Igrzyska olimpijskie – od gazet i kronik do statusu medialnego giganta

Igrzyska olimpijskie – od gazet i kronik do statusu medialnego giganta

Gdybyśmy urodzili się w drugiej połowie XIX wieku, niewykluczone, że nigdy nie poznalibyśmy nazwiska żadnego olimpijczyka – no chyba, że już po 1896 roku wpadłaby nam w ręce właściwa gazeta. Gdybyśmy żyli w Polsce w latach pięćdziesiątych nasz apetyt na olimpijskie emocje musiałoby zaspokoić radio, prowadzące transmisję z igrzysk w Helsinkach czy Melbourne. Gdybyśmy w latach sześćdziesiątych jakimś cudem uzyskali dostęp do odbiornika telewizyjnego – z pasją w oczach wpatrywalibyśmy się w czarno-białe obrazy. 

Przekaz medialny igrzysk olimpijskich diametralnie zmieniał się na przestrzeni lat. Obecnie mówimy o gigancie – sportową rywalizację, mającą miejsce, zazwyczaj,  co cztery lata, śledzi cały świat. Ale właśnie, jak to wszystko się zaczęło? 

4 miliardy i 340 milionów – za taką kwotę NBCUniversal nabywało w 2011 roku prawa do transmisji igrzysk olimpijskich. W skład umowy wchodziły przede wszystkim cztery imprezy – zimowe edycje olimpiady w 2014 i 2018, a także letnie w 2016 oraz 2020 roku (choć, jak się okazało, 2021). Która wyszła im najdrożej? Ta, która się dopiero odbędzie w Tokio – za nią amerykańska firma zabuli miliard i 450 milionów.

Po tym, jak święto sportu w Kraju Kwitnącej Wiśni dobiegnie końca, dojdzie do kolejnych negocjacji. Licytować się z NBC będą ESPN czy Fox. Kiedy umowa zostanie przypięta, znowu usłyszymy o zawrotnych liczbach, które zmuszą nas do rozmyślania, jak to w ogóle się opłaca. Choć tak naprawdę wiemy, że opłaca się, i to bardzo. Szczególnie że mimo czasów koronawirusa, nic nie zapowiada, aby igrzyska nie przyciągnęły uwagi milionów kibiców z całego globu i nie pobiły kolejnych rekordów.

Tak właśnie wyglądają współczesne realia, których Pierre de Coubertin, ojciec nowożytnego ruchu olimpijskiego, przewidzieć nie mógł. Choć to człowiek, któremu, co ciekawe, z mediami było po drodze. – Jesteśmy buntownikami. Dlatego prasa, która zawsze wspierała pozytywne rewolucje, zrozumiała nas i nam pomogła. I za to chciałbym im z całego serca podziękować – powiedział w 1894 roku.

Przełom

W czasach, gdy obywały się pierwsze nowożytne igrzyska, środki przekazu były oczywiście nieporównywalnie uboższe, niż ma to miejsce obecnie. Informacje dotyczące olimpijskich zmagań pojawiały się co najwyżej w gazetach, często z dniem czy dwoma dniami opóźnienia. Na pierwszą transmisję radiową przyszedł natomiast czas dopiero w 1924 roku. To wtedy, podczas imprezy w Paryżu, szczątkowe relacje można było usłyszeć na antenie “Radio Paris”.

Możemy zatem odnieść wrażenie, że dopiero w XX wieku zainteresowanie wokół igrzysk wzrosło na tyle, żeby ktoś zechciał je opisywać, a także technologia posunęła się do tego stopnia, aby było to możliwe. No ale właśnie – przecież nawet w czasach starożytnych igrzysk sportowych nie traktowano wyłącznie jako zabawy. Kwestie jak: kto wygrał, w jaki sposób, co mu pomogło – wówczas również wzbudzały zainteresowanie. Kronikarze zapisywali imiona zwycięzców, a świadkowie je sobie przekazywali, dzięki czemu te roznosiły się po społecznościach i zyskiwały sławę. Trudno użyć tu słowa “media”, ale “kanały komunikacyjne” – już tak.

Początek tego, co widzimy obecnie, ma więc swoje korzenie w naprawdę odległych czasach. Wróćmy jednak do 1924 roku. Radio Paris naturalnie miało dość ograniczony zasięg. O olimpijskich wydarzeniach, za pomocą tego odbiornika, usłyszeć mogli wyłącznie mieszkańcy Francji. Igrzyska były zatem wówczas stosunkowo zamkniętą imprezą, która żyła przede wszystkim w kraju gospodarza.

Ludziom niemającym dostępu do radia pozostawały gazety albo kroniki filmowe o olimpijskiej tematyce, które zaczęły pojawiać się w okolicach 1912 roku. Z czasem stawały się coraz bogatsze i bogatsze, a wraz z rozwojem kinematografii, jasne stało się, że igrzyska czeka powstanie filmu dokumentalnego z prawdziwego zdarzenia. Była nim “Olimpiada”, dwuczęściowy zapis zawodów, które odbyły się w 1936 roku w Berlinie.

O igrzyskach mających miejsce w samym sercu hitlerowskich Niemczech wspominamy zresztą nieprzypadkowo. Bo przeszły one do historii za sprawą wielu rzeczy. Po latach najlepiej znana jest historia Jessiego Owensa, czarnoskórego biegacza, który zdobył cztery złote medale. Nie sposón jednak nie wspomnieć o przepychu, rozmachu i organizacji, których świat sportu wcześniej nie widział.

Oczywiście – olimpiada w rękach niemieckich władz była również narzędziem propagandy. Chcieli zaprezentować swój kraj w dobrym świetle, podkreślić przewagę, jaką – według nich – mieli nad resztą świata. To jedno, ale fakt faktem – w 1936 roku nastąpił pewien przełom, jeśli chodzi o rozwój mediów powiązanych ze sportem. Z kilkunastominutowym opóźnieniem igrzyska w Berlinie były – po raz pierwszy – transmitowane telewizyjnie (obraz ukazywał się na ekranach, umieszczonych w różnych częściach miasta, a także wiosce olimpijskiej). Do przodu poszło również radio – za jego sprawą pojawiło się 2500 relacji w 28 językach.

Zatem – o ile temat igrzysk w 1936 roku jest niejednoznaczny, mówimy o pierwszej sportowej imprezie o naprawdę sporym zasięgu.

Jak burza

Podczas kolejnego “święta sportu” – w Londynie w 1948 roku – przekaz radiowy opanował już cały świat. Natomiast odbiorniki telewizyjne, choć wciąż stanowiące rzadkość, pojawiły się w domostwach. Szacuje się, że na obrazie imprezę obserwować mogło około pół miliona ludzi (którzy znajdowali się w zasięgu 200 kilometrów od miejsca wydarzeń). Warto też wspomnieć, że czas na antenie poświęcono już każdej z obecnych dyscyplin.

Jeśli chodzi o Polskę – igrzyska w jedynym kanale Telewizji Polskiej pojawiły się w 1960 roku. Grono 239 tysięcy abonentów mogło delektować się łącznie kilkoma godzinami transmisji każdego dnia. Program zaczynał się najwcześniej o 16 i trwał do około 18:30, a potem, po 22:00, prezentowano wydarzenia z odtworzenia. Kamieniem milowym w naszym kraju okazała się impreza w Meksyku, w 1968 roku. Telewidzowie wówczas otrzymywali około sześciu godzin sportowej rywalizacji dziennie, powstało także Studio Olimpijskie.

W kolejnych latach media relacjonowały olimpijskie wydarzenia na coraz większą skalę, zarówno w Polsce, jak i na świecie. Wiele zmienił nie tylko rozwój technologiczny, ale profesjonalizacja oraz komercjalizacja sportu, które wpłynęły choćby na poziom w danych dyscyplinach, stopień przygotowania sportowców. Dualny rynek mediów, na który składali się nadawcy publiczni oraz prywatni, dodał zaś elementu konkurencyjności, większego nastawienia na zysk – zatem transmisje radiowe czy telewizyjne były siłą rzeczy lepsze i lepsze.

Igrzyska olimpijskie stały się potęgą, tak samo zresztą jak media. To związek, z którego korzystały obie strony. Choć radio czy prasa na przestrzeni lat nie uległy wielkiej przemianie, przekaz telewizyjny przeszedł prawdziwą rewolucję. Rzeczy, na które obecnie nie zwracamy uwagi, były do niego stopniowo dodawane – mowa m.in. o kolorze oraz obrazie z różnych kamer, wywiadach z olimpijczykami tuż po zawodach, tabelkach ze statystykami, dynamicznych przejściach z dyscypliny do dyscypliny.

Potęga

Jak wielki jest obecnie wpływ mediów na igrzyska? Cóż, mogą nawet ingerować w kształt sportowej warstwy tej imprezy. Niektóre dyscypliny zmieniały się w końcu na przestrzeni lat tak, aby pasować do telewizji. Wystarczy wspomnieć o siatkówce – do 1998 roku sety rozgrywano do 15 punktów, ale te były zdobywane wyłącznie, kiedy zespół miał własną zagrywkę. To sprawiało, że mecze mogły trwać długo, za długo na wymogi oraz realia telewizyjnej ramówki. Przy obecnym sposobie rozgrywania meczów – trzy, cztery sety do 25 punktów i tie-break do 15 – łatwiej przewidzieć, ile dane spotkanie będzie trwało.

Oczywiście przykład siatkówki nie jest w pełni powiązany z igrzyskami. Ale wystarczy wspomnieć o lekkoatletycznych biegach i przypadku Wilhelma Belociana, który przez nowe zasady co do falstartu, również wprowadzone z myślą o telewizji (wystarczy jeden falstart, aby zostać zdyskwalifikowanym), stracił szansę na medal na igrzyskach w Rio de Janeiro. Podobny los spotkał Usaina Bolta podczas mistrzostw świata w 2011 roku.

Warto też przenieść się do Pekinu i imprezy w 2008 roku. Na żądanie NBC organizatorzy byli wówczas zmuszeni zmienić czas rozgrywania finałów w pływaniu. Amerykański nadawca był bowiem zmartwiony, że – ze względu na inne strefy czasowe i to że Stany i Chiny dzieli dwanaście godzin – zawody nie przyciągną tylu widzów, na ile mają potencjał. Michael Phelps i spółka wskoczyli zatem do basenu w sesji wieczornej (czyli dla Amerykanów porannej), a nie porannej (czyli dla Amerykanów wieczornej), dzięki czemu nikt w USA nie musiał zarywać nocki.

Podobną ingerencję w program zawodów w 2016 roku wniosło TVP. Mecze polskich siatkarzy oraz piłkarzy ręcznych były bowiem zaplanowane na tę samą porę. A to – biorąc pod uwagę, że obie dyscypliny cieszą się w naszym kraju zainteresowaniem – stanowiło spore utrudnienie. Na szczęście organizatorzy spełnili otrzymaną prośbę i godziny spotkań zostały tak ustawione, aby można było obejrzeć oba nie dostając oczopląsu.

Tak naprawdę rozwój medialnego przekazu igrzysk olimpijskich trwa do dzisiaj. Tuż po imprezie w Rio de Janeiro MKOl ogłosił powstanie “The Olympic Channel”, kanału sportowego dostępnego na różnych platformach, który transmituje nie tylko powtórki z różnych konkurencji, ale filmy dokumentalny czy inne ekskluzywne serie. Ma również swoją stronę internetową, na której umieszczane są wszelkiego rodzaju artykuły, a także podcasty. I co warte podkreślenia: Olympic Channel ma w założeniu działanie również między igrzyskami, nie tylko w ich trakcie.

Chciałoby się powiedzieć – przypomina to trochę nasz portal. Zgadza się, “Kierunek Tokio” również jest przykładem tego, jak bardzo zmieniła się medialność igrzysk.

KACPER MARCINIAK

Fot. Newspix.pl


Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze

Aktualności

Kalendarz imprez