Jeden brązowy medal. Z takim dorobkiem z torowych mistrzostw Europy w kolarstwie reprezentacja Polski opuszcza Płowdiw. Przyznajmy wprost: liczyliśmy na więcej. Choć równocześnie nie będziemy przesadnie narzekać. Bo długo nie było przecież wiadomo, czy do Bułgarii pojedzie ktokolwiek z naszych reprezentantów. Ostatecznie wysłaliśmy tam pięć osób. I już to było małym sukcesem. Drugi zapewniła nam Karolina Karasiewicz w wyścigu punktowym.
Sukcesem okazały się też same mistrzostwa. Bo naprawdę dobrze się je oglądało. Mieliśmy rywalizację na najwyższym poziomie, mimo że wielu zawodników i wiele zawodniczek odpuściło sobie walkę o medale. Inni – jak Filippo Ganna, mistrz świata w jeździe na czas z szosy – przylecieć chcieli, ale zatrzymał ich pozytywny wynik testu na koronawirusa. W naszej kadrze zabrakło choćby Mateusza Rudyka, który byłby jednym z faworytów do medali w sprincie.
Ale cóż – takie mamy czasy.
Potęgi swoje
A czasy, jak powszechnie wiadomo, się zmieniają. Nie zmienia się jednak to, że najlepsze kadry wciąż zajmują miejsca na szczycie klasyfikacji punktowej. Mimo że część z ich kolarzy została w domach, mimo że druga część się kuruje, to i tak Wielka Brytania, Rosja i Włochy – bo dokładnie tak wygląda czołówka klasyfikacji medalowej – królują na tych zawodach.
Jasne, pewnie mogłoby być inaczej, gdyby nie wycofały się reprezentacje takie jak Dania, Holandia, Francja czy Niemcy (przysłali ledwie jednego zawodnika). W zeszłym roku wszystkie z nich – poza naszymi sąsiadami – wyprzedziły i Brytyjczyków, i Włochów. Jedynie Rosja była w stanie z nimi powalczyć na poważnie. W tym tych kilka ekip odpuściło sobie start, więc inne miały ułatwione zadanie.
Skorzystali na tym między innymi Portugalczycy. To były mistrzostwa, na których tamtejsi kolarze dali prawdziwy popis swoich umiejętności. O ile rok temu wyjechali z europejskiego czempionatu z ledwie jednym medalem i to brązowym, o tyle w tym postanowili sięgać zdecydowanie wyżej. Łącznie zgarnęli pięć medali – w tym dwa złote. Trzy krążki – każdego możliwego koloru – są zasługą jednego tylko Iurego Leitao, który mistrzostwa skończył jako jeden z najlepszych zawodników, jacy w Płowdiwie się zjawili.
Choć rywali i rywalek w walce o to miano ma sporo. Maximilian Levy – wspomniany jedyny Niemiec w stawce – zgarnął dwa złota. Z takim samym dorobkiem mistrzostwa skończyli między innymi Matthew Walls, Anastasija Wojnowa czy Elisa Balsamo. Swoje wielkie postacie miała więc nawet impreza, na którą wiele z wielkich postaci nie przybyło.
Sport się po prostu zawsze obroni.
Walka była, ale medal – tylko jeden
Nie możemy zarzucić naszym reprezentantom, że nie pokazali zaangażowania. Wiadomo, że zrobili wszystko, by sięgnąć po medale. Nikol Płosaj w trakcie tych mistrzostw zaliczyła dwie groźnie wyglądające kraksy – wczoraj w trakcie omnium i dziś przy okazji rywalizacji w madisonie. Zresztą dla niej to była niesamowicie pechowa impreza. Do tego trzeba bowiem jeszcze dołożyć dyskwalifikację w kolejnej konkurencji. A mimo tego nogi dawały radę – w omnium skończyła czwarta, tuż za podium. I to jest ambicja.

Nikol Płosaj i jej koło po wczorajszej kraksie. Fot. PZKol/Twitter
Czwarty był też w tej samej konkurencji Daniel Staniszewski. Omnium więc Polakom zdecydowanie służyło, ale jednak nie na tyle, by wskoczyć na podium. W madisonie za to para Staniszewski/Pszczolarski uplasowała się na dziewiątym miejscu. Czwarte zajęły za to Patrycja Lorkowska i… Nikol Płosaj. 24-latka śmiało może więc zostać uznana za najbardziej pechową postać w naszej kadrze – istnieje bowiem spore prawdopodobieństwo, że gdyby nie kraksy, byłaby w stanie skuteczniej powalczyć o medale.
A skoro o medalach mowa, to przypomnijmy – ten jedyny dla naszej kadry zdobyła Karolina Karasiewicz. Polce sztuka ta udała się wczoraj w wyścigu punktowym (z kolei w scratchu była dziewiąta). To głównie efekt dobrej strategii – nasza kolarka, wraz z kilkoma innymi zawodniczkami, urwała się głównej grupie. Nadrobiła tym samym sporo oczek, a na koniec musiała jedynie zerwać się do jednego, ostatecznego zrywu i utrzymać pozycję. Udało jej się, stanęła na podium.
Nie stanął na nim za to Wojciech Pszczolarski, na którego bardzo liczyliśmy. Zawodnik Grupy Sportowej ORLEN w wyścigu punktowym był szósty, ale jego straty do podium były stosunkowo duże. Jemu zostaje jednak jeszcze inna impreza – mistrzostwa świata w… e-kolarstwie. Opowiadał nam o nich zresztą jakiś czas temu.
– Odbędzie się jeden wyścig – 9 grudnia – w wirtualnym świecie „Watopia”. Co ciekawe, jak się ściąga te treningi na aplikację kolarską Strava, to trasy są zlokalizowane na jakichś niezamieszkałych wyspach na Pacyfiku. To jakaś wulkaniczna fikcyjna wyspa. Nazwa „Watopia” wywodzi się, wiadomo, od watów i utopii. Trasa nazywa się Watopie Figure 8 Reverse, czyli ósemka z dwoma podjazdami plus jeszcze na metę będziemy dodatkowo podjeżdżać tzw. kom – na początku stromy, potem nieco popuszczający. Zapowiada się fajna rywalizacja do samej mety. Tej rundy jeszcze nie przejechałem w takiej formie jak na mistrzostwa. Mamy oficjalne treningi wyznaczone przez UCI. Na pewno jeszcze się zmierzę z tą trasą, aby wiedzieć, w którym momencie trzeba uważać. Sam jestem ciekaw jak to wszystko będzie wyglądać, bo na pewno pojawią się mocne nazwiska z szosy, z worldtourowych ekip.
Cóż, pozostaje nam więc życzyć, by tam powetował sobie brak medalu z toru.
Sukces
Tak naprawdę najważniejsze jest w przypadku tych mistrzostw nie są jednak medale, a to, że wobec wszystkich przeciwności losu nie tylko udało się je doprowadzić od początku do końca, ale też oglądało się je z prawdziwą przyjemnością. To sukces organizatorów, zawodników i zawodniczek – wszystkich zaangażowanych osób. Kolarstwo torowe jest więc kolejnym sportem, który udowadnia, że w czasach pandemii jest w stanie działać i to całkiem prężnie. A ci, co nie przyjechali, bo woleli odpuścić start?
To już ich wybór. Sytuacja na świecie jest taka, że nie wypada kogokolwiek rozliczać z podejmowania takich decyzji. Możemy jedynie wyrazić jedną nadzieję – że na igrzyskach olimpijskich pojawi się już cała światowa czołówka. A wyniki wszelkich testów będą negatywne. Bo gdy już przychodzi do rywalizacji o olimpijskie krążki, chcemy widzieć tam wszystkich najlepszych sportowców.
Fot. Newspix