Francuzi królami siatkówki. Nasi pogromcy mistrzami olimpijskimi

Francuzi królami siatkówki. Nasi pogromcy mistrzami olimpijskimi

Polacy przegrali w siatkarskim turnieju olimpijskim z ekipą, która zdobyła złoty medal. Jasne, z naszej perspektywy marne to pocieszenie, ale trzeba przyznać, że Francuzi zaskoczyli wszystkich ekspertów, bo zdecydowanie nie byli ekipą typowaną do tytułu. Turniej zresztą zaczęli słabo, od porażki 0:3 z USA, ostatecznie wyszli z czwartego miejsca w grupie. A potem się rozpędzili, na fantastyczny poziom wszedł Earvin N’Gapeth, jego koledzy nawiązywali do gry lidera i ostatecznie zostali mistrzami olimpijskimi. 

Polska, Brazylia i USA. To raczej te trzy ekipy typowano w pierwszej kolejności do medali igrzysk. Skończyło się tak, że USA odpadło jeszcze w grupie, Polska przegrała ćwierćfinał, a Brazylia półfinał i mecz o brązowy medal. Ten drugi w dodatku z Argentyną, co boleć musiało podwójnie. W finale pojawiły się za to reprezentacja Rosji, która Rosją do końca nie jest, oraz Francji. Konia z rzędem temu, kto przewidziałby taki obrót spraw.

Jak to było 

Dla Francji dzisiejszy finał był meczem szczególnym. Siatkarze z tego kraju nigdy nie wywalczyli złotego medalu igrzysk. W dodatku gdy zaczynał się dzień w Tokio mogli liczyć nawet na… trzy złota w sportach drużynowych. O tytuł grali też bowiem koszykarze i piłkarze ręczni. W ich przypadkach można tego jednak było oczekiwać. A dla siatkarzy już sam finał był wielkim sukcesem. I widać było na starcie pierwszego seta, że są nieco zestresowani, popełniali proste błędy. Rosjanie regularnie uciekali im przez to na kilka oczek i trzeba było odrabiać straty. Ostatecznie udało się to zrobić w momencie, gdy wydawało się, że siatkarze Sbornej pójdą po pewną wygraną w secie. Prowadzili bowiem 22:18 i nagle stracili pięć punktów z rzędu, w dużej mierze za sprawą fantastycznie serwującego Antoine’a Brizarda, który mecz zaczął tym razem w podstawowym składzie. Kilka chwil później było po secie, Francja wygrała 25:23.

W kolejnej partii Francuzi nie musieli gonić – doskonale zaczęli, szybko wyszli na kilkupunktowe prowadzenie, które potem tylko powiększali. Fenomenalnie grał przy tym N’Gapeth, do którego rywale w pewnym momencie zaczynali blokiem skakać niemal w ciemno, ale i tak nie byli w stanie go powstrzymać. Dziś był najlepszym siatkarzem świata. Bezapelacyjnie. I to głównie dzięki niemu Francja prowadziła już 2:0. Problem w tym, że ta jednowymiarowa siatkówka jego ekipy w końcu się zemściła. W dużej mierze za sprawą świetnych roszad Tuomasa Sammelvuo, fińskiego szkoleniowca Rosjan. Ten zmienił rozgrywającego i przyjmującego, a Paweł Pankow i Jarosław Podlesnik, którzy weszli na boisko, prezentowali się świetnie. N’Gapeth nadal punktował, ale już nie z taką regularnością. A Rosjanie nagle zaczęli świetnie bronić – co nie należy do ich największych atutów – i to dało im seta.

Wiadomo, jak brzmi stara siatkarska prawda, która mówi o tym, co dzieje się, gdy nie wygrywasz 3:0. Francuzi mogli mieć ją jakiś czas później w głowach, bo w czwartym secie Rosjanie weszli na najwyższe obroty, zwłaszcza w końcówce, co dało im zwycięstwo. O wszystkim miał więc zadecydować tie-break. I w nim N’Gapeth oraz jego koledzy odżyli, szybko wyszli na kilkupunktowe prowadzenie i je utrzymali. Świetnie w końcówce zaprezentował się Jean Patry, imponując atakami i dokładając punkt z serwisu, ale złotym zagraniem była kiwka Brizarda przy stanie 13:12 dla Francji, która tak naprawdę podsumowała jego fantastyczną grę na tym turnieju. Chwilę później atak w aut wyprowadził Michajłow. Rosjanie szukali jeszcze challenge’em błędu rywali, ale tego nie było.

Francuzi rzucili się sobie w ramiona. Zdobyli upragnione złoto. Tym cenniejsze, że po 12 latach z pracą w kadrze żegna się Laurent Tillie, trener reprezentacji. Zawodnicy zgotowali mu wspaniały prezent na pożegnanie.

Francja znaczy finał

Francuzi zostali w Tokio królami sportów zespołowych. Do zwycięstwa siatkarzy dołożyli też triumf szczypiornistów. To jednak przesadnie nie dziwi, bo ci po mistrzostwo olimpijskie sięgają ostatnio regularnie. Od 2008 roku nieprzerwanie grają w finałach. Przegrali tylko jeden – w Rio de Janeiro, gdzie lepsza była Dania (a mogliśmy to być my…). We wszystkich tych meczach występował też Nikola Karabatić, który na jedenaście finałów wielkich imprez rozegranych w kadrze, wygrał aż dziesięć. Gość jest legendą francuskiej piłki ręcznej. Choć nie, poprawmy się: gość jest legendą piłki ręcznej. Francuskiej, europejskiej i światowej. Jedną z największych w historii.

Złota kibicom nie przywiozą do kraju koszykarze, ale i oni zanotowali świetny turniej, dochodząc do finału po dramatycznym półfinale, gdzie genialny blok Nicolasa Batuma w ostatniej akcji meczu dał im awans do meczu o tytuł, eliminując Słowenię z Luką Donciciem. W finale też walczyli do końca, choć tam kadrę rywali prowadził znakomity Kevin Durant, który zapewnił Stanom Zjednoczonym mistrzostwo olimpijskie. Medal do kraju przywiozą też koszykarki – one zajęły w swoim turnieju trzecie miejsce. Mało? To dodajmy, że kobieca kadra rugby zdobyła srebrny medal, a piłkarki ręczne powalczą jutro o złoto.

Francja sportami zespołowymi stoi. A my możemy tylko zazdrościć.

Fot. Newspix


Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze

Aktualności

Kalendarz imprez