„Dusza jest większa niż świat.” Historia Rickarda Brucha

„Dusza jest większa niż świat.” Historia Rickarda Brucha

Opowiemy wam historię o człowieku specyficznym. Mężczyzna ten miał na imię Ricky. Był sporych rozmiarów brodaczem, którego jednym z ulubionych zajęć w życiu było picie wysokoprocentowych trunków, palenie trawki, zabawy z kobietami, pakowanie się w kłopoty i łamanie absolutnie każdej normy społecznej, jaka tylko przychodzi na myśl. Nie, nie opiszemy przygód jednego z głównych bohaterów „Chłopaków z baraków. Bo Bjorn Rickard „Ricky” Bruch w wielu z wyżej wymienionych kwestii zawstydziłby fikcyjną postać popularnego serialu. Zwłaszcza, że przy okazji był najlepszym szwedzkim dyskobolem i zdecydowanie jedną z najbardziej kontrowersyjnych postaci w historii lekkiej atletyki.

W pogoni za rekordami

Ricky Bruch nie był wyłącznie tanim skandalistą. Za każdym jego sukcesem sportowym stały krew, pot i łzy, pozostawione wcześniej na treningach. A sukcesy w rzucie dyskiem miał ogromne. Pierwsze mistrzostwo Szwecji w tej dyscyplinie zdobył w wieku 21 lat. Rok później ustanowił swój pierwszy krajowy rekord, będąc jednocześnie pierwszym reprezentantem Trzech Koron, który przekroczył granicę 60 metrów. W tym samym roku pobił rekord Szwecji w pchnięciu kulą (do pewnego momentu startował również w tej dyscyplinie), jako pierwszy pchając poza 19 metr. W latach 70. zdominował krajowy czempionat w rzucie dyskiem, wygrywając osiem na dziesięć możliwych tytułów. Bruch był tytanem pracy i zbierał tego efekty.

Jednak sukcesy ogromnego (mierzył 198 centymetrów wzrostu i ważył prawie 140 kilogramów) Szweda mają też drugą stronę medalu. W pogoni za rekordami był w stanie posunąć się do wszelkich środków, nie zważając na swoje zdrowie, a nawet życie. Tym sposobem, nieodłącznym elementem życia Ricky’ego stały się sterydy anaboliczne. Pierwszy raz miał z nimi styczność w 1969 roku, prawdopodobnie na mistrzostwach Europy w Atenach, z których przywiózł srebrny medal. A oprócz niego też wiedzę, jak używać i gdzie zdobyć radziecki metandienon, w dzisiejszej subkulturze osiedlowych dresów nazywany popularnie „ruską metą”.

Zanim wszyscy skreślimy dokonania Brucha jako sportowca, nazywając go w myślach napompowanym koksem, który bez dopingu niczego by nie osiągnął, nakreślmy nieco tło czasów, w których przyszło mu rywalizować. Otóż sterydy anaboliczne na przełomie lat 60. i 70. były absolutnym novum w świecie sportu. Ich stosowanie dawało piorunujące efekty. Jednak zarówno IAAF (obecnie World Athletics), jak i MKOl początkowo nie zdawały sobie sprawy z tego, jak szkodliwe i nieodwracalne zmiany w organizmach sportowców czynią tego rodzaju środki. Dopiero w 1974 roku zostały one wpisane na listę preparatów zakazanych. Co nie zmienia faktu, że kontrole antydopingowe jeszcze w latach 90. stały na bardzo słabym poziomie. Sam Bruch w trakcie trwania kariery przeszedł ponad 200 kontroli i żadna z nich nie dała pozytywnego wyniku! W naszym artykule dotyczącym rekordów świata w lekkiej atletyce, o ówczesnej skali problemu mówił sędzia międzynarodowy zawodów lekkoatletycznych, Janusz Rozum.

– Jakbyśmy porównali jakie środki są obecnie dozwolone, a jakie były dozwolone czy też niewykrywalne w latach 70. i 80., to z tego bierze się długotrwałość niektórych rekordów świata ­- skomentował Rozum, podając za przykład rekord w rzucie dyskiem kobiet z 1988 (!) roku – 76,80m to jest odległość niebotyczna. Teraz bardzo się cieszymy, jak zobaczymy rzut na 70 metrów, a ten rekord ma prawie 77.

Zatem Rickard Bruch – jak wielu innych zawodników w tamtym okresie – doszedł do wniosku, że co nie jest zabronione, to jest dozwolone, i grał według ustalonych zasad. Ciężki trening i doping pozwalały mu osiągać fantastyczne rezultaty. Jednak dla Szweda same wyniki, choć stanowiące klucz do sukcesu, nie były najważniejsze. To, co najbardziej liczyło się w występach i sposobie bycia Brucha to…

Teatr jednego aktora

Chęć dostarczenia czystej rozrywki dla tysięcy ludzi, którzy oglądali go na stadionie. Dla Brucha występ nie zaczynał się wtedy, kiedy wchodził do koła. Szwed swoje własne „zawody” rozgrywał o wiele wcześniej.

­– Przed dużymi konkursami byłem jak artysta, który z dużym wyprzedzeniem ma w głowie gotowy produkt. Starałem się wyreżyserować wszystko, co robiłem od dnia zawodów, do dnia, w którym to planowałem – nigdy na odwrót.

I cóż, dawał show na całego, kreując swój image siedem dni w tygodniu, dwadzieścia cztery godziny na dobę. To, co działo się na stadionie, było tylko zwieńczeniem dzieła, ostatnim aktem sztuki. A działo się sporo. Krzyki, warki, naprężanie pokaźnej muskulatury, podnoszenie widzów jedną ręką do wysokości swojej głowy, a nawet kostiumy. Cylindry, pióropusze, melonik – pomysłowości Brucha w tym zakresie mogłaby pozazdrościć nawet Maryla Rodowicz podczas sylwestrowych występów. Już na igrzyskach w Meksyku w 1968 roku – pierwszych, w których dane mu było brać udział – wyszedł na stadion w indiańskim stroju ludowym, którego wykonanie zajęło trzy tygodnie. Kostium był oczywiście szyty przez samych Indian, specjalnie dla „Białego Olbrzyma”.

Między innymi dlatego stał się powszechnie uwielbianym fenomenem. Zamieniał arenę sportową w scenę, na której był jedynym aktorem. Ludzie nie przyjeżdżali oglądać zawodów lekkoatletycznych jako takich. Pojawiali się na stadionach, aby zobaczyć czy Rick wyśrubuje kolejny rekord i, co ważniejsze, jaką nieoczekiwaną rzecz zrobi tym razem.

Nie raz nie dwa, na dzień przed rozgrywkami Bruch siadał w kantynie, wypijał butelkę wódki i zagryzał ją ogromnym stekiem. Po czym następnego dnia, jak gdyby nigdy nic, wchodził do koła i deklasował konkurencję. Nazywano go królem nocnych klubów. Podobno w latach 70. był fotografowany częściej, niż sam szwedzki monarcha.

­– To było miłe, kiedy pojawili się Stenmark i Borg, i trochę mnie odciążyli w latach 1976-77 ­– odpowiadał Bruch. A mówił o Ingemarze Stenmarku, najlepszym narciarzu alpejskim w historii, oraz Bjoernie Borgu, uznawanym za jednego z najlepszych tenisistów. To świadczy o skali popularności Ricky’ego.

Na Igrzyska Olimpijskie w Monachium jechał jako rekordzista świata w rzucie dyskiem, z wynikiem 68,40m. Oczywiście już na rozgrzewce skradł całe widowisko, a dziennikarze lgnęli wyłącznie do „Niedźwiedzia z Malmoe”. Nie jest to dziwne. Inni zawodnicy odpowiadali na pytania na temat formy i treningu do igrzysk. Cóż, przygotowania Ricka były dosyć specyficzne, bo Szwed ze swoim światopoglądem idealnie wkomponował się w hipisowski ruch lat siedemdziesiątych.  

– Zdobyłem w swoim życiu niezliczoną ilość kobiet. Nie liczyłem dokładnie, ale było ich przynajmniej tysiąc.

– A lubi pan alkohol?

– Lubię, ale przestałem pić. Wolę marihuanę. Proszę to zapisać. Co w tym złego?! Niech pan sam spróbuje ­– mówił dziennikarzowi. Po czym dodawał­ – Muszę zwyciężyć na tych igrzyskach. Dla olimpiady wyrzekłem się nawet marihuany. Proszę notować. Nie jestem już narkomanem. Żyję jak asceta. Wyrzekłem się wszystkich przyjemności. Czy to możliwe, aby tak wielkie poświęcenie nie zostało nagrodzone? Ja, Ricky Bruch jestem teraz ascetą! Niech pan notuje. Muszę wygrać konkurs w Monachium.

Na igrzyskach zdobył brązowy medal, jednak ten w zupełności go zadowalał. Na podium stał wzruszony, gdyż jak wspomnieliśmy, wynik sportowy był dodatkiem. Dla Brucha liczyło się widowisko, jakie zrobił.

Człowiek renesansu

Bruch w swoim życiu posiadał wiele zainteresowań. Jeszcze w latach 70. – czyli w trakcie trwania kariery – napisał tomik poezji oraz nagrał piosenkę, w której za podkład posłużył niemiecki folk.

Ricky’ego ciągnęło również przed kamery. Wystąpił w programie Superstars, w którym bił dziwaczne rekordy Guinessa, takie jak najdalszy rzut butem czy anteną telewizyjną. Zagrał też role w kilku filmach, a najdziwniejszą produkcją z nich była zdecydowanie… duńska komedia pornograficzna. Serio, istnieje taki gatunek filmowy. Co prawda nie miał tam żadnej rozbieranej roli, ale mimo wszystko, wyobrażacie sobie dziś jakiegokolwiek topowego sportowca, który występuje w pornosie? No właśnie. Ricky miał gdzieś to, co ludzie sobie myślą i robił to, na co miał ochotę. Tak, zaliczył również sesję zdjęciową dla szwedzkiego odpowiednika “Playboya”.

Cena sukcesu

Rick miał bardzo ekscentryczny charakter, a przyjmowanie sterydów tylko pogłębiało jego problemy emocjonalne. Po karierze zaangażował się w walkę przeciwko środkom dopingującym, otwarcie przyznając, że doping namieszał mu w głowie. Oczywiście, możemy zarzucić mu hipokryzję, gdyż sam stosował chore ilości wspomagaczy, ale jednego jesteśmy pewni – ten gość wiedział o czym mówi, bo odczuł działanie sterydów na własnej psychice. Kilkukrotnie wpadał w stany depresyjne, które kończyły się próbami samobójczymi. Każdy jego związek – a tych było sporo, posiadał trzy córki z trzema różnymi kobietami – prędzej czy później się rozpadał, a powód zawsze był ten sam. Wahania nastroju i związana z nimi nieprzewidywalność Brucha.

Jedna z jego partnerek, aktorka Annika Lundgren, wspominała że bez dopingu Ricky był niezwykle czułą, troskliwą osobą. Chociażby w latach 80. interweniował w Amnesty International w sprawie Wolfganga Schmidta – dyskobola z NRD, oraz srebrnego medalisty olimpijskiego z Montrealu, skazanego na półtora roku więzienia za próbę ucieczki do RFN.

Ale kiedy zaczynał się szprycować, miał skłonności do agresji i znalezienie z nim wspólnego języka graniczyło z cudem. Nieraz jego stan przechodził w autoagresję. Powstało na przykład kilka różnych wersji na temat tego, jak stracił wskazujący palec w lewej ręce. Jedna z nich mówi, że za młodu włożył palec do kosiarki. Inna, że popełnił błąd podczas wyciskania na ławeczce. A że podnosił nawet po 300 kilogramów, sztanga zadziałała niczym gilotyna, kiedy upadła mu na palec. Jest też trzecia, najbardziej wstrząsająca wersja. Na jednej z mocno zakrapianych imprez Bruch, chcąc udowodnić swojemu znajomemu że nie zna uczucia strachu, sięgnął po siekierę i po prostu sobie go odrąbał. Biorąc pod uwagę perypetie życiowe bohatera tego tekstu, wcale nie wykluczamy prawdopodobieństwa opcji numer trzy.

Powrót króla

Wraz z początkiem lat 80. Bruch postanowił zakończyć karierę i korzystać z uroków życia. Jednak Szweda cały czas ciągnęło do koła, więc w 1983 roku postanowił powrócić, aby docelowo zakończyć karierę na Igrzyskach Olimpijskich w Los Angeles. Oczywiście, trzy lata bez poważnego treningu dały o sobie znać, więc Ricky postanowił dojść do formy w swoim stylu: ciężką pracą na treningach oraz… witaminami, gdyż sterydy anaboliczne były już wtedy zakazane. Zatem Bruch, aby nadrobić brak nielegalnych wspomagaczy, połykał chore ilości tabletek. W dokumencie “Dusza jest większa niż świat”, opowiadającym o przygotowaniach Szweda do igrzysk, Bruch chwali się, że dziennie przyjmował ponad 400 tabletek, a docelowa ilość wynosiła nawet 750. Nie przesłyszeliście się. Siedemset pięćdziesiąt piguł dzień w dzień. Wszystko po to, by powrócić w wielkim stylu. Na wstępie wygrał mistrzostwa Szwecji w rzucie dyskiem, ale to krajowe eliminacje do igrzysk miały być próbą generalną dla trzydziestoośmioletniego weterana.

I Bruch tę próbę zdał. Wprawdzie nie celująco, zajął trzecie miejsce w zawodach, ale wynik pozwalał zdobyć mu kwalifikację olimpijską. Niestety, Niedźwiedziowi z Malmoe było bardzo nie po drodze ze Szwedzkim Komitetem Olimpijskim. Ricky niejeden raz otwarcie krytykował działania tej organizacji, więc w ramach zemsty komitet po prostu nie przyznał mu kwalifikacji.

Bruch wpadł w furię, na oficjalnych zeznaniach przed komisją zwyzywał jej członków od niekompetentnych osłów. Jak się domyślacie, nie zmieniło to jego sytuacji, więc postanowił udowodnić błędną decyzję komitetu poprzez swoje wyniki. Oczywiście, w celu zapewnienia jak najlepszych rezultatów Szwed kolejny raz powrócił do brania dopingu. I tak z każdym dniem zbliżającym się do igrzysk, wykręcał coraz lepsze rezultaty. Dwa tygodnie przed otwarciem olimpiady rzucał ponad 69 metrów. Nie może zatem dziwić, że ceremonię otwarcia oraz konkurs rzutu dyskiem oglądał zapłakany i wściekły. Złoty medal w Los Angeles zdobył reprezentant RFN, Rolf Danneberg, posyłając dysk na odległość 66,60m. A Bruch rzucał dalej.

W tym samym roku jako pierwszy Szwed przekroczył granicę 70 metrów. Ostatecznie wyśrubował rekord Szwecji do wyniki 71,26m. Aż do 2017 roku ten wynik był rekordem Szwecji, a dziś dalej znajduje się wśród dwudziestu najdalszych rzutów w historii dyscypliny.

Karierę zakończył w 1985 roku, jak zwykle w oparach skandalu. Od feralnego turnieju kwalifikacyjnego Bruch prowadził otwartą wojnę ze Szwedzkim Komitetem Olimpijskim. Rok po igrzyskach w Los Angeles, w Szwecji były rozgrywane mistrzostwa kraju w Vasteras. Niedźwiedź z Malmoe pokłócił się na nich z Andreasem Borgstromem, działaczem reprezentacji Szwecji. Kiedy ostra wymiana poglądów nie wystarczała, Ricky nie wytrzymał i po prostu uderzył go w twarz. To poskutkowało wykluczeniem Brucha z reprezentacji, a co za tym idzie – brakiem możliwości pojechania na jakiekolwiek zawody międzynarodowe pod szwedzką flagą. W takim wypadku Bruch stwierdził, że dalsze kontynuowanie kariery nie ma sensu, i definitywnie odszedł na emeryturę.

Życie po życiu

Po zakończeniu kariery Bruch cały czas pojawiał się w mediach, ale skupiał się na innych zajęciach niż sport. Napisał autobiografię, zaangażował się w walkę przeciwko stosowaniu dopingu, a nawet zaczął działać w polityce. I to w skrajnie prawicowej partii Nowa Demokracja, chociaż sam zainteresowany określał się jako „zielono-liberalny, umiarkowany socjaldemokrata”. Choć mieszkał w bardzo antyimigranckiej dzielnicy, sam miał dobre zdanie o imigrantach uważając, że media robią niepotrzebną nagonkę na tych ludzi.

Był też melomanem i filmoznawcą, sam nawet próbował pisać scenariusze do filmów. W swoim domu zgromadził ponad 35 tysięcy filmów i 15 tysięcy płyt winylowych. Niestety, większość z jego kolekcji nie przetrwała do dnia dzisiejszego, gdyż Ricky cały czas miewał niezrozumiałe pomysły. W wieku 60 lat, nie mogąc pogodzić się z oczywistym procesem przemijania, zamówił na swoją posesję kontener, do którego wrzucił większość ze swoich pamiątek oraz zdobyczy kariery. Znajdowały się tam medale ze wszystkich zawodów w jakich brał udział, ale również statuetka dla najlepszego lekkoatlety roku 1973, jego wiersze, część kolekcji filmów i płyt winylowych, czy nawet autograf samego Pelego z mundialu w Szwecji. Nasz bohater po prostu wrzucił te wszystkie rzeczy do kontenera, po czym je spalił tłumacząc, że nie ma sensu tkwić w przeszłości i trzeba patrzeć na to, co nadejdzie.

Ostatnie lata Brucha upłynęły pod znakiem walki z rakiem trzustki. Z dnia na dzień był coraz słabszy, a przyjmowana raz za razem morfina przynosiła coraz mniejsze ukojenie. Zmarł 30 maja 2011 roku w szpitalu, w wieku sześćdziesięciu czterech lat, u boku dziewięćdziesięcioletniej matki, do samego końca czuwającej przy swoim synu.

Według relacji personelu szpitala, wszyscy wiedzieli, że przy tak zaawansowanym stadium choroby nie ma szans na ratunek. Jedyną osobą, która nie mogła się pogodzić z takim stanem rzeczy, był sam Ricky. Dlatego walczył do końca. Bardzo możliwe, że prowadzony tryb życia miał wpływ na taki koniec Niedźwiedzia z Malmoe. Natomiast pewne jest jedno – drugiej tak ekscentrycznej, fascynującej i pełnej sprzeczności postaci lekkoatletyka prędko się nie doczeka.

Ricky Bruch został pochowany na cmentarzu Limhamn w Malmoe. Napis na jego nagrobku głosi:

Zrobił więcej, niż można by oczekiwać od człowieka. Odpoczywa teraz w pokoju, ale wróci.

SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Dziennik Helsingin Sanomat, 1 września 1968r., autor anonimowy.


Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze

Aktualności

Kalendarz imprez