Podczas ubiegłorocznego Tour de Pologne na skutek makabrycznego wypadku Fabio Jakobsen o niemal nie stracił życia. Początkowe pytanie brzmiało – czy Holender w ogóle wróci jeszcze do sportowej rywalizacji. Okazało się, że nie tylko wrócił, a zrobił to szybciej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać. Po około ośmiu miesiącach, które spędził na powrocie do zdrowia, rehabilitacji, a potem budowaniu formy, zawodnik Deceuninck-Quick Step znowu zawodowo śmiga na rowerze. Dzisiaj przejechał pierwszy etap Tour de Turkey.
Masz 23 lata, jesteś jednym z najbardziej utalentowanych sprinterów na świecie i jednym z głównych faworytów do zgarnięcia pierwszego etapu Tour de Pologne. I nagle przez głupotę innego kolarza, na dobrą sprawę kolegi, twoja kariera zaczyna wisieć na włosku. Taka historia spotkała Jakobsena. Tak, wiemy, doskonale ją znacie, pewnie również wypatrywaliście kolejnych informacji o stanie zdrowia Holendra, ale bądźmy szczerzy – temu chłopakowi się naprawdę nie poszczęściło.
Ale mimo tego – ostatnią rzeczą, którą zamierzał zrobić, było poddanie się. Początkowo jego życie zależało oczywiście od grona lekarzy, którzy wprowadzili Holendra w stan farmakologicznej śpiączki, a następnie przeprowadzili długą operację. W kolejnych dniach czekały go zaś zabiegi rekonstrukcji twarzoczaszki. Wszystko poszło pomyślnie, a po pewnym czasie Jakobsen był w stanie funkcjonować w pełni samodzielnie.
Mimo tego – można było spekulować, że sezon 2021 w światowym kolarstwie sobie odpuści. Przynajmniej do momentu, gdy sam zainteresowany rozwiał wszelkie wątpliwości – w listopadzie zeszłego roku opublikował bowiem zdjęcie, pod którym podkreślił, że…. znowu jeździ na rowerze.
Kwestią czasu było zatem, kiedy Jakobsen znowu weźmie udział w profesjonalnym wyścigu kolarskim. Stało się to dziś. Podczas Tour de Turkey.
To nie święta, skąd ten śnieg?
Co ciekawe, powrót Jakobsena mógł zostać odłożony na poniedziałek. Wszystko z powodu obfitych opadów śniegu. Organizatorzy wyścigu początkowo podjęli decyzję o anulowaniu pierwszego, niedzielnego etapu, ale ostatecznie się z niej wycofali. Uznali, że przeniosą rywalizację na inną trasę – tę, która wykorzystuję infrastrukturę wokół miasta Konya (zamiast Nevsehir).
Kolarzy czekało do przejechania… zaledwie 70 kilometrów. I to po płaskim terenie (jedna górska premia, pod koniec trasy). Faworytami do zwycięstwa stali się zatem sprinterzy. Wśród nich najgłośniejsze nazwiska mieli Mark Cavendish oraz André Greipel, ale to nie oni przecięli linię mety jako pierwsi. Najlepszy okazał się bowiem Arvid de Kleijn, odnosząc tym samym największy sukces w swojej karierze.
A Jakobsen? W walce o czołowe lokaty się nie liczył, zajął dopiero 147. miejsce. Cóż, nie możemy od niego oczekiwać, że z miejsca będzie osiągał takie wyniki jak dawniej. Na to przyjdzie dopiero czas. Możemy jednak cieszyć się, że znowu jest częścią rywalizacji. A wypadek podczas Tour de Pologne stał się zaledwie przykrym wspomnieniem. Posłuchajcie co do powiedzenia miał sam Holender:
– To naprawdę miły dzień. Wczesnym rankiem, kiedy założyłem koszulkę Deceuninck – Quick-Step, poczułem coś specjalnego, co trudno opisać. Szczególnie po tylu miesiącach, kiedy mogłem wyłącznie oglądać moich kolegów ścigających się w telewizji. Uwielbiam jeździć na moim rowerze i bardzo się za tym stęskniłem, dlatego cieszę, że mogę tutaj być – mówił cytowany przez stronę swojego zespołu.
Fot. Newspix.pl
Na zdjeciu to Bon Jungels, Luksemburczyk, a nie Jakobsen…