O ile do wielu meczów tegorocznej Ligi Narodów można było podchodzić z letnią temperaturą i nie nastawiać się na szczególne emocje, o tyle dzisiejszego spotkania byliśmy bardzo ciekawi dwóch rzeczy. Przede wszystkim – do czego zdążyliśmy się już przyzwyczaić – chodziło o to, jaki skład tym razem zaproponuje Vital Heynen. I tak w porównaniu do wczorajszego starcia z Kanadą miejsca w kadrze meczowej zabrakło dla Michała Kubiaka, Bartosza Kurka (a obaj dobrze znają japońską siatkówkę) i Piotra Nowakowskiego. Z kolei na samym parkiecie – poza Pawłem Zatorskim – pojawił się zupełnie inny skład niż zeszłego dnia.
Po drugie, tak, to my byliśmy faworytami spotkania – zresztą, jak zwykle. Ale Japończycy jawili się jako dość interesujący przeciwnik. W 2018 roku totalnie polegli na mistrzostwach świata – tych samych, z których przywieźliśmy złoto – nie wychodząc nawet z grupy. Rok później zajęli trzecie miejsce podczas mistrzostw Azji, co w obliczu drużyn tam grających jest traktowane przez Japończyków raczej jako wynik będący o włos od kompromitacji, niż superrezultat.
Drużyna musiała zostać przebudowana z myślą o igrzyskach, które przecież odbędą się w Tokio. I najwyraźniej wszystko idzie w dobrym kierunku, bo Japończycy naprawdę nieźle spisują się pod bańką w Rimini. Może zaliczyli delikatną wpadkę z Argentyną, ale za to ograli 3:0 Iran – czyli mistrzów Azji – oraz uporali się z Rosją, wygrywając po tie-breaku. Prawdopodobny był scenariusz, w którym Polacy wygrają po wyrównanym meczu.
Mecz rezerw
Rzecz w tym, że nie tylko my możemy rotować składem na tym turnieju. Trener Yuichi Nakagaichi – choć de facto zespołem zarządzał jego asystent, Philippe Blain (którego dobrze znanym z asystowania Stephane’owi Antidze w kadrze Polski) – również nie wystawił w tym meczu optymalnego zestawiania. W blokach został Yuki Ishikawa. Nie wyszedł również Tomohiro Yamamoto – podstawowy libero naszych przeciwników.
Problem polega na tym, że o ile w przypadku reprezentacji Polski rezerwy trzymają na tyle wysoki poziom, że moglibyśmy się zastanawiać czy nasza druga drużyna byłaby w stanie ugrać coś na międzynarodowych imprezach, to Japonia nie ma aż takiego komfortu wyboru. Efekt był taki, że bez Ishikawy Japończycy grali na fatalnej skuteczności. Popełniali mnóstwo błędów – aż trzynaście w pierwszym secie – i sami prosili się o manto. A tak złej gry zawodnicy klasy Mateusza Bieńka czy Macieja Muzaja po prostu nie mogą nie wykorzystywać. Pierwszego seta wygrali więc łatwo.
SPONSOREM POLSKIEJ SIATKÓWKI JEST PKN ORLEN
Japonia w drugiej partii zaczęła popełniać mniej błędów, ale nie zmieniło to przebiegu spotkania. Górowaliśmy nad przeciwnikiem warunkami fizycznymi, czego akurat należało się spodziewać. Kiedy zaczynaliśmy grać wysoko w bloku, rywale byli bezradni. Najbardziej emocjonującym momentem drugiego seta był tak naprawdę challenge wykorzystany przez Japończyków przy stanie 17:24. Okazało się, że Karol Kłos zagrał na aut, ale jak to mawia klasyk – to nic nie dało. W następnej akcji Polacy zakończyli partię.
W trzeciej partii Japończycy zdobyli najwięcej punktów, bo “aż” 19. To jednak wciąż była drużyna o kilka klas gorsza od reprezentacji Polski. Właściwie ani przez moment nie ulegało wątpliwości, że to nasi zawodnicy doprowadzą ten mecz do szczęśliwego końca. Tak naprawdę tylko na początku seta – mniej więcej do stanu 5:5 – byli w stanie utrzymać się blisko Polaków. Potem podopieczni Heynena przyspieszyli, świetnie atakował choćby Tomasz Fornal, a Japończycy kompletnie się gubili, popełniając proste błędy – na przykład czterech odbić. Rywale mieli jeszcze tylko jeden moment, w którym mogli uwierzyć, że w secie powalczą – gdy od stanu 9:15 udało im się zmniejszyć straty do trzech punktów.
Tyle że Polska nie miała zamiaru pozwolić im doskoczyć. I ostatecznie wygrała tę partię sześcioma punktami. A mecz skończyła – przez całe spotkanie działająca bardzo słabo – zepsuta zagrywka Japończyków.
Co dalej?
Teraz Polakom pozostaje czekać na mecz reprezentacji Brazylii, która zagra dziś wieczorem. Jeśli rywale przegrają z Iranem 0:3 lub 1:3, wtedy nasi reprezentanci będą liderami fazy grupowej Ligi Narodów. Jeśli Brazylijczycy ugrają co najmniej dwa sety – to oni powrócą na pierwsze miejsce. Polska będzie wtedy druga, co oczywiście nie oznacza niczego złego – miejsce to gwarantuje bowiem spokojny awans do fazy pucharowej (półfinału) rozgrywek.
Kolejny mecz Polaków za to już jutro, ale dopiero o 21. To powinno być już trudniejsze spotkanie – biało-czerwoni zmierzą się z Niemcami. Inna sprawa, że nasi sąsiedzi do tej pory… zajmowali niższą lokatę w rozgrywkach niż Japonia. Potem Polaków czeka trzydniowa przerwa, a następnie kolejne trzy – już ostatnie w fazie grupowej – spotkania.
Japonia – Polska 0:3 (14:25, 18:25, 19:25)
Fot. Newspix