Gary Hall Sr i Gary Hall Jr. Z chlorem na “ty”

Gary Hall Sr i Gary Hall Jr. Z chlorem na “ty”

Rzadko zdarza się, aby syn w pełni podążył sportową drogą ojca. I nie tylko uprawiał tę samą dyscyplinę, a odnosił zbliżone albo większe sukcesy. Gary Hall Senior był pięciokrotnym rekordzistą świata w pływaniu, zdobył trzy medale olimpijskie, ale może śmiało powiedzieć, że jego potomek go przerósł. Junior nie tylko zgarnął o siedem krążków IO więcej, walczył jak równy z równym z najlepszym sprinterem wszech czasów, ale udowodnił, że można rywalizować na najwyższym poziomie będąc chorym na cukrzycę.

Współlokator

Wyróżniała go niespotykana wszechstronność, charakterystyczna tylko dla wybitnych graczy. Gary Hall Senior na igrzyskach po raz pierwszy pojawił się jako 17-latek w Meksyku 1968, a w ciągu kolejnych czterech lat pięciokrotnie bił rekord świata… w pięciu różnych konkurencjach. Mowa o 200 metrach grzbietem, 200 metrach delfinem, 200  i 400 metrach stylem zmiennym oraz w sztafecie 4×200 stylem dowolnym.

Z tego wszystkiego maluje się złudny obraz, że mówimy o jednym z najlepszych zawodników tamtych czasów. Nie do końca jednak tak było, bo Amerykanin z igrzysk zapewne nie wyciągnął tyle, ile mógł. O ile srebro zdobyte w debiucie musiało uchodzić za sukces, to już powtórzenie tego wyczynu w Monachium specjalnego wrażenia zrobić nie mogło. A przynajmniej biorąc pod uwagę fakt, że mówimy o wielokrotnym rekordziście świata.

Nie należy jednak zapominać, że Hall-ojciec miał tego pecha (albo zaszczyt) trafić na czasy Marka Spitza. Z legendą światowego pływania łączyła go zresztą nie tylko narodowość. Panowie wspólnie studiowali na Uniwersytecie Indiany, dzieląc pokój w akademiku. Do jednego pomieszczenia zostali zresztą zakwaterowani również podczas IO w Monachium, na których Spitz zgarnął pełną pulę (7 złotych medali i 7 rekordów świata).

Podczas kolejnej olimpijskiej imprezy – w Montrealu – Gary Hall Sr. liczył 25 lat. Ze współczesnej perspektywy znajdował się więc w sile wieku. To były jednak inne czasy. Pływacy kończyli karierę czasem nawet kilka lat przed trzydziestką. W 1976 roku Amerykanin nosił już zatem miano weterana. Uznanego weterana, który podczas igrzysk był nie tylko kapitanem kadry Stanów Zjednoczonych w swojej dyscyplinie, ale został też wyznaczony jako chorąży całej reprezentacji na ceremonię zamknięcia.

Już w tamtym czasie rozpoczął drugie studia, tym razem na uniwersytecie medycznym w Cincinnati. Zamierzał zostać okulistą. Nie mówimy o specjalnie zaskakującej ścieżce – nawet odnoszący sukcesy olimpijczycy wiedzieli, że muszą zadbać o wykształcenie, bo ich kariera nie potrwa zbyt długo. W końcu w latach 70. mało kto zyskiwał sławę pozwalającą kręcić się po salonach i świecić nazwiskiem – tak jak Spitz, który poszedł w stronę showbiznesu.

Impreza w Montrealu zakończyła się powodzeniem. Hall dołożył się do olbrzymiej puli medalowej swojego kraju, zdobywając brązowy medal w wyścigu na 100 m delfinem. Biorąc pod uwagę wszystkie pływackie konkurencje – Amerykanie sięgnęli po 25 z 33 indywidualnych krążków! Wprost kuriozalna dominacja.

Hall mógł być zatem pewien, że następców mu nie zabraknie. Zakończył karierę z dorobkiem trzech medali olimpijskich. Z racji, że zdobył je podczas trzech osobnych imprez – taki wynik musi budzić szacunek. Z drugiej strony, jak wspominaliśmy: czy pięciokrotnego rekordzistę świata może nie uwierać brak złotego krążka?

Zapach chloru

Zanim zakwalifikował się na trzecie igrzyska, musiał najpierw przejść krajowe kwalifikacje odbywające się w Kalifornii. Tak też zrobił. Po udanym wyścigu na obiekcie Belmont Plaza Pool triumfalnie udał się w kierunku trybun, gdzie siedziała jego żona. Mary Keating trzymała w ramionach liczącego dwadzieścia jeden miesięcy chłopczyka. Gary Hall Junior zapewne nie podzielał wówczas zamiłowania do sportu rodziców, ale mimowolnie świętował sukces ojca. Dwadzieścia lat później miał dokonać tego, co on.

Nie za bardzo mógł robić coś innego. Staruszek to jedno, ale matka też pochodziła z pływackiej rodziny. Jej brat – Charles Keating III – brał udział w igrzyskach w Montrealu, a ojciec – Charles Keating – w latach czterdziestych był mistrzem Stanów Zjednoczonych. Na olimpijskie salony nie zawędrował, ale do pewnego momentu przebijał sławą każdego w rodzie. Został bowiem sławnym prawnikiem, a potem bankierem. W latach osiemdziesiątych był zamieszony w wielki skandal, kiedy z banków tajemniczo wyparowały dwa miliardy dolarów.

To jednak materiał na osobną historię, o której powstały zresztą książki. Nas interesuje sport, a Gary Hall Junior jakby uparł się, że ten go aż tak nie interesuje. Poważne treningi pływackie rozpoczął… dopiero jako 15-latek. Fakt, że zdołał wyrosnąć na znakomitego zawodnika, należałoby zatem uznać za absolutny ewenement. Charakterem różnił się od spokojnego, skupionego na treningu ojca. Zdarzyło mu się powiedzieć, że “pływa dla lasek i kasy”, miał też ambicje muzyczne, marzył o założeniu własnego zespołu.

Na dużej scenie czuł się swobodnie już jako młodzieniaszek. Świadczą o tym choćby zaczepki słowne, które rzucał w kierunku Aleksandra Popowa – najlepszego sprintera lat 90. (a według wielu najlepszego w historii) i dwukrotnego złotego medalisty z Barcelony ’92. Pływacy poznali się już podczas mistrzostw świata w Rzymie w 1994 roku. Rosjanin zgarnął wówczas dwa złote medale na dystansach 50 i 100 m kraulem, a podczas konferencji prasowej powiedział nieskromnie, że nie był w zbyt dobrej formie, ale nawet wtedy jest w stanie wygrywać. To zdenerwowało 19-letniego Halla, który dwukrotnie zajął miejsce tuż za Popowem.

Ich konflikt ciągnął się aż do Atlanty. – Jest prowokatorem. Zresztą od zawsze wydawał się arogancki – rzucał w kierunku rywala Amerykanin. Tymczasem Popow żartował, że podczas wyścigu na najkrótszym z dystansów potrzebuje zaledwie jednego oddechu, podczas gdy jego rywal musi zaczerpnąć aż dwóch. Na końcu liczyło się jednak, kto zwycięży na basenie. A na nim po raz kolejny lepszy okazał się Rosjanin. – Start jest zazwyczaj moją mocną stroną. Mógł zrobić różnicę. Ale srebro, bycie na podium, zajęcie drugiego miejsca w najszybszych pływackich konkurencjach, to też niemałe osiągnięcia – mówił Hall Jr.

Po igrzyskach sugerował, że skupi się na korzystaniu z pieniędzy, które zarobił. Jego pierwszy zakup? Nowiutki motocykl. Mógł sobie pozwolić na chwilę relaksu. Jak na swój wiek osiągnął już sporo, a w Sydney po prostu chciał  być jeszcze lepszy. Ale jak się okazało, jego kariera stanęła pod znakiem zapytania.

Wszystko zaczęło się w 1999 roku. Amerykanin miewał wahania temperatury, czuł, że pogarsza mu się wzrok. Pomyślał, że potrzebuje okularów, ale to nie pomogło. Zaczął brać antybiotyki, które też nie zniwelowały problemu. Zachował się więc jak stereotypowy mężczyzna w chorobie – uznał, że coś faktycznie jest nie tak, ale pewnie przejdzie.

Organizmu jednak nie oszukasz. Samopoczucie Amerykanina zmieniało się na gorsze. Pewnego dnia – za namową dziewczyny, która chciała wyciągnąć go z czterech kątów – udał się do mieszkania przyjaciela na imprezę urodzinową. W momencie, kiedy rozmawiał z jednym z domowników, poczuł się źle i poszedł w kierunku swojego samochodu. Zmarnowany otworzył drzwiczki i z hukiem padł na tylne siedzenie.

Następnego ranka dowiedział się, że ma cukrzycę. Diagnoza była brutalna, mimo że nie przekreślała całkowicie aktywności fizycznej. Lekarz zwrócił jednak uwagę, że wysiłek fizyczny i emocjonalny związany z pływaniem mogą powodować skoki insuliny. I trudno będzie w tej sytuacji kontynuować karierę na wysokim poziomie. – Słowo “zdołowany” nie opisuje stanu, w jakim się znalazłem. Chciałem po prostu leżeć na podłodze i zniknąć. Pojechałem na wakacje do Kostaryki na cztery tygodnie. Kiedy wróciłem, spotkałem się z doktor Anną Peters z UCLA. Zaproponowała mi nowy plan dnia, do którego musiałbym się dostosować. Gdyby nie ona, nie uwierzyłbym, że mogę dalej pływać – wspominał.

Nowe życie

Sportowiec będący cukrzykiem w latach dziewięćdziesiątych nie uchodził za codzienność. A sam nie miał skąd czerpać inspiracji, więc postanowił, że sam się nią stanie. Zmienił dietę, zaczął pilnować poziomu cukru w organizmie i po prostu dostosował się do nowej rzeczywistości. Z czasem niespodziewanie nabrał na wadze. Przed diagnozą ważył 82 kilogramy przy wzroście 198 cm. Jego trenerzy od zawsze mówili, że musi więcej jeść. Jak wspominał, w czasach szkoły średniej zachęcano go do pakowania w siebie… dziesięciu kromek z masłem orzechowym i dżemem dziennie. Mimo tego waga stała. A kilka tygodni po tym, jak dowiedział się, że choruje na cukrzycę, na liczniku pojawiło się… 95 kilogramów.

Tymczasem wielkimi krokiem zbliżały się igrzyska olimpijskie Sydney 2000, a odmieniony junior nie zamierzał z nich rezygnować. Rozpoczął treningi w ośrodku w Arizonie. Pływał cztery godziny dziennie, a dwa poświęcał na kolejno siłownię oraz kalistenikę. Na krajowych kwalifikacjach zjawił się w życiowej formie. Pobił wieloletni rekord Stanów Zjednoczonych w wyścigu na 50 m dowolnym, uzyskał też kwalifikacje do trzech innych konkurencji: 100 metrów dowolnym i sztafet 4×100 kraulem oraz 4×100 stylem zmiennym. To zbudowało jego pewność siebie.

Pewność siebie, której mógł potem żałować. Najgłośniejszym tematem pływackiej rywalizacji w Sydney był bowiem  pojedynek mającej wielkie ambicje Australii ze Stanami, które od dawna królowały na basenach. Hall Jr oznajmił, że podczas wyścigu w sztafecie 4×100 dowolnym wraz z kolegami zagrają na kraju gospodarzy “jak na gitarze”.

Owszem, Amerykanie w tej konkurencji zwykli nie mieć sobie równych. Słowa Amerykanina nie musiały zatem dziwić, szczególnie znając zwyczajowe podejście Jankesów, w stylu “złoto albo nic”. Z drugiej strony to Australia miała w szeregach najlepszego wówczas pływaka na świecie – Iana Thorpe’a. To właśnie z nim Hall Jr stoczył bezpośrednią walkę w olimpijskim finale.

Po pierwszych trzech seriach różnica między USA a Australią była niewielka, a oni do basenu wskoczyli jako ostatni. Amerykanin miał nad rywalem niewielką przewagę, ale po pięćdziesięciu metrach powiększył ją do dość znaczącej. Thorpe nie powiedział jednak ostatniego słowa – wykonał znakomity nawrót, co pozwoliło mu nieco zniwelować stratę. A na ostatniej prostej zaczął stopniowo odżywać, jakby niespodziewanie zyskując siły, aż w końcu lepiej zgrał finisz i dotknął ściany basenu jako pierwszy.

Australia wygrała z 0.21 sekundy przewagi. Jej zawodnicy nie zamierzali przepuścić takiej okazji. Tuż po wyjściu z wody zgotowali wycelowaną w Halla Jr celebrację, imitując wspólnie ruch gry na gitarze. Amerykanin pokazał jednak klasę i jako pierwszy podszedł do nich z gratulacjami. – Nawet nie wiem, jak grać na gitarze… Myślę, że to najlepszy wyścig sztafet, w jakim kiedykolwiek brałem udział. Chylę czoło przed Ianem Thorpem. Miał po prostu lepszy finisz niż ja.

Mimo tej porażki nie była to dla niego zła impreza, a wręcz przeciwnie. Wreszcie bowiem udało mu się dopaść Popowa. Co prawda na 100 metrów pogodził ich 22-letni Pieter van den Hoogenband, ale już na dwukrotnie krótszym dystansie scena miała należeć do dwójki wielkich rywali. Tylko jeden z nich zdołał jednak sprostać oczekiwaniom. Hall Jr sięgnął po złoto ex-eaquo z rodakiem Anthonym Erwinem, a Rosjanin był szósty – tuż za Bartoszem Kizierowskim (który w eliminacjach zanotował czas 22,05, czwarty najlepszy w całej imprezie. 

Hall Jr kontynuował karierę do 2008 roku. W Atenach po raz kolejny zgarnął złoto na 50 m dowolnym, był też członkiem brązowej sztafety 4×100 w tym stylu. Dokonał tego jako 29-latek, stając się najstarszym amerykańskim pływakiem od osiemdziesięciu lat, który wystąpił na IO (Duke Kahanamoku, 1924). Próbował też załapać się do kadry na imprezę w Pekinie, ale w krajowym czempionacie na swoim koronnym dystansie zajął czwarte, ostatnie niepremiowane olimpijską przepustką miejsce.

Dziedzictwo

Całe życie był tak blisko pływania, że po skończeniu kariery postanowił się z nim rozstać. Nie tylko samemu unikał basenu, ale nie angażował się w trenerkę czy pracę jako telewizyjny ekspert – ścieżkę, którą często wybierali jego koledzy i koleżanki po fachu. W 2012 roku powiedział, że z tym sportem łączy go tylko uczenie jego syna. Po latach się jednak złamał. Obecnie wraz z ojcem prowadzi klub pływacki na Florydzie.

– Idealnie wpasowuje się w rolę autorytetu dla dzieci. Nie tylko ze względu na wyniki w pływaniu, ale fakt, że przezwyciężył cukrzycę, pokazując, że nie przeszkadza ona w uprawianiu profesjonalnego sportu. Jest kimś w rodzaju człowieka, na którym chcesz, aby wzorowały się twoje pociechy – mówił niedawno o synu Gary Hall.

Czy najsłynniejsza pływacka rodzina doczeka się kolejnego wybitnego reprezentanta? Jeśli chodzi o najbliższą przyszłość, trudno powiedzieć. 17-letnia Córka Halla Jr – Gigi – postanowiła nie iść w ślady ojca. Tymczasem syn jest wciąż w takim wieku, że nie da się obiektywnie ocenić jego potencjału. Oboje jednak odziedziczyli znakomite warunki fizyczne. Tak więc, kto wie – może prędzej czy później Hallom urośnie nowy czempion. Choć dorobek trzynastu medali olimpijskich uzbieranych na sześciu igrzyskach i tak wygląda już całkiem przyzwoicie.

KACPER MARCINIAK

Fot. Youtube


Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze

Aktualności

Kalendarz imprez