Owszem, kilka miesięcy wcześniej rozegrano zimowe igrzyska w Sankt Moritz, ale te stanowiły tak naprawdę tylko preludium. Kilka dyscyplin, niespełna 700 sportowców i to w neutralnej w czasie wojny Szwajcarii. Faktycznym wyzwaniem była organizacja letnich igrzysk. Zwłaszcza w Londynie, zniszczonym nazistowskimi nalotami. Dokładnie 29 lipca 1948 roku dokonano ich oficjalnego otwarcia. Igrzyska wróciły do życia po 12 latach.
Miały być wcześniej
Londyn swoje drugie igrzyska – pierwsze zorganizowano tam w 1908 roku – otrzymał jeszcze przed II wojną światową. O przyznaniu stolicy Wielkiej Brytanii tej imprezy zdecydowano w czerwcu 1939 roku. Angielska kandydatura wyprzedziła wtedy Rzym, Detroit, Budapeszt, Lozannę, Helsinki (które jednak otrzymały ostatecznie – w miejsce rezygnującego z tego przywileju Tokio – prawo do organizacji igrzysk w 1940 roku), Montreal i Ateny. Jak widzicie – sporo miast ubiegało się wówczas o to, by to do nich przyjechali sportowcy.
Oczywiście, wszelkie plany pokrzyżowała wojna. I kandydować trzeba było po niej ponownie, choć tak naprawdę w Międzynarodowym Komitecie Olimpijskim od początku traktowano Londyn jako pierwszy wybór. Świadczy o tym fakt, że już w listopadzie 1945 roku Lord Burghley, przewodniczący Brytyjskiego Komitetu Olimpijskiego, spotkał się z prezydentem MKOl by przedyskutować kwestię organizacji powojennych igrzysk w Londynie. W czerwcu 1946 Londyn faktycznie wygrał ponowione głosowanie, wyprzedzając Lozannę, Baltimore, Minneapolis, Los Angeles i Filadelfię (Amerykanom, jak widać, bardzo na igrzyskach zależało).
Wciąż do pokonania pozostało jednak sporo problemów.
Kłopoty
Londyn, jak już zaznaczono, w trakcie wojny bardzo ucierpiał. Wiele budynków zostało zniszczonych bombardowaniami. Do 1948 roku udało się temu częściowo zaradzić i odbudować stare lub wznieść nowe, ale skutki działań wojennych wciąż w wielu miejscach dało się dostrzec gołym okiem. Paradoksalnie dla króla i Brytyjskiego Komitetu Olimpijskiego był to kolejny powód, by igrzyska zorganizować – chciano za ich sprawą przywrócić odrestaurować miasto i przywrócić mu utraconą świetność (co całkiem nieźle się udało). Inna sprawa, że zniszczenia były tak naprawdę niewielkim problemem.

Znicz i stadion olimpijski. Fot. Wikimedia
Znacznie poważniejszym były braki żywnościowe i paliwowe. Gospodarka Wielkiej Brytanii ucierpiała w trakcie wojny tak mocno, że przez pewien czas poważnie rozważano pomysł oddania prawa do organizacji igrzysk Amerykanom, które właśnie zamieniały się w światową potęgę gospodarczą i o imprezę mocno zabiegały. Ostatecznie jednak sportowcom udało się zapewnić odpowiednie racje żywnościowe (zresztą powiększone, podobnie jak dla górników i pracowników portowych – 5467 kalorii zamiast 2600).
Wielka w tym jednak zasługa… innych krajów. Na wieść o tym, że w Londynie może brakować pożywienia, sporo ekip po prostu zabrało racje żywnościowe ze sobą. Najwięcej, oczywiście, Amerykanie, którzy na Wyspy przywieźli 24 tony wołowiny, 6 ton cielęciny, wieprzowiny i baraniny, 36 ton sera, 12 ton cukru i 25 000 tabliczek czekolady. Czesi wzięli wodę mineralną, Holendrzy owoce, Duńczycy kurze jaja, a Francuzi… wino. I jakoś sobie poradzono.
Zresztą podobnie jak z arenami zmagań sportowców. Londyńską imprezę ochrzczono “Igrzyskami skromności” (lub “prostoty”, zależnie od tłumaczenia), bo na jej potrzeby nie wybudowano żadnego nowego stadionu czy hali. Korzystano wyłącznie z istniejących już budynków, część jedynie modyfikowano – bokserzy walczyli na przykład na ringu wzniesionym… na ustawionych na basenie pontonach. Wioska olimpijska też zresztą nie powstała. Istniały za to baraki, w których stacjonowali piloci RAF i to tam posłano męskich sportowców. Kobiety, których do Wielkiej Brytanii przyleciało znacznie mniej, spały z kolei w londyńskich college’ach.
Igrzyska wróciły
Otwarcia pierwszych powojennych igrzysk nie doczekał ani Pierre de Coubertin – zmarły w 1937 roku twórca współczesnego ruchu olimpijskiego – ani jego następca, Henri de Baillet-Latour. Przewodniczącym MKOl w tamtym czasie był Szwed Sigfrid Edstrom i to on, we współpracy z Brytyjczykami, doprowadził do odrodzenia igrzysk. To zresztą wyszło okazale – do udziału w londyńskiej imprezie przystąpiło więcej państw, niż do ostatnich przedwojennych igrzysk w Berlinie. Choć były zgrzyty – choćby wycofanie ZSRR lub pochodnia z ogniem… gasnąca tuż po przekroczeniu granicy Wielkiej Brytanii. Niektórzy widzieli w tym tragiczny symbol. Edstrom na szczęście nie.
Organizacja nie była, oczywiście, idealna. Weźmy dziennikarzy, którzy narzekali, bo brakowało dla nich odpowiednich biletów i akredytacji. Nie wiedzieli też, bo nie dostali takiej informacji, gdzie w tej sprawie się udać. Zgrzyty więc się pojawiły. Ceremonia otwarcia przebiegła jednak bez przeszkód. Na Wembley – zwanym wtedy Empire Stadium – zjawiło się pomiędzy 80 a 90 tysięcy osób (w źródłach najczęściej podawana jest albo 85 tysięcy, albo okrągłe 90). Równo o 14 zaczęła grać orkiestra, niespełna pół godziny później zjawili się organizatorzy wraz z członkami rodziny królewskiej – między innymi księżniczką (a dziś królową) Elżbietą.
Potem przez stadion przeszła tradycyjna procesja krajów uczestniczących, z których każdy był gorąco oklaskiwany. Nawet Malta, wystawiająca do udziału w igrzyskach zaledwie jednego sportowca. Byli też, oczywiście, nasi reprezentanci. – Gdy na stadionie ukazała się polska drużyna zerwała się burza oklasków. Sztandar niósł Łomowski. Za nim dwójkami szli: gen. Zarzycki z płk Szembergiem, w drugiej parze płk Czarnik i Górny, a dalej p. Frydzych z mjr. Betterem i Bielewicz z Jelińskim. Za nimi postępowała Wajsówna, Nowakowa z Sinoradzką, grupa wodniaków, Gierutto i Adamczyk, Szymura z Kuźnickim, bokserzy i jako ostatni Sztam – relacjonowało “Życie Warszawy”.

Oficjele na ceremonii otwarcia. Fot. Wikimedia
Po przejściu wszystkich olimpijczyków, przyszedł czas na przemowę króla Jerzego, który oficjalnie otworzył igrzyska. Rozległy się fanfary, podniesiono olimpijską flagę i wypuszczono 7000 gołębi, które wzbiły się w niebo. Na stadionie pojawił się też ogień olimpijski. Znicz zapalił John Mark, student Cambridge, a moment ten pokazała telewizja BBC (po raz pierwszy w historii niektóre wydarzenia z igrzysk transmitowano wtedy właśnie w ten sposób). Swoją drogą wielu sportowców złamało procedury i podbiegło w okolice znicza, by lepiej widzieć moment jego rozpalenia.
Sam znicz umieszczono pod sporą tablicą, na której widniał cytat z Pierre’a de Coubertina: „Celem igrzysk olimpijskich jest nie zwycięstwo, lecz udział w igrzyskach, nie walka, lecz rycerskość”. Po tym, jak ogień olimpijski już zapłonął, biskup Yorku pobłogosławił uczestników igrzysk, a chór złożony z 1500(!) osób wyśpiewał “Alleluja” Georga Haendla. Następnie w imieniu wszystkich sportowców przysięgę olimpijską złożył Donald Finlay, uczestnik dwóch poprzednich igrzysk, brązowy i srebrny medalista w biegu na 110 metrów przez płotki, a także oficer RAF i uczestnik bitwy o Anglię.
Londyńska olimpiada oficjalnie została otwarta. I okazała się wielkim sukcesem. Polscy sportowcy przywieźli z niej jeden medal – brązowy. Ale w tamtych czasach niesamowicie cenny. Choć to już zupełnie inna opowieść.
Fot. Wikimedia