Igrzyska paraolimpijskie. Mamy historyczny medal w strzelectwie!

Igrzyska paraolimpijskie. Mamy historyczny medal w strzelectwie!

Nie cierpi bałaganu. Nic dziwnego, że na strzelnicy notuje strzały czyste, zwykle trafiając w dziesiątki. Mimo amputacji prawej nogi jako jedno z ulubionych zajęć podaje górskie wędrówki. Oczywiście, o ile znajdzie na nie chwilę, bo na co dzień rzeczy do roboty i tak ma mnóstwo – zajmuje się dwójką małych dzieci, pracuje zawodowo i trenuje strzelectwo. To ostatnie dało wspaniały efekt – w Tokio Szymon Sowiński zdobył pierwszy, historyczny medal dla Polski w tej dyscyplinie na igrzyskach paraolimpijskich.

Pierwszy w historii

Przed startem słucha dobrej muzyki, sam tak to kiedyś określił. Najbardziej lubi tę filmową, ale okazuje się, że i inną nie pogardzi. Dziś na strzelnicy organizatorzy puszczali głównie rockowe kawałki. Na pytanie, czy go nie rozpraszały, odpowiadał, że wręcz przeciwnie. – Ja tej muzyki słuchałem i nawet kołysałem sobie w jej rytm ciałem. Trzeba się troszeczkę rozluźnić, nie można być całkiem spiętym. Dopiero gdy mam wykonać swoją pracę – muszka, szczerbinka, płynne wyciśnięcie – skupiam się i nie słyszę tej muzyki. Wiem, że ona gra, ale jej nie słyszę – mówił przed kamerą TVP.

“Muszka, szczerbinka, płynne wyciśnięcie”, to zresztą hasło, które regularnie powtarza od dawna. Jeszcze przed startem w Tokio mówił o tym w kilku wywiadach. To absolutna podstawa, o to chodzi w jego konkurencji. Kiedy ma do wykonania zadanie na strzelnicy, powtarza sobie właśnie te cztery słowa. I to często działa. Również dziś, bo Szymon Sowiński w klasie SH1 z dystansu 25 m wywalczył srebro. Pierwsze w strzelectwie w całej historii startów Polaków na paraigrzyskach.

– Uważam, że to najtrudniejsza konkurencja ze wszystkich, które Szymon ma w swoim programie podczas igrzysk. Świadczy o tym fakt, że rywalizacja w niej trwała kilka godzin. Finał jest też bardzo specyficzny, ale Szymon świetnie go wytrzymał. Pokazał swój profesjonalizm. To doskonały zawodnik, zasłużył na ten sukces. Myślę, że to świadczy też o tym jak ciężko pracuje. Przez te pięć lat, od paraigrzysk w Rio, dawał z siebie wszystko. On jest przykładem osoby, która potrafi łączyć swoje życie rodzinne – urodziło mu się przez te pięć lat dwoje dzieci – z pracą zawodową i profesjonalnym przygotowaniem do zawodów. Ma swojego osobistego trenera, fizjoterapeutę, psychologa, dietetyka… – mówiła na antenie Radia Zachód Danuta Tarnawska, prezes zielonogórskiego Startu, klubu, do którego należy Szymon.

Raz był blisko, teraz się udało

Sowiński startował też we wspominanym już Rio de Janeiro. Tam zajął czwarte miejsce, kończąc tuż za podium. Może dlatego przed paraigrzyskami w Tokio niczego nie chciał deklarować. – Bardzo chciałbym przywieźć medal, ale ze swojej strony zawsze tonuję nastroje. Można zaplanować formę, ale nie wynik. Będę się upierał przy tym, że muszę wykonywać swoją pracę, ale co z niej wyniknie – zobaczymy. Okres przygotowawczy przepracowałem dobrze. Myślę, że jestem w dobrej dyspozycji. Fizycznie i psychicznie jestem przygotowany bardzo dobrze, ale zweryfikuje to miejsce na paraigrzyskach – mówił w Radiu Zielona Góra na trzy tygodnie przed startem.

W Tokio już raz wszedł do finału. W konkurencji strzelania z pistoletu pneumatycznego na dystansie dziesięciu metrów skończył szósty. Z wyniku był jednak zadowolony, bo podchodził do niego tak, że każda obecność w finale oznacza, że swoją pracę wykonało się dobrze, a i forma nie zawiodła. Co ciekawe jednak to w tej konkurencji można było upatrywać większej szansy dla Polaka – z jednego powodu. W trakcie przygotowań do Tokio często trenował bowiem w domu z bronią laserową, a tam ma strzelnicę ustawioną na dystansie właśnie dziesięciu metrów.

Dziś strzelał z odległości 25 metrów. I okazało się, że tu poszło mu lepiej.

Choć nie było łatwo. Żeby dojść do drugiego miejsca potrzebne były mu aż dwie dogrywki. Cała konkurencja wygląda tak, że najpierw przechodzi się eliminacje, w których trzeba znaleźć się w czołowej ósemce. Szymon skończył je na piątym miejscu. W finale – w którym co serię odpada najsłabszy zawodnik – za to od początku był w okolicach podium, ale w końcówce zrobiło się nerwowo. Równie dobrze radził sobie bowiem Rosjanin Siergiej Małyszew. I to pierwsza z dogrywek, w której Sowiński lepiej utrzymał nerwy na wodzy. Potem czekała go jeszcze walka o srebro z Ukraińcem Denysiukiem, w której też był lepszy. I też po dogrywce.

– Wiedziałem, że jest shoot off, ale nie do końca wiedziałem czy o czwarte, czy trzecie miejsce. Więc skupiłem się na podstawie: “Muszka, szczerbinka, płynne wyciśnięcie”. Zaczęło wchodzić. Strzały były takie, jak się tego nauczyłem. Byłem dobrze przygotowany, więc podszedłem do konkursu ze spokojem. Chciałem zobaczyć, na ile moja praca przyniesie efekt. Przyniosła bardzo dobry, jestem z tego zadowolony. Natomiast przez chwilę nie byłem pewny, co się stało, bo raz zamiast dostać trzy punkty, dostałem tylko jeden. Trochę mnie to zbiło z tropu, ale zapomniałem o tym, bo szybko trzeba było załadować naboje – mówił już po konkursie w rozmowie z TVP Sport.

Jak sam wspominał, o medal nie było łatwo – choćby ze względu na okres przygotowań, który sprawiał mu wiele problemów, głównie z powodu logistyki. W rozmowie po konkursie dziękował między innymi… obu babciom swoich dzieci, które często się nimi zajmowały, gdy on i jego żona nie mogli. Więc i babcie mają więc swój udział przy medalu. I to medalu, powtórzmy raz jeszcze, historycznym.

Warunki nie pomogły

Liczyliśmy, że dane będzie nam dziś świętować więcej niż jeden krążek polskiej reprezentacji, ale niestety – te plany pokrzyżowała między innymi pogoda. W trudnych warunkach i przy padającym na Stadionie Olimpijskim deszczu nie poradzili sobie choćby nasi lekkoatleci – Mateusz Owczarek w skoku w dal, Mirosław Madzia w rzucie dyskiem, Joanna Oleksiuk w pchnięciu kulą czy Marek Wietecki w rzucie oszczepem.

Udanie za to zaprezentowali się kajakarze, którzy jednak o medale nie walczyli – Mateusz Surwiło awansował do finału sprintu, a Kamila Kubas i Katarzyna Kozikowska do półfinałów. W kolarstwie z kolei nasza sztafeta mieszana zajęła szóste miejsce, a na pływalni Jacek Czech, jedyny dziś reprezentant Polski walczący o medale, skończył ósmy w finale na 50 metrów stylem grzbietowym.

Sporo szans medalowych powinniśmy mieć za to jutro, a jeden krążek już na pewno mamy zagwarantowany – nasze tenisistki stołowe do kraju przywiozą co najmniej srebro z rywalizacji drużynowej. Na ten moment będzie to nasz dwudziesty medal. Liczymy jednak, że tych w najbliższych dniach jeszcze sporo przybędzie.

Fot. YouTube


Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze

Aktualności

Kalendarz imprez