak wiele zmiennych, tak wiele krajów, kalendarzy i telewizyjnych preferencji… Nie da się zwyczajnie machnąć ręką i powiedzieć: “a, zrobimy to wszystko w październiku” – dodał działacz.

Zmiana gospodarza igrzysk dotąd nie stała się jeszcze poważnym tematem, ale niektórzy próbowali na to wpłynąć. Shaun Bailey – kandydat na burmistrza Londynu – ocenił, że miasto “ma infrastrukturę i doświadczenie”, by podjąć się takiego zadania. – Jeśli dojdę do władzy to zrobię wszystko, aby wykonać odpowiednie kroki, gdy sytuacja będzie tego wymagać – stwierdził polityk.

Więcej w tym jednak marzeń i brudnej polityki niż realnej oceny sytuacji. Japonia poświęciła już zbyt wiele, by oddać organizację imprezy bez walki. Nawet jeśli na drodze pojawiają się poważne przeszkody. Już 29 marca w Fukushimie miała się rozpocząć sztafeta ze zniczem olimpijskim. To zwyczajowa ceremonia, która ma na celu podbicie zainteresowania samymi zawodami. Rozważane jest zmniejszenie rozmachu całego przedsięwzięcia, które może odbyć się w dużej mierze bez udziału publiczności lub w późniejszym terminie.

Koronawirus uderzył także w agencję Dentsu, która odpowiada za marketingową obsługę igrzysk. Wiadomo, że 50-latek z biura w Tokio został zarażony, a czwórka jego najbliższych współpracowników trafiła pod obserwację. Ponad pięć tysięcy pozostałych pracowników dostało zalecenia, by pracę kontynuować z domów.

W tym całym zamieszaniu można zadać sobie jedno pytanie: skoro koronawirus jest właściwie wszędzie, to dlaczego Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) nie ogłosiła jeszcze pandemii? Wszystko rozbija się o dość nieostre kryteria. Tedros Adhanom – dyrektor generalny organizacji – ocenił, że choć obserwujemy zagrożenie o międzynarodowym zasięgu, sytuacja wciąż nie jest krytyczna. Podsumowując – jeśli myślicie, że jest źle, to jesteście w błędzie – naprawdę może być gorzej (a może i lepiej, naprawdę trudno cokolwiek przewidzieć).

Być może problemem jest także kwestia odpowiedzialności za taką decyzję. Ostatnia ogłoszona pandemia (H1N1 z 2009 roku) pociągnęła za sobą ogromne koszty, które zdaniem wielu krajów były zwyczajnie zbędne. Wtedy z dużej chmury spadł mały deszcz, bo sprawę udało się ostatecznie okiełznać. Dziś nie jest to takie pewne, ale ogłoszenie pandemii z pewnością będzie tylko sprzyjać dalszej panice, co w dłuższej perspektywie może zaszkodzić już nie tylko sportowi.

KACPER BARTOSIAK

Fot. Newspix.pl.

Tagi: koronawirus

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze

Aktualności

Kalendarz imprez