Fani tenisa w Polsce mogli dziś zarezerwować sobie całe popołudnie na oglądanie tego sportu. Magda Linette grała w Ostrawie – i to dwa razy – zaś Hubert Hurkacz rozpoczynał zmagania w Metz. Hubi na luzie wykonał zadanie i zlał Lucasa Pouille, zaś Linette kończy dzień w słodko-gorzkim nastroju – odpadła w turnieju gry pojedynczej, ale w deblu doszła do półfinału drabinki. Szkoda tylko, że w przypadku Magdy bardziej zależało nam właśnie na singlu. Tam w ćwierćfinale czekała już Iga Świątek, a polsko-polski mecz na takim etapie turnieju byłby sporym wydarzeniem.
Tenisowe emocje rozpoczęły się od pojedynku Magdy Linette z Jeleną Rybakiną. Dodajmy, że było to drugie starcie polsko-kazachskie podczas turnieju w Ostrava Open. W pierwszym meczu jednej ósmej finału rywalizowały ze sobą rozstawiona z pierwszym numerem Iga Świątek oraz Julija Putincewa. Nasza faworytka wygrała, zatem w następnej rundzie mogliśmy otrzymać trzeci mecz z cyklu Polska-Kazachstan. Lecz bardziej cieszyłby nas scenariusz, w którym obie Polki mogłyby rozstrzygnęłyby awans do półfinału pomiędzy sobą.
W przeciwieństwie do wczorajszego spotkania, tym razem do Kazaszka uchodziła za faworytkę. To młoda, dwudziestodwuletnia zawodniczka, która jednak z sezonu na sezon czyni stały progres. W tym roku dotarła do ćwierćfinału French Open i to zarówno w grze pojedynczej, jak i w deblu. To jej najlepszy rezultat na wielkoszlemowych kortach, co jest o tyle zaskakujące, że domeną Rybakiny jest gra na twardej nawierzchni. Raz wygrała na takich kortach, a miało to miejsce w Hobart, podczas turnieju serii 250. Lecz jej życiowymi sukcesami są… porażki, ale w o wiele bardziej prestiżowych zawodach.
W lutym ubiegłego roku w Dubaju dotarła do finału zawodów z cyklu WTA Premier Series, gdzie musiała uznać wyższość ówczesnej jedynki rankingu WTA –Simony Halep. Świetnie poradziła sobie też na igrzyskach w Tokio. Dotarła tam do meczu o brązowy medal, wcześniej pokonując między innymi Garbine Muguruzę. Niestety dla Rybakiny, w meczu o brąz lepsza okazała się bardziej doświadczona Elina Switolina.
Dwie twarze Linette
Charakterystyczną cechą czeskiego kortu była bardzo wolna nawierzchnia, stąd zastanawialiśmy się jak Magda sobie na niej poradzi. Takie warunki mogły nawet bardziej sprzyjać Polce, która miała dobry plan na to spotkanie. Starała się cały czas wywierać presję na dużo wyższej, ale przez to mniej mobilnej przeciwniczce. Lecz Rybakina pokazywała niezwykłą grację w swoim tenisie, co mogło wzbudzać podziw. Wysokie zawodniczki zwykle grają siłowo, można wręcz powiedzieć, że nieco topornie. Ale nie ona. Dysponowała lepszym serwisem, a przy każdej wymianie posyłała piłkę na połowę Linette z niezwykłą swobodą. Poza tym ona po prostu nie panikowała na korcie i to zrobiło różnicę. Polka była blisko przełamania rywalki na 2:2, jednak nie wykorzystała trzech break pointów. Od tego momentu nie potrafiła wrócić do gry, a set zakończył się wynikiem 6:3 dla Rybakiny.
Drugi set rozpoczął się z nadzieją dla polskich kibiców, że jeszcze nie wszystko stracone. Linette jakby zupełnie zapomniała o niepowodzeniach z pierwszej partii, już w gemie inaugurującym seta doprowadzając do pierwszego w meczu przełamania. Następnie wygrała własne podanie. Obrana taktyka zaczęła przynosić efekty, a rozrzucana raz w jedną, raz w drugą stronę przeciwniczka po prostu nie nadążała. Akcja zapisująca trzeci gem na konto Polki to już w ogóle był czysty popis. Linette przyciągnęła rywalkę do siatki, a gdy ta zdołała odbić piłkę, skutecznie ją przelobowała. To był prawdziwy koncert Polki, podczas którego nie mogliśmy wyjść z podziwu, że to ta sama zawodniczka, która w pierwszym secie była tłem dla rywalki. Zwłaszcza w ostatnim gemie, w którym szybko ustrzeliła dwa asy serwisowe i takim samym zagraniem zakończyła partię.
Nie będzie polsko-polskiego ćwierćfinału
Zatem wynik brzmiał 1:1 w setach, lecz trudno było nie odnieść wrażenia, że przewaga psychologiczna jest po stronie Magdy. Zwłaszcza, że nie stroniąca w tamtym momencie od pomyłek Rybakina rozpoczęła od podwójnego błędu na własnym podaniu. Pozostawało pytanie czy zdezorientowana rywalka się podniesie. A o to było ciężko, gdyż Linette grała świetne kontry.
Niestety, wtedy Rybakina pokazała najlepszą wersję siebie. Zaprezentowała bardzo dobrą grę na linii, sama zmuszając Polkę do biegania po korcie. To był tenis na najwyższym poziomie, na który Magda nie miała żadnej odpowiedzi. Przy stanie 4:1 w gemach dla Kazaszki i własnym serwisie, Linette zaczęła popełniać proste błędy. Ten set w przypadku Polki wyglądał niczym smutna formalność do odhaczenia. Rybakina zakończyła mecz asem serwisowym ustanawiając wynik trzeciej partii na 6:1.
Tym samym to ona będzie rywalką Igi Świątek w ćwierćfinale Ostrava Open. Czy druga z Polek ma się czego obawiać? Cóż, po tym co dziś zobaczyliśmy trudno lekceważyć zawodniczkę z Kazachstanu. Ale bynajmniej nie jest tak, że Rybakina to tenisistka nie do ogrania. Posiada swoje mankamenty, które obecni na trybunach trener Piotr Sierzputowski oraz tata Igi Tomasz Świątek wychwycili i będą starali się je przekazać swojej podopiecznej. Przynajmniej taką mamy nadzieję.
Co do Linette, to nie zakończyła ona jeszcze gry na czeskich kortach. Kilka godzin po swoim meczu w grze pojedynczej zagrała w deblu razem z Bernardą Perą. Rozstawiona z pierwszym numerem para zwyciężyła australijsko-holenderski duet Astra Sharma- Rosalie Van der Hoek i za dwa dni zagra w półfinale z Kaitlyn Christian- Erin Routliffe.
Magda Linette – Jelena Rybakina 1:2 (3:6, 6:2, 1:6)
Hurkacz rozpoczął turniej w Metz
W teorii znacznie łatwiejsze zadanie od swojej rodaczki miał Hubert Hurkacz, rozpoczynający swój udział w turnieju Moselle Open jako rozstawiony z pierwszym numerem. Jednak Hubi ma to do siebie, że jest tenisistą nieprzewidywalnym. W dobrym i złym tego słowa znaczeniu. Chociażby w tym sezonie w lipcu potrafił na kortach Wimbledonu ograć Daniła Miedwiediewa czy samego Rogera Federera. Ale już na igrzyskach olimpijskich w sobie tylko znany sposób odpadł z Liamem Brodym – tenisowym no-namem plasującym się wówczas na 143 miejscu rankingu ATP.
Dziś jego przeciwnikiem był zawodnik o wiele bardziej znany, lecz obecnie prezentujący podobny poziom do Brody’ego. Lucas Pouille w przeszłości wygrywał Puchar Davisa. W singlu w 2018 roku awansował do pierwszej dziesiątki rankingu ATP. Ogrywał takich graczy, jak Dominic Thiem czy Jo-Wilfried Tsonga, i to w finałach tenisowych turniejów. W 2016 roku podczas czwartej rundy US Open pokonał Rafaela Nadala, a w 2019 roku dotarł nawet do półfinału Australian Open.
Lecz dwa lata w tenisie to szmat czasu. Tym bardziej, że Francuzowi upłynął on pod znakiem kontuzji łokcia, przez którą stracił cały poprzedni sezon. Obecnie okupuje 142. pozycję w rankingu ATP, a do drabinek głównych turnieju jest zapraszany wyłącznie wtedy, kiedy organizatorzy przyznają dzikie karty. Zatem faworytem tego meczu był Polak, który w 2019 roku aż trzykrotnie spotykał się z Pouillem na kortach, z czego dwa razy schodził z nich jako zwycięzca.
Krótko, łatwo i przyjemnie
Na szczęście dziś obejrzeliśmy tę lepszą wersję Hurkacza. Wprawdzie obydwaj tenisiści popisywali się kolejnymi asami serwisowymi, lecz w każdym innym elemencie tenisowego rzemiosła to Polak miał przewagę. Lepsza gra przy własnym podaniu, nieco skuteczniejszy return, szybkość poruszania się na korcie – on to wszystko miał. Za Polakiem przemawiała każda dłuższa wymiana piłek. Pouille dał się zapamiętać na korcie głównie wtedy, kiedy wykłócał się z serbską sędzią o to, czy Hurkacz mógł wziąć challenge do akcji, skoro ona sama wcześniej zabroniła Polakowi tego ruchu.
A co poza tym? Pouille z godną podziwu konsekwencją posyłał piłki w taśmę, która na jego szczęście czasami przelatywała na stronę Polaka. Każdy jego serwis był walką o punkt utrzymujący w grze, zaś każdy gem rozpoczynany przez Hubiego trwał góra kilka minut. Różnica poziomów pomiędzy oboma zawodnikami była widoczna gołym okiem. Francuz w drugim secie mógł tylko ze złości połamać rakietę, za co otrzymał ostrzeżenie.
Tym samym Hubert awansował do swojego szóstego ćwierćfinału w obecnym sezonie. A w Metz czeka go powtórka z turnieju Cincinnati, gdzie grał z Andym Murrayem. Tam Polak wygrał z utytułowanym Brytyjczykiem. I z całym szacunkiem do dwukrotnego mistrza olimpijskiego, przy jego obecnej formie nie mamy powodów by sądzić, że Hurkacz nie pokona go ponownie.
Hubert Hurkacz – Lucas Pouille 2:0 (6:2, 6:3)
Fot. Newspix