Igrzyska i wirus. Czy Greg Louganis pomógł oswoić HIV?

Igrzyska i wirus. Czy Greg Louganis pomógł oswoić HIV?

W 1988 roku podczas igrzysk olimpijskich w Seulu rozegrał się dramat, którego szczegóły wypłynęły na światło dzienne wiele lat później. Greg Louganis – jeden z najbardziej utytułowanych olimpijczyków w historii – skacząc do wody uderzył się w głowę. Basen zalał się krwią zawodnika, który był nosicielem wirusa HIV, ale nie powiedział o tym nawet lekarzowi, który gołymi rękami zakładał mu szwy.

Niezwykła historia wyszła na jaw dopiero w 1995 roku, kiedy to utytułowany skoczek już po zakończeniu sportowej kariery otworzył się przed dziennikarką Barbarą Walters. Siedem lat zdążyło zmienić właściwie wszystko. Louganis zaliczył nawet etap żegnania się ze światem, ale dzięki lekom przetrwał najgorsze momenty. W międzyczasie na scenie pojawił się Magic Johnson, który pozwolił spojrzeć na nowe zagrożenie z zupełnie innej strony. Po drodze upadło też wiele mitów dotyczących HIV, ale zachowanie Louganisa nadal wzbudzało kontrowersje.

Jakiekolwiek rozważania w tym temacie trzeba jednak rozpocząć od przypomnienia podstawowych definicji. HIV to tak naprawdę wirus upośledzenia ludzkiej odporności, który występuje w dwóch typach. Do zakażenia może dojść głównie za pośrednictwem ekspozycji na wydzieliny lub tkanki zawierające wirusa. Zakażenie wirusem HIV może prowadzić do AIDS – zespołu nabytego upośledzenia odporności. Tak dzieje się u większości osób, które nie podejmują leczenia lub trafiają na terapię za późno. Wczesne wykrycie wirusa i podjęcie odpowiedniej terapii sprawia, że progresję od HIV do AIDS można zatrzymać, a w najgorszym przypadku znacząco opóźnić.

Nowy wirus pojawił się na scenie na początku lat osiemdziesiątych. Początkowo jednostkę chorobową rozpoznawano głównie u młodych homoseksualnych mężczyzn oraz u osób przyjmujących dożylnie narkotyki. Pierwsze testy na obecność wirusa pojawiły się w 1985 roku, a dwa lata później pojawił się pierwszy lek. Efektywna terapia – będąca w praktyce kombinacją trzech leków – została opracowana dopiero w połowie lat dziewięćdziesiątych. Z czasem uległa zmianie – podobnie jak sam mutujący wirus.

Szacuje się, że od początku epidemii zakażenie HIV dotknęło nawet 80 milionów osób, z czego niespełna połowa zmarła. Z upływem lat udało się tę nową jednostkę chorobową w jakimś sensie oswoić. Pomogły w tym nie tylko głośne filmy takie jak “Filadelfia”, ale też przypadki gwiazd świata sportu. Dwa wydają się wyjątkowo odstawać, bo zrywają z większością mitów znanych z pierwszych lat obecności HIV w mediach.

Świadectwa sportowych playboyów

Tommy Morrison (48-3-1, 42 KO) był jednym z najbardziej rozpoznawalnych pięściarzy wagi ciężkiej na początku lat dziewięćdziesiątych. Na pewno pomógł mu w tym udział w piątej części “Rocky’ego”, ale styl walki też robił swoje. W ringu jego lewy sierpowy siał spustoszenie, a on sam mierzył się z największymi – pokonał między innymi George’a Foremana (72-3). Poza tym był jednak rasowym imprezowiczem, który nie stronił także od używek. 

W lutym 1996 roku Morrison chciał o sobie przypomnieć. W poprzednim występie przegrał z Lennoksem Lewisem (27-1), ale wciąż liczył się w grze o najważniejsze trofea. Walka z Arthurem Weathersem (22-7-1) została jednak odwołana po tym jak z Nevady przyszły wyniki badań. Okazało się, że Tommy jest nosicielem wirusa HIV.

Pięściarz początkowo wziął to na klatę i ogłosił założenie fundacji walczącej z wirusem, którego zamierzał znokautować. Z poważnego sportu zniknął na zawsze – żadna komisja stanowa w USA nie chciała mu pozwolić na wyjście do ringu. W kolejnych latach Morrison polemizował z wynikami testów i nie chciał podjąć leczenia. Zmarł przedwcześnie w 2013 roku – zdaniem matki na “w pełni rozwinięte AIDS”. Autopsji nie przeprowadzono.

Magic Johnson wybrał inną drogą. W listopadzie 1991 roku na specjalnie zwołanej konferencji prasowej poinformował o zakażeniu HIV. Wydarzenie odbiło się szerokim echem, bo koszykarz zapowiedział również natychmiastowe zakończenie kariery. W tle znalazła się jego ciężarna żona – u niej i u dziecka nie zdiagnozowano jednak wirusa.

Dla każdej osoby interesującej się sportem Magic jest bohaterem – ocenił prezydent George Bush. W 2004 roku ESPN uznał konferencję Johnsona za jedno z dziesięciu najważniejszych wydarzeń w sporcie ostatniego ćwierćwiecza. W przeciwieństwie do Morrisona wrócił do poważnego sportu. Już po kilku miesiącach wziął udział w meczu gwiazd, a w 1992 roku był częścią legendarnego “Dream Teamu”.

Johnson publicznie przyznał się do własnych słabości – główną był seks z “haremem kobiet”. Żona mu wybaczyła, a koszykarz po drodze zdążył napisać między innymi książkę na temat znaczenia bezpiecznego seksu. Jego wyjazd na igrzyska w 1992 roku pozwolił wyjaśnić wiele pod kątem tego jak przenoszony jest wirus. W samej Barcelonie był fetowany – otrzymywał owacje po każdym meczu. 

Dyskusja o zagrożeniach związanych z HIV i AIDS w sporcie odżyła w 1995 roku. Cztery złote medale igrzysk i jedno srebro, pięć złotych medali mistrzostw świata i wiele innych prestiżowych wyróżnień – jeden rzut oka na dorobek Grega Louganisa pozwala upewnić się w przekonaniu, że był naprawdę wyjątkowym sportowcem. Na olimpijską scenę wkroczył jako 16-latek i szybko stał się jedną z największych gwiazd w historii skoku do wody.

Jak już jeździł na wielkie zawody, to zazwyczaj wygrywał. Srebro wywalczył tylko na pierwszych igrzyskach, przegrywając z legendą – Klausem Dibiasim. Życie amerykańskiego sportowca było jednak skomplikowane właściwie od narodzin. Rodzice biologiczni oddali go do adopcji zaraz po porodzie – tak chłopak o korzeniach szwedzko-samoańskich trafił pod opiekę greckich imigrantów, którzy nigdy nie ukrywali przed nim, że został adoptowany.

Poszukiwanie tożsamości stało się ważną częścią dorosłego życia Grega. Nie było łatwe, bo dokumenty przepadły podczas pożaru agencji adopcyjnej. Ojca odnalazł jeszcze w połowie lat osiemdziesiątych – pomógł przypadek. Kontrakt reklamowy sprawił, że sportowiec pojawił się na Hawajach. Właśnie tam mieszkał jego biologiczny ojciec, który od dawna śledził poczynania syna. Z czasem więzi się zacieśniły. W 2017 roku Louganis poddał się badaniom DNA, by ostatecznie wyjaśnić temat. – Wreszcie przestałem żyć w przeszłości – przyznał wtedy.

Idąc własną drogą

Skomplikowana sytuacja rodzinna od zawsze miała na niego ogromny wpływ. Rodzina zastępcza zapewniła mu wszystko, ale cały czas czuł się w jakimś sensie porzucony. Za sprawą starszej siostry (również adoptowanej) od najmłodszych lat wyróżniał się w tańcu i gimnastyce. Pierwsze publiczne występy zaliczył już jako 3-latek. Niewiele później zdiagnozowano u niego astmę i alergię. Jednym z zaleceń było podjęcie ćwiczeń w wodzie.

W ten sposób Greg zaczął pływać, a po pewnym czasie także skakać. Wypatrzył go Sammy Lee – pierwszy sportowiec azjatyckiego pochodzenia, który zdobył dla USA olimpijskie złoto. Louganis pierwszy olimpijski medal zdobył jako nastolatek, ale jego dorobek mógł być większy – plany pokrzyżował bojkot imprezy w Moskwie. Mimo to zawodnik wciąż się rozwijał i zachwycał. W 1982 roku wygrał dwa złote medale mistrzostw świata i jako pierwszy w historii otrzymał perfekcyjną notę “10” od wszystkich siedmiu sędziów.

W jego życiu prywatnym nie działo się jednak najlepiej. Przez większość lat osiemdziesiątych Greg był związany ze swoim menedżerem – Jimem Babbittem. To zdecydowanie nie była zdrowa relacja – sportowiec regularnie tracił na niej nawet 80% zarobków, które kontrolował zaborczy partner. Babbitt utrzymywał też kontakty seksualne z innymi mężczyznami – to sprawiło, że w życiu Louganisa pojawił się wirus HIV.

Faworyt do olimpijskiego złota w Seulu usłyszał diagnozę na kilka miesięcy przed igrzyskami. Zapisano mu lekarstwa, które musiał przyjmować co cztery godziny. O jego sytuacji nie wiedział w kadrze nikt poza trenerem. Louganis nie zrobił wyjątku nawet dla lekarza, który zakładał mu szwy już w samej Korei. Podczas eliminacji skoczek uderzył głową w trampolinę i po chwili olimpijski basen zalał się krwią. 

Sprawa rozeszła się po kościach. Louganis wrócił do domu z kolejnymi dwoma złotymi medalami i znów został narodowym bohaterem. To był jego ostatni zryw – po wszystkim zaczął usuwać się w cień. W 1993 roku świętował 33. urodziny w niezwykłym stylu. Babbitt nie żył już od trzech lat – zmarł na AIDS. Greg zaczął podupadać na zdrowiu, a zakażenie HIV u niego także zamieniło się w zabójczą chorobę. Stracił kilka kilogramów i czuł się coraz gorzej. Był przekonany, że świętuje ostatnie urodziny, ale nowa terapia postawiła go na nogi. Dzięki temu dwa lata później po raz pierwszy mógł opowiedzieć o swoich życiowych zakrętach.

Chciałem, by moja historia pozwoliła zrozumieć ludziom z podobną diagnozą, że HIV i AIDS to wcale nie wyrok śmierci – tłumaczył. Dlaczego nie powiedział nikomu poza trenerem? Uznał, że jego dyscyplina nie jest sportem kontaktowym, więc ryzyko zakażenia jest minimalne. – Nie ma możliwości zakażenia HIV przez samą skórę – to skuteczna bariera ochronna – tłumaczył Anthony Fauci – ten sam, który dziś odpowiada w USA za strategię walkę z koronawirusem.

Jak ocenić podejście Louganisa z etycznego punktu widzenia? Pewnie byłoby ono nawet zrozumiałe, gdyby nie ten wypadek. Po uderzeniu w głowę szwy zakładał mu doktor James Puffer – robił to bez rękawiczek. Gdyby sam nabawił się przy okazji jakiegoś drobnego rozcięcia, to mogło dojść do dramatu. Skoczka przez lata męczyły w tej kwestii wyrzuty sumienia. Do tego stopnia, że Puffer poznał prawdę na kilka miesięcy przed całym światem. Zrobił testy – nie był zakażony i nie miał pretensji do sportowca.

Tego samego nie można powiedzieć o gospodarzach. Park Seh-jik – szef komitetu organizacyjnego igrzysk w Seulu – nazwał zachowanie Louganisa “moralnie nagannym” i przekonywał, że skoczek nie powinien wystąpić w ostatniej części zawodów. Przepisy Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl) nie narzucały na zawodnika konieczności podzielenia się taką diagnozą. Wielu sportowców broniło podejścia Amerykanina. – To jednak trochę co innego niż katar – ironizował Jim Ballard, który przewidywał gigantyczny międzynarodowy skandal w przypadku przyznania się do zakażenia na gorąco.

Opowiadając o wszystkim wiele lat po fakcie Louganis zaczął występować w nowej roli. Stał się rzecznikiem osób LGBT w sporcie – o swojej orientacji poinformował już w 1994 roku. Wirus HIV nauczył go, by niczego w życiu nie brać za pewnik. Przez wiele lat był obiektem eksperymentów medycznych, ale dzięki temu żyje. – W pewnym momencie nie sądziłem, że dożyję 30. urodzin… Niczego nie postrzegam w kategoriach porażek – to tylko lekcje – tłumaczył.

Dziś Greg Louganis ma 60 lat i jest szczęśliwy. Odnalazł rodzinę biologiczną, o której istnieniu przez większość życia nie miał pojęcia. W USA jest ikoną i inspiracją – w 2016 roku doradzał reprezentacji podczas igrzysk w Rio. W tym samym roku jego wizerunek trafił też na opakowanie płatków. Jeszcze więcej o wpływie sportowca mówią słowa Michaela Fassbendera, który inspirował się jego sposobem mówienia przygotowując się do występu w “Prometeuszu” Ridleya Scotta. Nie byłoby w tym może nic dziwnego gdyby nie fakt, że odgrywał wtedy rolę… humanoidalnego kosmity.

KACPER BARTOSIAK

Fot. Newspix.pl


Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze

Aktualności

Kalendarz imprez