64. PZLA Halowe Mistrzostwa Polski w Lekkiej Atletyce nieoczekiwanie stały się docelową, kluczową dla sezonu zimowego imprezą. Ze względu na przesunięcie mistrzostw świata na przyszły rok przejęły ich ciężar i miały stanowić zwieńczenie sezonu startów pod dachem. Zabrakło kilku mocnych nazwisk, w niektórych konkurencjach poziom zaskoczył, niestety również in minus.
Jednym z ważniejszych wydarzeń soboty w Arenie Toruń był powrót Andżeliki Cichockiej z Grupy Sportowej ORLEN. Anonsowała dwa starty – na 800 i 1500 m. Ze względu na chorobę w tygodniu poprzedzającym czempionat w ostatniej chwili postawiła tylko na ten dłuższy dystans. Co istotne wygrała ten wyścig i przez dłuższą chwilę mogła napawać się zwycięstwem.
– Wczoraj wstałam z łóżka, bo tydzień chorowałam. Zdecydowałam się na jeden bieg, bo wiedziałam, że mogę nie wygenerować sił na dwa biegi. Dużo przede mną, ale jak to mówi mój trzyletni chrześniak, to nie są przeszkody tylko przygody. Dużo też za mną, ale czuję się bardzo nakręcona. Gra jest warta świeczki. Jak by nie było działałam w zgodzie z sobą, we wszystkim, w każdym temacie. Czuję wewnętrznie jak mnie wzywa na bieżnię. Zrobiłam wszystko aby wrócić na bieżnię. Dużym kosztem, nakładem sił znalazłam doktora w Monachium, dokąd regularnie latam i tam się leczę. Jestem w najlepszych rękach. Nawet jeśli będzie wszystko super, przed igrzyskami pojadę do niego jeszcze na kontrolę. To nie tylko świetny lekarz, ale też psycholog i człowiek. On mówi, Angie, będziesz biegać, igrzyska są w twoim zasięgu. Dał mi nadzieję, bo w pewnym momencie miałam dziesięć różnych diagnoz mojej kontuzji. To było destrukcyjne dla mojej głowy, bo nie wiedziałam co mam leczyć – mówiła kiedy jeszcze nie wiedziała, że jury zastanawiało się, czy nie zdyskwalifikować jej za wyjście poza bieżnię. Przepisy zakazują choćby postawienia nogi nawet na wewnętrznym krawężniku. To znamionuje bowiem skrócenie trasy, a przepisów nie interesuje z jakiego względu to się stało, podobnie sędziów. Werdykt zapadł więć bezlitosny dla Cichockiej.
Po zawodach nie zabrakło też pytań o współpracę z Tomaszem Lewandowskim. – Wiem, że trener Lewandowski wciąż próbuje znaleźć porozumienie z PZLA, jednak ja w tej lawinie decyzji i tego co się działo, postanowiłam, że dosyć mam tego spadania i wspinania się w górę. Zdecydowałam, że będę trenowała z moim mężem, który był najbliżej i najbardziej mnie wspierał w tak trudnym czasie. Pozostało za mało czasu do igrzysk, a za dużo się dzieje.
Sponsorem 64. PZLA Halowym Mistrzostw Polski Toruń 2020 był PKN ORLEN
Pierwszego dnia mistrzostw na pewno mógł się jeszcze podobać konkurs skoku wzwyż mężczyzn. Doś szybko pozostało dwóch rywali – Sylwester Bednarek (Grupa Sportowa ORLEN) i Norbert Kobielski. Gładko przeszli przez 209, 213, 220 i 223 cm. 2,26 m Kobielski zaliczył w trzeciej próbie bijąc po raz pierwszy tego dnia życiówkę. Drugi raz poprawił własny rekord za pierwszym razem na 2,29 m. Ta wysokość sprawiła jednak kłopoty Bednarkowi i musiał przenieść na 2,31 m, które jednak okazało się za wysokimi progami dla obu. Mistrzem kraju został Norbert Kobielski. – Pamiętam jak jeszcze w podstawówce z podziwem patrzyłem na Sylwka podczas mityngu Pedros Cup. Dziś mogę z nim rywalizować na równi. To wspaniałe uczucie – przyznał nowy mistrz Polski. – Zależało mi, by skoczyć 2,33 m, z takim celem tutaj przyjechałem. Nie udało się, szkoda, bo to koniec sezonu halowego. Miałem tylko trzy starty i dobrą formę, a nie zdołałem jej wykorzystać – Bednarek z kolei nie krył rozczarowania.
Z przyjemnością oglądało się rywalizację sprinterów.
Finały na 60 m wygrali (po raz szósty z rzędu) Remigiusz Olszewski (6.71) oraz Marika Popowicz-Drapała (7.41), która wraca do wysokiej dyspozycji po urodzeniu dziecka: – Jestem przeszczęśliwa. Nie byłam tutaj faworytką. Ostatnio mocno biegały młode zawodniczki, a ja jestem mamą i łączę obowiązki rodzinne z treningami. To trudne i tym bardziej cieszę się, że jestem znowu mistrzynią Polski. Można powiedzieć, że jestem najszybszą mamą w Polsce, ale chciałbym być też najszybszą poza granicami kraju – oświadczyła. Tuż za metą, kiedy rzuciła okiem na wyniki (a wygrała ledwie o setną) eksplodowała z radości. Chyba nikt tak się nie cieszył w Toruniu jak Marika. – Z tej hali mam rekord życiowy, a teraz dołożyłem już szósty złoty medal. Bardzo lubię tutaj biegać. Cieszy wygrana, szczególnie, że start nie był idealny – powiedział Olszewski. Na 60 m przez płotki szykowała się rywalizacja między Klaudią Siciarz a Karoliną Kołeczek (Grupa Sportowa ORLEN). Wygrała ta pierwsza z czasem 8.02. Kołeczek uzyskała wynik 8.08. Finał mężczyzn odbył się w niedzielę. Murowanym faworytem był Damian Czykier, który na tym obiekcie w lutym podczas ORLEN Copernicus Cup zbliżył się do rekordu Polski sprzed 21 lat (7.51 Tomasza Ścigaczewskiego). Tym razem jednak nie zdołał zaatakować tego rezultatu. Zmierzono mu 7.64 i ledwie o cztery setne wyprzedził Artura Nogę, który pobiegł najlepiej w sezonie. Bardzo się zresztą cieszył z tego wyniku i zauważył, że od dawna Damian mu nie odjechał, że znacznie lepiej biega się “bark w bark”. To czwarty tytuł Damiana z rzędu.
Trzy złote medale zdobyła w niedzielę wieczorem Justyna Święty-Ersetic z Grupy Sportowej ORLEN. Najpierw, ku zaskoczeniu wszystkich, wbiegła na metę równo z Marleną Golą (23.64) na 200 m, by 20 minut później wygrać finał na swym koronnym dystansie – 400 m. Ścigała ją Małgorzata Hołub-Kowalik, trzecia była Natalia Kaczmarek.
Justyna na 200 m wystartowała treningowo. – Pracujemy z trenerem nad startem z bloków, ale tu było widać, że jeszcze sporo do zrobienia – mówiła szczęśliwa. Ponoć dopiero po finale na 400 m dowiedziała się, że zmierzono jej identyczny czas co Marlenie Goli. Start na 200 m z pewnością przekreślił nadzieje kibiców na rekord Polski. Apetyty Justyna rozbudziła podczas Copernicus Cup kiedy to wymazała swój dotychczasowy wynik z tabel zapisując 51.37. Tym razem pobiegła powyżej 53 sekund i był to jej najwolniejszy bieg w sezonie. Fakt jest taki, że na mistrzostwach biega się po złoto, a wynik pozostaje nieco w cieniu. Najbliższe dwa tygodnie mistrzyni Europy spędzi w domu, następnie wyruszy na trzytygodniowe zgrupowanie w RPA. Na starcie zabrakło Anny Kiełbasińskiej, Igi Baumgart-Witan oraz Patrycji Wyciszkiewicz-Zawadzkiej. Z różnych względów nie startowały też inne gwiazdy polskiej lekkiej atletyki – Adam Kszczot, Marcin Lewandowski, Piotr Lisek, Ewa Swoboda, Joanna Jóźwik, Anna Sabat, Paulina Guba…
Trzecie złoto Justyna Święty-Ersetic wypracowała wraz ze sztafetą klubową AZS AWF Katowice na dystansie 4×200 m.
64. PZLA Halowe Mistrzostwa Polski w Lekkiej Atletyce Toruń 2020
Zebraliśmy dla Was kilka wypowiedzi z 64. PZLA Halowe Mistrzostwa Polski. Justyna Święty-Ersetic – Fanpage z ORLEN Team zdobyła trzy złote medale – na 200 m (ex aequo z z Marelną Golą) ustanawiając rekord życiowy (23.64). 20 minut później zwyciężyła wyścig na 400 m, tu raczej zgodnie z oczekiwaniami – goniły ją Małgorzata Hołub-Kowalik – Fanpage i Natalia Kaczmarek. Mamy też kilka słów Karoliny Młodawskiej – nowej mistrzyni Polski w skoku w dal z rekordem życiowym 6,45 m. Jedną z sensacji HMP okazał się junior Oliwer Wdowik, który zwyciężył na 200 m z rekordem Polski U20 (21.09). Na koniec wrażenia Damian Czykier, który stoczył świetną walkę z Artur Noga na 60 m przez płotki.#KierunekTokioPKN ORLENPolski Związek Lekkiej Atletyki
Gepostet von Kierunek Tokio am Sonntag, 1. März 2020
Sensacją czempionatu okazał się Oliwer Wdowik. Junior. Wygrał 200 m i ustanowił rekord Polski U20 (21.09). Mistrzynią Polski w skoku w dal została Karolina Małdowska, która dwa razy ustanawiała życiówki. Ostatecznie zapisano jej 6,45 m.
W najmocniejszej obsadzie odbył się konkurs pchnięcia kulą mężczyzn. Pierwsza próba Michała Haratyka na 21,24 m ustawiła konkurs. Konrada Bukowieckiego stać było na 21,16 m. Obaj pchali już dalej tej zimy. Bukowiecki zbliżał się nawet pod 22 m! Haratyk z kolei jesienią przeszedł operację łokcia. Nie wszystko jest w stu procentach w porządku, ale kolejne starty potwierdzają, że Michał wraca do coraz lepszej dyspozycji. – Tylko jedno udane pchnięcie, ale to wystarczyło. Później pchałem dalej i trochę szkoda, że to były próby przekroczone – powiedział mistrz kraju. Brąz zdobył Jakub Szyszkowski.
W skoku o tyczce niespodzianek nie było. Wygrał Paweł Wojciechowski, który skoczył 5,70 m. Atakował jeszcze 5,80 i 5,91 m, lecz bezskutecznie. Niemniej jest to najlepszy wynik Pawła w tym sezonie. Paweł Sobera stanął na drugim stopniu podium (5,60 m), Mateusz Jerzy na trzecim (5,40). Wśród pań złoty medal zdobyła Agnieszka Kaszuba (4,30 m).
Do ważnego wydarzenia doszło na arenie siedmiobojowej. Zgodnie z przewidywaniami złoty medal zawisł na szyi Pawła Wiesiołka z Orlen Teamu, lecz poziom na którym wystartował sprawił wielką niespodziankę. Po raz drugi w historii lekkiej atletyki udało się przekroczyć 6000 punktów. Rekordzistą Polski jest Sebastian Chmara (6415). Paweł Wiesiołek zdobył 6050 punktów przy okazji bijąc rekordy życiowe na 60 m (6.96) i w tyczce (5,10 m). Wielkie emocje towarzyszyły kończącemu rywalizację wyścigowi na kilometr. Hala to dla trenującego w Sopocie zawodnika Warszawianki okres treningowy. Nastawia się bowiem przede wszystkim na lato i na starty w dziesięcioboju.
Zaskoczenia in minus. Na pewno na pierwszy plan wysuwa się skok wzwyż kobiet. Pod nieobecność kontuzjowanej Kamili Lićwinko, która ustabilizowała się na poziomie powyżej 190 cm, wygrała Wiktoria Miąso. Gratulujemy. Wynik: 175 cm. Tu niestety nie ma czego gratulować. Podczas konkursu wzwyż wliczanego do pięcioboju z takim wynikiem Wiktoria nie zmieściłaby się w trójce…
Klasyfikację medalową HMP wygrał CWKS Zawisza Bydgoszcz.
Kolejne preteksty by pojawić się w Arenie Toruń na mityngach lekkoaletycznych pojawią się już przyszłej zimy – podczas Copernicus Cup i mistrzostw Europy.
WYNIKI 64. PZLA HMP TORUŃ 2020
DARIUSZ URBANOWICZ
Fot. Newspix.pl