Miał podbijać włoskie parkiety, pomóc w obronie tytułów, uczyć się od najlepszych siatkarzy świata. Ostatnia z tych wytycznych się już udała, reszta poczeka przynajmniej do przyszłego roku. Mateusz Bieniek oficjalnie wraca do Polski na zasadzie jednosezonowego wypożyczenia. Będzie bronił barw Skry Bełchatów, w której zastąpi Jakuba Kochanowskiego.
Cucine Lube Civitanova to bez wątpienia jeden z najlepszych zespołów w Europie. Triumfator Ligi Mistrzów z 2019 roku i wielokrotny mistrz Włoch, mający na liście płac wypisane same grube nazwiska. Poczynając od Osmany’ego Juantoreny, który czołowym siatkarzem globu jest praktycznie od… kilkunastu lat? Pamiętamy jeszcze, jak zastępował w Trentino Michała Winiarskiego i tworzył atomowy duet z Matejem Kazijskim. Od tamtych czasów trochę minęło, a on wciąż jest kapitalny. Podobnie zresztą jak Joandry Leal czy Roberlandy Simon. Kiedy rok temu Mateusz Bieniek dołączał do tej paczki, trudno było nie kryć ekscytacji.
Polak w Lube grał całkiem nieźle, ale nie tyle ile by chciał. Wszystko przez limit obcokrajowców w lidze włoskiej. Na jej parkietach był więc wyłącznie zmiennikiem Simona. W pierwszej szóstce występował natomiast głównie w Lidze Mistrzów. Jak sobie mistrz Włoch w tych rozgrywkach radził? Doprawdy rewelacyjnie, nie przegrał żadnego meczu aż do fazy pucharowej, kiedy to cała zabawa został przerwana.
Wygrywanie i sukcesy klubowe to jednak jedno, a regularne występy są bezcenne. Szczególnie w obliczu przyszłorocznych igrzysk olimpijskich. W kadrze Bieńkowi nie brakuje konkurencji. Świetnych środkowych (podobnie jak przyjmujących, o których więcej tutaj) mamy na pęczki. Piotr Nowakowski, Jakub Kochanowski, Karol Kłos, Andrzej Wrona… a jest jeszcze kilku chłopaków, którym nie wypadałoby odbierać szansy. Vital Heynen zdecydoqanie ma w czym wybierać. I jeśli Bieniek częściej grzałby ławę, to mogłoby go nieoczekiwanie w dwunastce do Tokio zabraknąć. Nawet pomimo tego, że przecież w ostatnich latach jego pozycja była bardzo silna.
Decyzja o wypożyczeniu zatem nie dziwi. Polak będzie grał w Skrze Bełchatów, która na koniec przerwanego przedwcześnie sezonu PlusLigi zajmowała 3. miejsce w tabeli. – Czemu PGE Skra? Prezes Piechocki był najszybszy, a ja jeśli już z kimś rozmawiam, staram się ludzi nie oszukiwać i nie obiecywać gruszek na wierzbie. Poza tym w Skrze jest świetny rozgrywający. Grzesiu Łomacz, którego znam z kadry, bardzo lubi grać środkiem i mam nadzieję, że to się nie zmieni. No i znam trenera Mieszko Gogola. Gdy wchodziłem do kadry B, on rozpoczynał swoją przygodę trenerską i bardzo mi pomógł – mówił cytowany przez Przegląd Sportowy.
W Bełchatowie oczywiście też nie zabraknie mu konkurencji. Karol Kłos i Norbert Huber to klasowi gracze, ale Bieniek i tak pewnie doczeka się częstszych szans do gry, niż to miało miejsce w Lube. O jego odejściu z Włoch zaważyła też skomplikowana sytuacja ekonomiczna w tym kraju. Wiele kontraktów będzie renegocjowanych, wysokość zarobków spadnie, mogą wystąpić problemy z wypłacalnością. W skrócie – nic miłego.
Co ciekawe, to nie pierwszy przypadek, w którym reprezentant Polski wraca na stare śmieci. W ubiegłym tygodniu kontrakt z Asseco Resovią podpisał świeżo upieczony mistrz Rosji i podstawowy rozgrywający kadry, Fabian Drzyzga. Jak widać, pomimo tego, że nasi siatkarze cieszą się coraz większą popularnością za granicą, część z nich wciąż wybiera grę w PlusLidze.
Fot. Newspix.pl