Gdy znajdowała się w szczycie formy, uważano, że może absolutnie zdominować igrzyska w Montrealu. W drogę weszły jej jednak zawodniczki z NRD. Nastoletnie dziewczyny, które faszerowano sterydami anabolicznymi. Były większe, bardziej umięśnione od rywalek, miały mocniejszy głos. Shirley Babashoff nie udawała, że tego nie widzi. Media oraz środowisko zwróciły się wówczas przeciwko niej.
W 1991 roku okazało się, że miała rację – przegrywała z dopingowiczkami. Ale pod jej drzwiami nie wylądowały kwiaty oraz list ze słowami przeprosin. A cztery srebrne medale, jakie przywiozła z imprezy w 1976 roku, nigdy nie zamieniły się w złote.
Niewyparzone usta
Pływać zaczęła jako 8-latka. A jako 15-latka zadebiutowała w 1972 roku na igrzyskach. Co trzeba podkreślić – w wielkim stylu. Oczywiście nikt nie mógł równać się z Markiem Spitzem, który zdobył siedem złotych medali, ale Shirley Babashoff też kilka razy stanęła na podium.
Była częścią dwóch zwycięskich sztafet – 4×100 stylem zmiennym oraz dowolnym, a także zajęła drugie miejsce w wyścigach na setkę i dwusetkę kraulem. Imprezę w Monachium należało zatem uznać za udaną, ale dopiero ta w Montrealu miała naznaczyć jej karierę.
– Uważano ją za talent, który zdarza się raz na generację – wspominał Chuck Wielgus, wieloletni dyrektor USA Swimming.
– Oczekiwano od niej występu na miarę Michaela Phelpsa, jeśli mam użyć współczesnego porównania. To, co zrobił Spitz cztery lata wcześniej – jeśli jakakolwiek kobieta miała to powtórzyć, to mogła być tylko Shirley.
Szanse medalowe młodej Amerykanki komplikowała tylko jedna kwestia – wybuch talentu zawodniczek z NRD. Choć “wybuch” nie oddaje dokładnie sytuacji, jaka miała miejsce – otóż podczas igrzysk w Monachium reprezentantki tego kraju nie zdołały zdobyć ani jednego złotego medalu. A już na mistrzostwach świata w 1973 roku nie stanęły na najwyższym stopniu podium tylko w… czterech z czternastu wyścigów.
Sprawa oczywiście śmierdziała na kilometr – ale Amerykanom, którzy również mieli apetyt na wygrywanie, nie spieszno było do rzucania się z oskarżeniami. Duch olimpijskiej rywalizacji, skupianie się wyłącznie na sobie, podejście, że tylko przegrani oraz winni się tłumaczą – sami rozumiecie.
Przed szereg wyszła jednak jedna pływaczka – dokładnie ta, w której pokładano największe nadzieje. Babashoff, zaczepiona przed autokarem przez jednego z dziennikarzy, powiedziała kilka słów na temat rywalek z NRD. Słów, które wstrząsnęły opinią publiczną. – Co o nich sądzę? Cóż, poza ich głębokimi głosami oraz wąsami, pewnie sobie poradzą – rzuciła.
Miało to miejsce parę tygodni przed igrzyskami. W międzyczasie Shirley ozdobiła okładkę Sports Illustrated, z której krzyczały słowa “Nadzieje medalowe”. Ona była największą nadzieją, ale – za sprawą swojej…. odwagi (?) – zaczęła stąpać po kruchym lodzie.
Amerykańska federacja przeprosiła reprezentację NRD, za słowa ich zawodniczki, wysyłając im bukiet kwiatów. Media wzięły zaś Babashoff na celownik. Choć wiadomo, zwycięzców się nie sądzi – dlatego z większą krytyką albo odważniejszymi opiniami na temat pływaczki, wstrzymano się do czasu zawodów. Zawodów, na których mogła obronić się tylko seryjnie zdobywanymi złotymi medalami.
Niestety tak dobrze jej jednak nie poszło. Przegrywała… z zawodniczkami z wiadomej nacji.
Fabryka “talentów”
Czy Babashoff kiedykolwiek miała szansę? Jeśli tak, to naprawdę niewielkie. Jak wspominają zawodniczki, które przebywały na basenie w tamtych czasach, rywalki z NRD wychodziły z basenu, kiedy reszta stawki dobijała do ściany. Były naprawdę dominujące, w pełnym tego słowa znaczeniu. Aż podejrzanie dominujące.
Jak reprezentacja NRD tłumaczyła swoją falę sukcesów? Tak jak można było się spodziewać – mówiono o dopracowanych metodach treningowych czy rewolucyjnych strojach pływackich. Po jej stronie stało też to, że największe gwiazdy z tego kraju były bardzo młode. A jak ktoś jest młody, to niby nic dziwnego, że nagle zaczyna pływać świetnie, prawda?
Choć na dobrą sprawę – jedna zawodniczka wyróżniała się już w Monachium. Kornelia Ender podczas imprezy w 1972 roku miała zaledwie 13 lat. I nie przeszkodziło jej to w zdobyciu trzech srebrnych medali. Potem sukcesów przybywało, dzięki czemu Niemka stała się twarzą, najznakomitszą reprezentantką nowej siły w globalnym pływaniu.
Ender odstawała od rywalek nie tylko za sprawą czasów, które osiągała, ale masy mięśniowej. Była po prostu od nich większa, bardziej postawna. I to mimo tego, że miała kilkanaście lat. Sama tłumaczyła ten stan rzeczy tym, że ciężko trenuje – nie dziwiło ją zatem, że ma duże bicepsy oraz szerokie ramiona. Nie dziwiło ją nawet, że na rok przed igrzyskami przybrała… 6 kilo “mięsa”.
Koniec końców – wciąż była dzieckiem, które dawało sobą manipulować. Rano łykała kolorowe tabletki, po treningach wręczano jej napój, nazywany koktajlem z witaminami. Nikt nic nie mówił o sterydach – to słowo w tamtym środowisku nie istniało. Zawodnicy mieli pływać – a nie myśleć o jakiś bzdurach. Od czasu do czasu musieli oddać próbkę moczu, ale też nie zawsze – bo zdarzało się, że lekarze wycofywali ich z zawodów w ostatniej chwili.
Taki los spotkał Barbarę Krause. Zespół doktorów z reprezentacji NRD obawiał się, że podczas igrzysk w Montrealu zostanie wykryty u niej doping. Bo w przeciwieństwie do jej koleżanek – pewne środki nie miały wystarczająco czasu, aby zniknąć z organizmu.
Gdzie w tym wszystkim byli rodzice tych dziewczyn? Niektórzy i tak byli odcięci od swoich “pociech”, niektórzy snuli podejrzenia, ale nic z tym nie robili, a niektórzy wręcz – nieświadomie czy świadomie – pomagali temu procederowi. Choćby matka Ender, która tłumaczyła, że zmiany w głosie jej oraz innych pływaczek mogą mieć związek z czasem, które te przebywają w wodzie.
Mniej zaufania miał ojciec Niemki. Udał się do gabinetu doktora Lothara Kipke i powiedział, że jeśli faszerują czymkolwiek jego córkę, to od razu wypisze ją z programu. W odpowiedzi miał usłyszeć, że najlepiej, aby to zrobił od razu. Ale cóż – żadna decyzja nie padła. Zostawił swoją córkę na pastwę państwowego dopingu.
Bułka z masłem
Ender złote żniwa w Montrealu rozpoczęła od zwycięstwa na 100 metrów kraulem. Cztery dni później okazała się najlepsza na setkę delfinem. Następnie normalnie czekałaby ją przerwa, ale ze względu na absencję Krause, dopisano ją do rywalizacji na 200 metrów kraulem. Zatem, po upływie pół godziny od poprzedniego wyścigu, ponownie znalazła się w basenie. I też wygrała.
Trzy finały, trzy rekordy świata. Zawodniczka NRD była nie do zatrzymania. Również dla Shirley Babashoff, która przegrała z nią na dwusetkę stylem dowolnym, tracąc do rywalki prawie dwie sekundy. Nie tak miało to wyglądać. Nie tego rodacy oczekiwali od dziewczyny, która miała dorównać Markowi Spitzowi.
Co absolutnie nie dziwiło – Amerykanka była nieustannie zaczepiana przez dziennikarzy. Ale tym razem trzymała nerwy na wodzy. Nie chciała dać nowych słów do kolejnych nagłówków. Choć wiedziała, co jest grane. Jak wspominała po latach – wszyscy wiedzieli. – Ludzie nie byli głupi. Po prostu nie mieli pojęcia, co mogą zrobić, jak zareagować – wspominała Shirley.
Na krótkim dystansie przegrała z Ender, na dłuższych na jej drodze stanęła Petra Thümer. Piętnastoletnia wówczas zawodniczka wygrała zarówno wyścig na 400, jak i 800 metrów kraulem, bijąc przy tym oczywiście rekordy świata.
Jak wyglądał ostateczny rozrachunek IO w Montrealu? Zawodniczki NRD zdobyły jedenaście z trzynastu możliwych złotych medali.
Przegrały tylko dwukrotnie. Na dystansie 200 metrów klasykiem całe podium zajęły reprezentantki ZSRR, natomiast w sztafecie 4×100 kraulem doszło do… cudu? Z obecnej perspektywy tylko tak można to nazwać.
Amerykanie nie miały prawa tego wygrać. W ich triumf nie wierzyła nawet Donna de Varona, komentująca tamte zawody dla NBC, była pływaczka. Kiedy jednak Shirley, na ostatniej prostej nie dała sobie wydrzeć zwycięstwa z rąk napierającej Ender, musiała przetrzeć oczy. Wszyscy musieli przetrzeć oczy, bo byli świadkami jednej z największych niespodzianek w historii pływania na igrzyskach. USA wreszcie pokonało NRD.
Pojedynczy triumf Babashoff nie zamazał jednak całego obrazu – tamta impreza była dla niej porażką. Tak przynajmniej uznały amerykańskie media.
Wróg publiczny
Nazywano ją “Gburowatą Shirley”. Magazyn Time, który w swoim magazynie umieścił zdjęcia amerykańskich olimpijczyków, te przedstawiające Babashoff podpisał słowem “Loser”. W środowisku zaczęto podawać jej przykład, jako zawodniczki, która nie potrafi zachować klasy, przyznać się do błędu i lekceważy rywalki.
Skąd się to wszystko wzięło, skoro podczas samych igrzysk Shirley nie zwracała się już w kierunku zawodniczek z NRD? Cóż, wciąż pamiętano jej wypowiedź o wąsach. Na dodatek – może i nie krytykowała rywalek, ale nie było jej spieszno im gratulować. Jak wspominała po latach – nie byłaby w stanie tego zrobić.
– Krytykowano mnie za brak sportowego ducha. Co miałam im powiedzieć? Gratulacje! Wzięłyście najwięcej sterydów! – mówiła. – Ludzie patrzyli na mnie jak na najgorszą osobę na świecie, za to, że stwierdziłam, że zawodniczki ze Wschodnich Niemiec wyglądają jak mężczyźni. Powiedziałam to, co czułam.
Przylgnęła do niej łatka. Młodych amerykańskich pływaków uczono: przede wszystkim pływaj szybko i wygrywaj. Ale jak już przegrasz, nie zachowuj się jak Shirley. Tak wspomina to Allison Wagner. Zawodniczka, która podczas igrzysk w Atlancie przegrała walkę o złoto z – przeżywającą drugą młodość – Irlandką Michelle de Bruin. – Nie powiedziałam niczego, ponieważ ludzie w naszej pływackiej federacji zawsze mówili: “nie chcesz być Gburowatą Shirley, prawda?” Dwa lata później okazało się, że jej rywalka stosowała doping.
Jak potoczyły się losy Babashoff po Montrealu? Poszła na studia na uczelnię UCLA, gdzie przez rok kontynuowała pływanie. Potem zrezygnowała, bo nie mogła znieść treningów siłowych, które kazali jej robić trenerzy. Te w połączeniu z piętnastoma kilometrami, które przepływała każdego dnia, po prostu dawały jej się we znaki. Uznała, że najlepszą drogą będzie dla niej zostanie trenerką.
Na tym stanowisku długo się jednak też nie utrzymała. Długo nie wytrzymał też jej związek – pobrała się w 1978 roku, rozwiodła dwa lata później. Kiedy zatem w 1986 roku na świat przyszedł jej syn, pracowała na swoje i jego utrzymanie, rozwożąc listy. Co stało się z pieniędzmi, które zarobiła podczas kariery sportowej? Wydała je na Corvettę oraz kupno domu, lata wcześniej.
Co mi z tego pozostało?
Prawda na temat dopingowej maszyny w NRD wyszła na jaw dopiero po upadku muru berlińskiego. W 1991 roku dwudziestu byłych niemieckich trenerów przyznało się, że w latach siedemdziesiątych oraz osiemdziesiątych podawało swoim pływakom sterydy anaboliczne. Z czasem zaczęły wychodzić kolejne informacje. Dzisiaj wiemy, że tysiące sportowców przez lata znajdowało się – bardziej lub mniej – nieświadomie na dopingu.
Shirley Babashoff nie poczuła jednak żadnego smaku zwycięstwa. Nikt jej nie specjalnie nie przepraszał, nikt jej nie zaczął nazywać najlepszą pływaczką igrzysk w Montrealu. – Oj, pamiętam krótki artykuł w gazecie, a w nim, może akapit ze zdaniem: o, właśnie, przy okazji, Shirley miała rację. To było wszystko. Ale w tamtym czasie miałam już syna i pracowałam na poczcie. Skupiałam się na innych rzeczach. Po Montrealu nie chciałam już zresztą słyszeć niczego o pływaniu.
W ciągu ostatnich lat Babashoff zaczęła jednak coraz częściej pojawiać się w mediach. Może dlatego, że stare rany zdążyły się częściowo zagoić. Wystąpiła w filmie dokumentalnym “The Last Gold” z 2016 roku, który opowiada historię zwycięskiej sztafety Amerykanek na imprezie w Montrealu. Wielokrotnie powtarzała, że nic nie zostało jej zwrócone. I nie traktuje zawodniczek z NRD w kategorii “ofiar”.
Próbowała kontaktować się z Thomasem Bachem, szefem MKOl-u, aby namówić go do anulowania wyników pływaczek z NRD, a co tym idzie, zamienienia jej srebrnych medali na złote, ale nic z tego nie wyszło. Od imprezy w Montrealu minęło po prostu za dużo czasu. Nikt nie będzie wracał do wydarzeń sprzed ponad czterdziestu lat. Zresztą – podobne próby podjęto już wcześniej. Niedługo po tym, jak prawda ujrzała światło dzienne, petycję do MKOlu oraz amerykańskiego komitetu próbowała złożyć Wendy Boglioli, koleżanka z kadry Shirley. Bezskutecznie.
Gdyby nie reprezentacja NRD, Babashoff na igrzyskach w 1976 roku zdobyłaby pięć złotych krążków. Czyli, licząc Monachium, miałaby ich siedem (plus dwa srebrne). Więcej od jakiejkolwiek innej pływaczki w olimpijskiej historii (do czasu gdy nie pobiłaby jej Jenny Thompson). – Gdybym wróciła z Montrealu jako mistrzyni, moje życie byłoby inne. Więcej kontraktów reklamowych, więcej pieniędzy. Kupiłam nieruchomość, za to, co zdobyłam, ale mogłam kupić więcej. Pieniądze zmieniają wszystko. Zapytajcie Tigera Woodsa – mówiła.
Shirley Babashoff może nie jest już Gburowatą Shirley, ale nie jest też kobiecym odpowiednikiem Marka Spitza. Liczą się fakty – nie wygrała tych wszystkich złotych medali. A że powinna to zrobić? To już pozostanie ciekawostką.
KACPER MARCINIAK
Fot. Youtube
bardzo ciekawa historia
Dziwna ta pasywność Amerykanów w tej sytuacji. Najprawdopodobniej nie chcieli rozpętywać burzy
Pytanie dlaczego? Może bali się, że sami nie są tak do końca fair?