Karolina Łukasik-Koszewska to była zawodowa mistrzyni świata, która postanowiła wykorzystać zmianę w przepisach i wróciła do boksu olimpijskiego. Od początku celem i marzeniem były igrzyska w Tokio. W ubiegłym roku zawodniczka z Warszawy sięgnęła po złoty medal igrzysk europejskich w Mińsku, jasno dając rywalkom do zrozumienia, że także w Japonii chce się liczyć w walce o najwyższe cele. Londyński turniej kwalifikacyjny zaczęła najlepiej, jak tylko mogła, po profesorsku demolując Madeleine Angelsen z Norwegii. Polka wygrała wszystkie rundy, raz posyłając rywalkę na deski. Stawką jej kolejnej walki, z Nadine Apetz z Niemiec miał być olimpijski paszport. Miał być, ale… nie będzie. Albo inaczej: pewnie będzie, ale nie wiadomo kiedy. Turniej kwalifikacyjny, który z powodu epidemii koronawirusa w ogóle nie powinien się rozpocząć, został po kilku dniach przerwany. Karolina Łukasik-Koszewska opowiada nam o wrażeniach z Londynu, nie przebierając w słowach.
JAN CIOSEK: Turniej ruszył, odbyło się kilka sesji, a potem nagle poinformowano was, że macie wracać do domów. Jak to wszystko wyglądało z twojej perspektywy?
KAROLINA ŁUKASIK-KOSZEWSKA: Cała sytuacja była co najmniej dziwna. Turniej toczył się w najlepsze, aż tu nagle w poniedziałek został odwołany. O godzinie 16:00 odbyło się specjalne spotkanie, na którym ogłoszono, że nastąpi zawieszenie. Po nim, wczoraj wieczorem, odbyła się jeszcze sesja popołudniowa, dwie wagi kobiet i dwie mężczyzn. W niektórych przypadkach to były już chyba nawet walki o kwalifikacje olimpijskie. Ale dzisiaj już nie ma walk, nie ma turnieju i nikt nic nie wie.
Nic nie wiadomo?
Niewiele. Tylko tyle, że wszystko ma być zamrożone. Drabinki turniejowe pozostają bez zmian, a te walki, które już się odbyły, będą się liczyć w przyszłości. Wiemy tyle, że kiedy cała ta sytuacja z wirusem na świecie się unormuje, turniej ma być wznowiony w tym punkcie, w którym został przerwany. Ale nie wiadomo ani kiedy, ani gdzie. Tak naprawdę, jak tu siedzimy i rozmawiamy, nie wiemy, po co oni w ogóle ten turniej rozpoczęli. Można było się spodziewać, że to się tak skończy. Amerykanie na przykład swój turniej kwalifikacyjny odwołali, właśnie z powodu wirusa. Początkowo, kiedy słyszeliśmy o kolejnych zarażonych, myśleliśmy, że zawody w Londynie zostaną odwołane. Ale kiedy już turniej ruszył, spodziewaliśmy się, że jakoś zostanie dokończony, jeszcze te kilka dni…
Cóż, przez kilka dni wasz turniej był chyba jedyną sportową imprezą na świecie, wszystkie inne były odwołane, albo zawieszone. Żartując przez łzy można powiedzieć, że wreszcie boks olimpijski miał naprawdę dobrą oglądalność…
Rzeczywiście. Pierwsze dni odbywały się tu, jak gdyby nigdy nic, normalnie, z kibicami na trybunach. Potem kibiców już nie wpuszczono, do hali wchodziły tylko ekipy bokserskie. Aż w końcu zapadła decyzja o odwołaniu całych zawodów. Z tego co wiem, była jeszcze taka sytuacja, że wiele ekip chciało wycofać się z turnieju i wracać do domu. Gdyby organizatorzy nie zawiesili imprezy, byłoby mnóstwo walkowerów, a cała rywalizacja zostałaby wypaczona. Dlatego ostatecznie zapadła decyzja o przerwaniu turnieju.
A jak w ogóle wyglądało codzienne życie w Londynie w ciągu tego ostatniego tygodnia? Dało się zauważyć, że sytuacja jest nadzwyczajna, że coś dziwnego dzieje się na świecie, a w samej Wielkiej Brytanii są prawie dwa tysiące zarażonych?
Właśnie nic z tych rzeczy. Życie w Londynie toczyło się zupełnie normalnie, wszystko wyglądało, jakby nic się nie działo. Na mieście mnóstwo ludzi, piętrowe autobusy pełne, tak samo, jak sklepy i restauracje. Nie było widać żadnych środków ostrożności, żadnej sytuacji nadzwyczajnej. Kiedy widziałam w internecie, jak to wygląda w Warszawie, to nie mogłam się nadziwić. Tutaj było zupełnie inaczej.
Nic się nie dzieje, trwa bal na Titanicu…
Trochę tak. My byliśmy w dziwnej sytuacji, bo dla wszystkich to był bardzo ważny turniej, dla niektórych jedyna szansa na spełnienie marzeń o wyjeździe na igrzyska olimpijskie. Skupialiśmy się więc na treningach, na odpowiednim przygotowaniu mentalnym i tak dalej. Nikt nie oglądał telewizji, docierały do nas strzępki informacji, a my staraliśmy się nie zaprzątać sobie głów tym, co się dzieje, myśleliśmy tylko o walkach, o zrobieniu wagi, potem analizowaliśmy losowanie i tak dalej. Ja wygrałam pierwszą walkę, więc tym bardziej żałuję, że teraz przerwali.
Czemu tym bardziej?
Bo pierwsza walka zawsze jest najtrudniejsza, to największy stres, nerwy, niepewność, czy uda się dobrze wejść w turniej. Potem z reguły idzie już łatwiej. A teraz? Pierwszą wygrałam, nastąpi jakaś przerwa, wznowienie i… znów będę miała pierwszą walkę w nowym turnieju. No, ale wszystkie będziemy w takiej samej sytuacji.
Dla ciebie ta pierwsza walka będzie jednocześnie najważniejszą. Jeśli wygrasz z Niemką Nadine Apetz, zapewnisz sobie prawo startu w igrzyskach olimpijskich. Czyli teraz, zamiast klasycznego turnieju masz coś w rodzaju przygotowań do walki zawodowej…
No, coś w tym stylu. To zupełnie nietypowa sytuacja, bo w boksie olimpijskim zawsze wszystko zależało od losowania i nie mogłam się przygotować pod konkretną rywalkę. Teraz, o ile uda się wznowić ten turniej, wiem z kim będę walczyła o igrzyska.
Wiesz już z kim, pozostaje tylko pytanie: kiedy?
Podobno najwcześniej mają wznowić w czerwcu. Ale tak naprawdę nikt nic nie wie. W czerwcu miało się zacząć EURO 2020, a właśnie je przełożyli…
Macie jak wrócić z tego Londynu do Polski?
Tak, dziś wracamy, cała reprezentacja, trzema różnymi samolotami, z trzech różnych lotnisk w okolicach Londynu. Zdaje się, że to są samoloty zorganizowane przez Lot w ramach akcji “Lot do domu”.
Do domu, na dwa tygodnie kwarantanny.
Masakra, przymusowe dwa tygodnie w domu. Nie wiem, jak ja to wytrzymam, przecież mnie zawsze nosi, nie potrafię długo wysiedzieć w miejscu.
Masz jak trenować w domu?
Chyba tylko online (śmiech). Nie no, online to ty możesz pracować, ja nie dam rady. Co mi zostaje? Pompki będę robić, jak w jakimś więzieniu, albo podciągać się na drążku w łazience. Nie wiem, coś wymyślę…
Myślisz, że igrzyska mają szansę się odbyć zgodnie z planem?
Ciężko zgadnąć. Nic nie wiemy. Szkoda wielka… Siedzimy w jakimś takim dziwnym zawieszeniu, nie wiemy, co robić. Dwa tygodnie przesiedzimy w domach, ok, ale co potem? Na razie wszystko jest pozamykane, Centralne Ośrodki Sportu też. Nie można się gromadzić, więc żadnego obozu kadry nie zrobimy. A najgorsze jest to, że nikt nie ma pojęcia, jak się będzie rozwijać sytuacja, czy uda się ją opanować, czy wręcz przeciwnie.
Boisz się?
Trochę tak, tylko głupiec się nie boi. Pierwsza rzecz, którą będę musiała zrobić w Polsce to testy, czy nie mam tego wirusa. Przecież na tym turnieju olimpijskim w Londynie byli ludzie z całego świata, także z najbardziej dotkniętych koronawirusem miejsc. Na hali przez kilka pierwszych dni były nie tylko wszystkie ekipy, ale także wielu kibiców.
Zaskakujące jest to podejście organizatorów do tematu zagrożenia. Kiedy cały świat odwoływał wszystkie duże imprezy, Anglicy zorganizowali otwarty dla kibiców turniej, w którym boksowała cała Europa. W tym przecież także zawodniczki i zawodnicy z Włoch, czyli europejskiego centrum epidemii…
Dokładnie. A jakby tego było mało, żeby było uczciwie i bez żadnych układów, to sędziowie zostali sprowadzeni spoza Europy! W normalnych okolicznościach, to byłaby świetna decyzja. Ale teraz?
Cały świat próbuje minimalizować ryzyko, a tutaj ściągamy do Londynu ludzi z całego świata…
Faktycznie, dziwnie to wyglądało, tak, jakby zupełnie się tym nie przejmowali. Może chcą po prostu, żeby dokonała się naturalna selekcja? Dziwne, naprawdę dziwne. Kiedy patrzę na ulice, to tu toczy się zupełnie normalne życie, nie widać niczego nietypowego.
U nas jest pusto na ulicach, jak wrócisz, nie poznasz Warszawy…
Ciekawe. Czyli ludzie się przestraszyli i podporządkowali zaleceniom władz. Tutaj raczej jest: hulaj dusza, piekła nie ma. Ja teraz chcę tylko bezpiecznie wrócić do domu, wykluczyć wirusa i poddać się kwarantannie. A potem, mam nadzieję, wszystko wróci do normalności, uda się dokończyć turniej kwalifikacyjny i awansować na igrzyska. Prawdę mówiąc, kiedy wracałam do boksu olimpijskiego z marzeniem o Tokio, zakładałam, że nie będzie łatwo, wiedziałam, że będzie mnóstwo problemów. Ale coś takiego, jak epidemia koronawirusa, nawet nie przyszło mi do głowy…
ROZMAWIAŁ JAN CIOSEK
Fot.: Newspix.pl