– Czuję niedosyt, ale trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść. Wszyscy mnie chwalili po tym sezonie, ale myślę, że to jest idealny moment, by powiedzieć stop. Długo czekałam, by podjąć taką decyzję. Musiałam do tego dojrzeć – powiedziała dziś “Przeglądowi Sportowemu” Katarzyna Skowrońska-Dolata, dwukrotna mistrzyni Europy, olimpijka z Pekinu i kolekcjonerka trofeów oraz wyróżnień w karierze klubowej.
Jest legendą polskiej siatkówki. Tego nic nie zmieni. Przez 14 lat reprezentacyjnej kariery zagrała w biało-czerwonych barwach blisko 300 razy. Często była najlepszą zawodniczką na parkiecie, jej ataki niejednokrotnie gwarantowały Polkom zwycięstwo. Zresztą tak było nawet zanim trafiła do seniorskiej kadry. Już w 1999 roku odniosła pierwszy reprezentacyjny sukces – została mistrzynią Europy kadetek. Rok później zdobyła za to brąz tej samej imprezy, ale wśród juniorek. Potem – znów na czempionacie Starego Kontynentu – triumfowała dwukrotnie. Już jako seniorka, będąc jedną z największych gwiazd “Złotek”. W kadrze grała zresztą wystarczająco długo, by zdobyć jeszcze jeden medal – srebro Igrzysk Europejskich, które Polki wywalczyły w 2015 roku.
Jej dorobek klubowy jest wręcz jeszcze bardziej imponujący. Podobnie jak lista ekip, w których występowała. Reprezentowała bowiem barwy trzynastu zespołów. Po wyjeździe z Polski w 2005 roku grała we Włoszech, Turcji, Chinach, Azerbejdżanie i Brazylii. Na jeden sezon zawitała też do Piły, wracając do rodzimej ligi. Co ciekawe – nigdy nie zdobyła mistrzostwa Polski, choć w swej kolekcji ma trzy medale z naszych rozgrywek.
Jakie trofea więc zdobywała? Lista jest naprawdę długa. Dwukrotnie najlepsza była we włoskiej lidze, raz wygrywała tamtejszy Puchar, dwa razy też zgarniała Superpuchar. Rok 2009 był zresztą jednym z najbardziej owocnych w jej karierze – zdobyła wtedy włoski hat-trick, zgarniając wszystkie te trofea. W 2010 też było nieźle. Po mistrzostwie Włoch dorzuciła jeszcze Superpuchar Turcji i Klubowe Mistrzostwo Świata. W kolejnych latach zdobywała odpowiednio: mistrzostwo Turcji (2011), Chin (2012), Klubowe Mistrzostwo Azji (2013) i mistrzostwo Azerbejdżanu (2014 i 2015). Do tego wszystkiego należałoby doliczyć trzy brązowe medale z Ligi Mistrzów siatkarek.
Nic dziwnego, że gdy pytało się kogokolwiek o nazwiska polskich siatkarek była – obok Małgorzaty Glinki, Doroty Świeniewicz czy tragicznie zmarłej Agaty Mróz – jedną z pierwszych, jakie kibicom przychodziły do głowy. Tym bardziej że grała genialnie, a do tego… po prostu dobrze wyglądała (kilkukrotnie na sesję próbował skusić ją zresztą “Playboy”, ale zawsze odmawiała). Przez to też gromadziła wokół siebie kolejnych fanów. Przede wszystkim robiła to jednak znakomitą grą. Zostawała najlepiej punktującą zawodniczką Pucharu Świata, Klubowych MŚ czy lig: chińskiej i azerskiej. W tej drugiej wybrano ją też MVP.
W styczniu 2017 zerwała więzadło krzyżowe w prawym kolanie. W jej wieku – a miała wtedy ponad 33 lata – można było się spodziewać, że zakończy karierę. Chciała jednak odejść na własnych warunkach. Wyleczyła się, wróciła do gry, otrzymała ofertę transferu do Brazylii. Postanowiła skorzystać, choć wcześniej myślała, że karierę zakończy we włoskiej lidze. W Kraju Kawy spędziła dwa sezony. Po drugim postanowiła, że to koniec.
– Myślałam już o tym w trakcie sezonu w Brazylii. W klubie mówiłam, że nie chcę więcej grać. Wiedząc, że to ma być ostatni sezon, bardzo pragnęłam, żeby był świetny. To była moja dodatkowa motywacja. I taki był. Mam dobre geny i zdrowie dopisywało. Uczestniczyłam we wszystkich treningach i wydaje się, że mogłabym jeszcze przynajmniej dwa sezony grać na dobrym poziomie. Ale co jeszcze bym zdobyła? To, co miałam wywalczyć, już wywalczyłam. Spełniłam swoje marzenia. To jest więc idealny moment, by skończyć z siatkówką. Grając nadal, ryzykowałabym, że kolejny sezon nie byłby już taki cudowny – mówiła “PS”.
Dodawała też, że miała dużo ofert z wielu państw. Ale po prostu nie chciała dalej grać, bo chce, by pamiętano ją, jako dobrą siatkarkę, a nie zawodniczkę, która odcina kupony. Jesteśmy przekonani, że akurat to możemy zagwarantować. Bo sami zapamiętamy ją nie tylko, jako siatkarkę “dobrą”, ale wręcz znakomitą, jedną z najlepszych w historii naszej reprezentacji.
Z uśmiechem też możemy dodać jeszcze jedno: że kończy akurat wtedy, gdy w kadrze doczekała się wreszcie godnej następczyni. Bo jak patrzymy na Malwinę Smarzek, widzimy zawodniczkę na równie wielkim poziomie sportowym.
Fot. Newspix
ok