Klaudia Jans-Ignacik przez wiele lat była naszą czołową deblistką. Po finale gry podwójnej kobiet na Roland Garros pytamy ją o to, jak ocenia turniej w wykonaniu Igi Świątek i Bethanie Mattek-Sand, jaką przyszłość widzi przed tą parą oraz czego spodziewa się po Polce na igrzyskach w Tokio, gdzie ma wystąpić też w mikście, za partnera mając Łukasza Kubota.
SEBASTIAN WARZECHA: Finał Roland Garros nie poszedł po myśli Igi i Bethanie, ale cały turniej należy chyba jednak ocenić bardzo pozytywnie?
KLAUDIA JANS-IGNACIK: Oczywiście, że tak. Zaczynając ten turniej dziewczyny pewnie liczyły na dobry wynik w deblu – bo dobrze rozumieją się na korcie i wcześniej osiągały nie najgorsze wyniki grając wspólnie – ale nie sądzę, że na finał. Przed Roland Garros przegrały kilka razy takie końcówki, super tie-breaki, gdzie lepsze od nich w decydujących punktach były doświadczone, zgrane ze sobą pary. W Paryżu było inaczej, nie było decydujących piłek w gemach, nie było super tie-breaka. Mniej jest przez to nerwowości. Brawa dla nich, że to wykorzystały i doszły do finału. Niestety, trzeba przyznać, że w dzisiejszym meczu klasę pokazały Krejcikova i Siniakova. Tej pierwszej w ogóle nie przytłoczyła presja tego, że może zdobyć podwójny tytuł na Roland Garros. To jest niewiarygodne, ja jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak one dzisiaj grały.
To powiedzmy sobie, jak one dzisiaj grały. Katerina Siniakova miała co prawda problemy z serwisem, ale to był chyba jedyny słabszy punkt tej pary. A gdy znalazła się przy siatce, to ten gorszy serwis nadrabiała, bo wolejami odgrywała niemalże wszystko. Poza tym – niemal bez wad.
Siniakova bezapelacyjnie rządziła na siatce. Takie woleje, jakie ona grała… Co za czucie! To, że uciekała jej dyspozycja serwisowa, nie miało w tym momencie większego znaczenia. One się zresztą tym nie przejmowały, bo wiedziały, że zaraz są w stanie nadrobić te straty czymś innym. A mając do tego tak pewnie serwującą Krejcikovą… Naprawdę nie miały się czym przejmować.
A czy w parze polsko-amerykańskiej dostrzegałaś jakiś brak zrozumienia? Momentami wyglądało to tak, jakby nie najlepiej ustawiały się wobec siebie czy wręcz zabierały sobie piłki z rakiet.
Raz, że to był finał. Dwa, że walczyły z parą, z którą trzeba zagrać perfekcyjne spotkanie, by z nią wygrać. Wydaje mi się, że niezrozumienie wynikało bardziej z tego, że czasem chciały zrobić za dużo, przejąć nieco ciężar gry na siebie. Myślę, że gdyby tego nie robiły, wynik byłby jeszcze gorszy. Trzeba było, i one próbowały, dołożyć więcej nieprzewidywalności.
Wspomniałaś o tym, że Krejcikova wygrała na Roland Garros dwa turnieje – singlowy i deblowy. Gdy Iga Świątek odpadała w ćwierćfinale singla wiele było tych głosów, że nie powinna był grać w deblu, bo przez to była zmęczona. Wyszło tak, że najbardziej uciszyła je w tym momencie… chyba właśnie Krejcikova, która pokazała, że się da to połączyć.
Dziś był piętnasty dzień turnieju. I ona grała piętnaście dni z rzędu, bo rywalizowała też w mikście! Tam wygrała pierwszy mecz, przegrała w następnej rundzie. Drabinka miksta była w tym roku mniejsza niż zazwyczaj, ale to nie zmienia faktu, że Czeszka była zgłoszona do trzech konkurencji. Niewiarygodne, jak ona to wytrzymała. Myślę, że po tym faktycznie będzie mniej osób powtarzających: “po co Iga grała w obu konkurencjach?”.
Jaką ty przyszłość widzisz przed tym deblem Igi i Bethanie? Wydaje się, że będą jeszcze razem grać, bo dobrze im się współpracuje i wręcz bawią się na korcie. Uważasz, że mogą coś ugrać w turniejach wielkoszlemowych?
Na pewno mają szansę wygrać wielkoszlemowy turniej. Tu przecież zabrakło im tylko jednego meczu. Bethanie to bardzo doświadczona zawodniczka, która na korcie pełni niejako rolę przewodniczki. Iga ma z kolei takie nieokiełznanie, młodość, wprowadza do gry nieco szaleństwa. To bardzo dobrze ze sobą współgra. Jeśli rozegrają więcej takich meczów na najwyższym poziomie – bo to jest ważne, by grały więcej spotkań z najlepszymi przeciwniczkami – to ta jakość, umiejętności i taktyczne rozwiązania, cały wachlarz uderzeń będzie u nich obu po prostu szerszy.
A jak to może wpłynąć na igrzyska olimpijskie w Tokio? Tam Iga ma wystąpić w mikście z Łukaszem Kubotem. Ona wyraźnie się w deblu poprawiła, natomiast Łukasz notuje na razie gorszy sezon.
Trudno jest zdobyć medal na igrzyskach. To nie jest tak, że oni super grają, więc pojadą i wrócą z medalem. Tam będą tylko najlepsze pary świata. Każdy będzie chciał powalczyć o podium, tym bardziej, że będzie potrzeba nieco mniej meczów, by na nim stanąć. Dlatego każdy tam gra i walczy na całego. Oczywiście, że chciałabym bardzo, żeby zdobyli krążek. Nawet nie mówię, że złoty, niech będzie choćby brązowy. Medal to medal. Co wydarzy się w Tokio… Trudno napisać scenariusz przed wyjazdem. To znowu taka para, że mamy Igę, która jest młoda i w formie, oraz Łukasza, który jest bardzo doświadczony, grał na wielu największych arenach i wygrywał turnieje wielkoszlemowe w deblu. Igrzyska to jednak nieco inna rzecz, może być większa presja. Życzę im, żeby zdobyli medal dla Polski.
Złota w mikście na igrzyskach będzie bronić właśnie Bethanie. Może spotkają się gdzieś z Igą na igrzyskach po przeciwnych stronach siatki. Na pewno byłby to ciekawy mecz. Tym bardziej, że mikst jest nieco inny, “luźniejszy”, pod względem atmosfery.
Mikst na pewno jest cudownym uzupełnieniem dla singla i debla. A czy się spotkają? Mogą, jak najbardziej. I zgodzę się, to na pewno byłby dobry mecz.
ROZMAWIAŁ
SEBASTIAN WARZECHA
Fot. Newspix