Mistrzostwa świata w Berlinie były początkiem ery sukcesów naszych lekkoatletów. Ery, której wielką gwiazdą i dominatorką stała się Anita Włodarczyk. Dokładnie dziesięć lat temu zdobyła swój pierwszy tytuł mistrzowski i po raz pierwszy została rekordzistką świata. Anita należy do Grupy Sportowej ORLEN.
Rzut, jak na tamten okres, był fenomenalny. Druga kolejka, młot Anity szybuje daleeeeko. Komentatorzy się cieszą, ale żaden z nich nie przewiduje nawet takiego wyniku. 77,96. Nowy rekord świata, rezultat Tatiany Łysenko poprawiony o 16 centymetrów. Fantastyczny rzut. Ale to jeszcze nie koniec konkursu. Przed Polką wciąż cztery kolejki. Tyle tylko że trzy z nich Włodarczyk odpuściła.
Dlaczego? Bo skacząc z radości na wieść o rekordzie świata, skręciła kostkę. – Trudno zapanować nad radością w takim momencie. Zawsze uważam na siebie w kole, bo tam jest niebezpiecznie, ale trudno spodziewać się, że skręcę kostkę podskakując. Czułam jakieś niesamowite emocje. Wybuchłam, chciałam podbiec do trybun, do znajomych – mówiła później. Na szczęście dla niej (i dla nas) nikt tamtego dnia nie rzucił dalej.
To było jednak tylko preludium. Piękny wstęp do bogatej kariery, jednej z najbogatszych w historii polskiej lekkiej atletyki. Anita Włodarczyk stała się w pewnym momencie symbolem naszej kadry. Wiedzieliśmy, że możemy na nią liczyć. Na dominację trzeba było jednak poczekać trzy lata. Od 2012 roku jednak wygrywała każdą imprezę mistrzowską, na której się pojawiła. Czterokrotnie zostawała mistrzynią Europy, trzy razy triumfowała w mistrzostwach świata i dwukrotnie na igrzyskach olimpijskich. Choć medal za zwycięstwo w Londynie otrzymała dopiero po sześciu latach i dyskwalifikacji Łysenko. Podobnie było zresztą ze złotem mistrzostw świata 2013. Włodarczyk też otrzymała je z kilkuletnim poślizgiem.
Ta seria zwycięstw zostanie przerwana w tym roku. Z powodu kontuzji Anita odpuściła starty, już wiadomo, że w Katarze nie wystartuje. Celem nadrzędnym jest jednak przygotowanie się do kolejnych igrzysk i zdobycie trzeciego złota olimpijskiego z rzędu. Takiej sztuki w historii polskiego sportu dokonał do tej pory jedynie Robert Korzeniowski, który okazywał się najlepszy w chodzie a 50 km w 1996, 2000 i 2004 roku (w Sydney dorzucając też złoto na 20 km). Za rok dorównać będzie mogła mu właśnie Anita Włodarczyk.
Wracając jeszcze na moment do Berlina. Warto wspomnieć o tym, co stało się z ówczesnym rekordem świata. Wynik Anity wytrzymał nieco ponad dziewięć miesięcy. 6 czerwca 2010 roku poprawiła go… sama Włodarczyk, rzucając 78 metrów i 30 centymetrów. Później palmę pierwszeństwa przejęła – i nie oddawała przez ponad trzy lata – Betty Heidler. Ale ostatecznie Anita wróciła na prowadzenie i w tej rywalizacji. Zrobiła to w 2014 roku w… Berlinie. A potem rekordowy wynik śrubowała w Cetniewie, Rio de Janeiro i Warszawie.
Epilogiem berlińskiej historii Włodarczyk mogą być ubiegłoroczne mistrzostwa Europy, odbywające się właśnie tam. Anita wygrała je z przewagą ponad czterech metrów. Jej wynik – 78,94 m – który dziewięć lat wcześniej byłby absolutnie wyjątkowy, na nikim nie zrobił jednak zbyt wielkiego wrażenia. Wszyscy wiedzieli bowiem, że kto jak kto, ale ona może rzucić znacznie dalej.
I niech to świadczy o tym, kim od swojego pierwszego tytułu mistrzowskiego, stała się Anita Włodarczyk.
Fot. Newspix