Doha 2019, czyli rekordowe mistrzostwa

Doha 2019, czyli rekordowe mistrzostwa

Poprzednie mistrzostwa świata w lekkoatletyce dobrze kojarzą się polskim kibicom. Polacy zdobyli na nich sześć medali, co jest całkiem niezłym wynikiem. Zwłaszcza, że impreza zorganizowana w Dosze sportowo stała na najwyższym poziomie od wielu lat. A kto wie, czy pod względem osiąganych wyników nie były to najlepsze mistrzostwa świata w historii? Do tego stopnia, że większość grzechów organizatorów została puszczona w niepamięć.

Mistrzostwa w cieniu skandali

Lekkoatletyczne zmagania nie były pierwszą wielką imprezą, jaka została przyznana Katarowi. Tą najsłynniejszą – która ma dopiero nadejść – są piłkarskie mistrzostwa świata zaplanowane na przełom listopada i grudnia 2022 roku. To futbolowe zmagania rozpoczęły debatę na temat tego, jak daleko przesunięta jest granica tego, co najbogatsi tego świata mogą sobie kupić. Oraz na ile kontrowersji poszczególne organizacje sportowe zdecydują się przymknąć oko.

Nie mamy wątpliwości, że zarówno areny sportowe jak i całe zaplecze na najbliższym mundialu będą imponowały rozmachem. Bo w końcu kto bogatemu zabroni? Jednak tak efektowne zorganizowanie wielkiej imprezy Katarczycy okupują tysiącami ofiar. Piszemy o tym w czasie teraźniejszym, gdyż te wydarzenia w dalszym ciągu mają miejsce. Imigranci budowlani z biednych krajów, takich jak Nepal, Indie czy Filipiny, pracują przy budowie stadionów w skandalicznych warunkach. Kilkunastogodzinne dniówki w horrendalnych upałach, uwłaczające warunki sanitarne. Zarobki, które w rodzimych krajach tychże pracowników byłyby godną pensją, w Katarze nie wystarczają na podstawowe rzeczy.

W dodatku sam stosunek na linii pracodawca-pracownik nie bez podstaw jest nazywany współczesnym niewolnictwem. Imigrantom zarobkowym zabiera się paszporty. Nie mogą oni wyjechać z kraju ani nawet zmienić pracy bez zgody obecnego pracodawcy. Wniesienie skargi na pracodawców grozi deportacją. Aby dostać się do Kataru, pracownicy w większości przypadków sprzedają swoje majątki i biorą ogromne kredyty, gdyż podróż opłacają sami. Pandemia koronawirusa dotknęła również Katar, ale Arabowie nie dopuszczali w związku z nią możliwości opóźnień w pracach budowlanych. Robotnicy nie otrzymali żadnej ochrony, co tylko spotęgowało liczbę ofiar, która od rozpoczęcia prac sięgnęła sześciu i pół tysiąca osób. Jedną z aren przyszłorocznych mistrzostw będzie właśnie Stadion Międzynarodowy Chalifa, na którym rozgrywano lekkoatletyczne mistrzostwa świata Anno Domini 2019.

Problemy na polu sportowym

Ale pomimo gigantycznych możliwości finansowych Kataru, pewne kwestie związane z organizacją zawodów sportowych na Półwyspie Arabskim pozostają nie do przeskoczenia. Zwykle lekkoatletyczne imprezy rangi mistrzowskiej są organizowane w środku sezonu królowej sportu – czyli w lipcu lub sierpniu. Lecz wtedy w Katarze średnie temperatury przekraczają czterdzieści stopni. Zatem nie było innej opcji, niż rozegranie zawodów w innym terminie i tak padło na przełom września i października. Taka decyzja nie spodobała się wielu zawodnikom, którzy musieli budować szczyt formy dwukrotnie w ciągu roku.

Ponadto, na samym stadionie zainstalowano… klimatyzację. Oddajmy głos Tomaszowi Spodenkiewiczowi, prowadzącemu twitterowe konto Athletics News: – Było wiele obaw o temperaturę, co udało się załatwić. Na samym stadionie stworzono nieco bardziej komfortowe warunki dla zawodników. To też świadczy o pewnym postępie technicznym. Pod tym względem również było trochę obaw, że jeżeli będzie się robić lekkoatletom klimatyzację na stadionie, to będą chorować. Nie słyszałem wielkiej liczby głosów, jakby z tego powodu chorowali lub byli niezadowoleni.

Jednak w konkurencjach rozgrywanych poza klimatyzowanym obiektem – takich jak chód sportowy czy maraton – siłą rzeczy zawodnicy nie posiadali podobnych wygód. I o ile wynik w biegu maratońskim nie odstawał znacząco na minus względem zawodów rozgrywanych w innych zakątkach świata, o tyle w chodzie na 50 kilometrów do złotego medalu wystarczał rezultat powyżej czterech godzin. Taki wynik nie zapewnia nawet kwalifikacji olimpijskiej na igrzyska w Tokio, nie mówiąc już o wygraniu jakichkolwiek prestiżowych zawodów w normalnych warunkach.

Poza pogodą narzekano również na klimat samych mistrzostw jako takich. Chociaż katarskie władze uważały organizację mistrzostw za świetną promocję własnego kraju, to zwykli obywatele nie pałają miłością do lekkoatletyki. Można z przekąsem stwierdzić, że Katarczycy już w 2019 roku wyprzedzili czasy pandemii – trybuny stadionu świeciły pustkami przez większość spośród dziesięciu dni sportowych zmagań. Zapełniały się dopiero wtedy, kiedy któryś z reprezentantów gospodarzy miał szansę na wywalczenie medalu. A że Katar na mistrzostwach zdobył zaledwie dwa krążki, to możecie domyśleć się, że takich szans nie było za wiele.

Katarskie mistrzostwa były po części traktowane jako eksperyment, który nikogo nie zadowalał oraz skok World Athletics na kasę. W takich warunkach nikt nie oczekiwał od sportowców wybitnych wyników. Jakież było zaskoczenie całego środowiska lekkoatletycznego, kiedy zawody obrodziły w rekordy tak bardzo, że pod tym względem same okazały się rekordowymi spośród wszystkich edycji mistrzostw świata w historii. A przynajmniej twierdzi Sebastian Coe, przewodniczący World Athletics.

139 rekordów

Żeby przedstawić jak bardzo udane były to mistrzostwa, spójrzmy liczbę i rodzaje ustanawianych rekordów w poniższej tabeli.

Podczas ostatnich mistrzostw świata padło aż 139 rekordów, kiedy w Londynie ta liczba wyniosła zaledwie 54 poprawy najlepszych rezultatów. Bardzo udane pod tym względem mistrzostwa w Pekinie mogą pochwalić się 98 najlepszymi wynikami. Ale to i tak o ponad 40 mniej, niż w stolicy Kataru. Istny kosmos.

Na chwilę uwagi zasługują rekordy świata pobijane na ów mistrzostwach. Tu również wygrywają mistrzostwa w Dosze, które przyniosły aż trzy takie rezultaty. Ale w tym przypadku należy się małe wyjaśnienie, gdyż statystyka delikatnie zaklina rzeczywistość na korzyść najmłodszego turnieju. W Katarze rekordzistką świata w biegu na 400 metrów przez płotki została Dalilah Muhammad. W Pekinie jedyny taki rekord ustanowiła legenda dziesięcioboju – Ashton Eaton. Z kolei w Londynie rekordzistką świata – kolejny raz zresztą – została Portugalka Ines Henriques, startująca w chodzie na 50 kilometrów kobiet. Ale najlepszy wynik w tej konkurencji był ustanawiany dopiero od stycznia 2017 roku.

Podobna sytuacja wystąpiła podczas katarskich mistrzostw, na których World Athletics rozpoczęło zaliczanie rekordów w nowej konkurencji, debiutującej na imprezie – mieszanej sztafecie 4 x 400 metrów. Zarówno w biegach eliminacyjnych jak i finale najlepszy czas globu padł łupem Stanów Zjednoczonych. Ogólnie dyscyplina ta dostarczyła aż piętnaście wszelkiego rodzaju rekordów. W przypadku rozgrywki z dłuższą tradycją taki wynik nie miałby szans się powtórzyć.

Jednak nawet wyniki w sztafecie mieszanej nie niwelują sporej różnicy pomiędzy mistrzostwami z Karatu i Pekinu oraz przepaści jaka względem najlepszych rezultatów dzieli Dohę i Londyn. Zwłaszcza, że w niektórych konkurencjach do wyników osiąganych przez sportowców organizatorzy przyczynili się trafnymi rozwiązaniami.

Sesja poranna? A komu to potrzebne?

Jedną z największych – i naszym zdaniem najlepszych – decyzji było zniesienie porannych sesji, które towarzyszyły konkurencjom technicznym przez wiele lat. I z pewnością powrócą jeszcze na niejednych zawodach ze względu na sam program rozgrywek, który jest napięty do granic możliwości. Sami zawodnicy nie przepadają za porannymi zmaganiami. Oczywiście, możemy głosić wyświechtane tezy, że dobry zawodnik potrafi wykonać zadanie nawet obudzony w środku nocy. Ale prawda jest taka, że wielu sportowców przyzwyczajonych do odpowiedniego rytmu zawodów nie może wejść na wysokie obroty podczas porannych sesji. I bynajmniej nie sugerujemy tu, że ich słabsza dyspozycja z rana jest wynikiem jakiegokolwiek zaniedbania czy też braku profesjonalizmu. Tak po prostu funkcjonują ich organizmy.

Niekiedy sportowcy rano walczą o to, by tego samego dnia wieczorem mieć możliwość zaprezentowania się w finale konkurencji – co negatywnie wpływa również i na jego poziom. Psychologii znane są przypadki w których taki zawodnik mentalnie spala się właśnie w trakcie dłużącego się oczekiwania na główny występ.

Za przykład mogą posłużyć konkursy pchnięcia kulą mężczyzn z Pekinu oraz Dohy. W obu przypadkach wygrywał Joe Kovacs. Ale w chińskich kwalifikacjach zaledwie trzech zawodników dostało się do wieczornego konkursu przez osiągnięcie minimalnego zakładanego wyniku – 20.65. W finale Amerykaninowi zwycięstwo zapewniło pchnięcie na 21.93. Natomiast w Dosze, podczas kwalifikacji rozgrywanych wieczorem cała dwunastka zawodników wypełniła minimum wynoszące 20.90. W rozgrywanym dwa dni później finale kulomioci dali prawdziwe show, pchając powyżej dwudziestu dwóch metrów. Joe wygrał z wynikiem 22.91, a Ryan Crouser i Tom Walsh posłali kulę zaledwie centymetr bliżej. Pomimo fantastycznych rezultatów osiąganych w ostatnim czasie przez Crousera który zdołał pobić już rekord świata, pchnięcia tej trójki z katarskich mistrzostw wciąż plasują się w pierwszej dziesiątce wyników w historii dyscypliny. Sam konkurs został okrzyknięty jednym z najlepszych w dziejach lekkoatletycznych zmagań.

– Zniesienie porannych prób to bardzo dobry trop. Takie rozbicie konkurencji służy pchnięciu kulą. Często było tak, że jakaś konkurencja była rozgrywana finałowo już na początku chociażby igrzysk olimpijskich, więc rano rozgrywano eliminacje, a wieczorem finał. To nie wpływa dobrze na zawodników. Aczkolwiek nie jest to jedyny powód. Gdyby tak było, to – pozostając przy przykładzie kulomiotów – na mityngach również pchaliby po 22.90. A jak wiemy, zazwyczaj nie jest aż tak dobrze. Generalnie, męskie pchnięcie kulą bardzo się rozwija – dodaje Tomasz Spodenkiewicz.

Jesienny termin – wada czy zaleta?

Pochylmy się nad terminem rozgrywania katarskich mistrzostw, który przed ich startem był powszechnie krytykowany – również przez samych zawodników. Ale jak na ironię, większość z nich przyjechała do Dohy w życiowej formie. Może zatem taka pora zawodów nie tyle że uniemożliwiała zaprezentowanie dobrej dyspozycji, co wręcz przeciwnie – była jednym z powodów takich wyników?

Powód wydaje się nieco inny. Przecież mistrzostwa świata – choć oczywiście bardzo ważne – miały stanowić preludium do igrzysk olimpijskich w Tokio, pierwotnie zaplanowanych na przełom lipca i sierpnia 2020 roku. Co prawda jedną i drugą imprezę dzieliło dziesięć miesięcy, ale wciąż mistrzostwa w Dosze były jednym z ostatnich dużych sprawdzianów przed igrzyskami. Zawodnicy szykowali formę do Japonii, a Tomasz Spodenkiewicz uważa nawet, że to tam zobaczylibyśmy prawdziwy wysyp rekordowych rezultatów:

– Po mistrzostwach świata do igrzysk w Tokio było blisko – tak przynajmniej się wtedy wydawało. Na wyniki z Dohy patrzylibyśmy z innej perspektywy, gdyby nie było pandemii. W tej chwili bylibyśmy prawie rok po igrzyskach olimpijskich, gdzie wiele z tych rekordów byłoby jeszcze bardziej wyśrubowanych. Jak popatrzymy sobie na rekordy świata, to zaryzykuję tezę, że zarówno w biegu na czterysta metrów przez płotki kobiet jak i w sztafecie mieszanej wyniki z katarskich mistrzostw zostałyby poprawione na igrzyskach w Tokio. Oczywiście, teraz wciąż jest to możliwe. Ale czy tak będzie? Czas pokaże.

Polski wkład w rekordowe mistrzostwa

Nasi zawodnicy również będą miło wspominać katarskie zmagania. Na ostatnich mistrzostwach zdobyliśmy sześć medali – złoty, dwa srebrne i trzy brązowe. Zważywszy na wysoki poziom rozgrywek, to bardzo dobry rezultat. Tym bardziej, że w naszej kadrze zabrakło Anity Włodarczyk, etatowej mistrzyni świata która z poprzednich czterech edycji wracała ze złotym medalem.

Reprezentacja Polski dołożyła swoją cegiełkę również do statystyki rekordów. Marcin Lewandowski wywalczył brązowy medal w biegu na 1500 metrów i z czasem 3:31.46 ustanowił nowy rekord naszego kraju. Nie obyło się też bez ustanowienia nowego najlepszego czasu w sztafecie mieszanej 4 x 400, choć nasz skład zajął piąte miejsce w finale.

Jednak prawdziwy popis dały Aniołki Matusińskiego. Zawodniczki Grupy Sportowej ORLEN w składzie: Iga Baumgart-Witan, Patrycja Wyciszkiewicz, Małgorzata Hołub-Kowalik i Justyna Święty-Ersetic zdobyły srebrny medal. I choć pierwsze Amerykanki były poza zasięgiem konkurencji, to Polki również pobiegły w zasadzie bezbłędnie. W szczególności zaimponowała Justyna, która zagrała swoją klasykę gatunku. Na ostatniej zmianie rozpoczęła spokojnym tempem i dała się wyprzedzić Sherickce Jackson. Ale nasza liderka cały czas kontrolowała wydarzenia na bieżni i zaszachowała swoją rywalkę świetnym finiszem. Srebrny medal i ustanowiony nowy rekord kraju – 3:21.89. Ręce same składały się do oklasków.

Tomasz Spodenkiewicz uważa, że nasza żeńska sztafeta również została beneficjentem jesiennego terminu mistrzostw: – Byli zawodnicy którym przez rozegranie zawodów jesienią udało się wejść na świetny poziom. Podam przykład z polskiego podwórka – Patrycja Wyciszkiewicz-Zawadzka. Gdyby mistrzostwa odbyły się latem, to nie pobiegłaby tak dobrze w sztafecie. Tymczasem w Dosze pobiegła w czasie około pięćdziesięciu sekund na lotnej zmianie, co jest znakomitym wynikiem.

Zatem może dobrym pomysłem jest przełożenie zawodów takiej rangi właśnie na okres września i października? Naszym zdaniem to nie do końca trafiona idea. Chociaż pod względem rekordów mistrzostwa w Dosze wypadły wybitnie, to – poza wprowadzeniem nowej konkurencji sztafetowej – był to efekt świadomego budowania formy przez zawodników z myślą o nadchodzących igrzyskach. Skoro wielu z nich zaprezentowało ją w Katarze, to nic nie stoi na przeszkodzie by powtórzyć taki wynik latem.

– Eksperyment się udał, wyniki były zadowalające. Mimo wszystko wolałbym, żeby powrócono do tradycyjnego terminu rozgrywania takich imprez. Lipiec-sierpień to środek sezonu, nie toczą się piłkarskie rozgrywki, cała uwaga skupia się na lekkoatletyce. Taki układ sprawdza się od wielu lat – odpowiada Spodenkiewicz. A my podpisujemy się pod tymi słowami.

SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Newspix


Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze

Aktualności

Kalendarz imprez