Na przełomie wieków niepodzielnie dominował na średnich dystansach. Hicham El Guerrouj zostawił po sobie kosmiczny rekord świata na 1500 metrów i szereg innych wybitnych osiągnięć. Historia jego olimpijskich występów była jednak słodko-gorzka, choć doczekała się puenty godnej znakomitego mistrza. Po zakończeniu kariery Marokańczyk został przy sporcie, ale trzyma się na uboczu. W ostatnich dniach przypomniał o sobie świetnym pomysłem – dzięki jego zabiegom powołano fundusz wsparcia dla lekkoatletów doświadczonych przez pandemię.
Nie wszyscy sportowcy wybierają właściwy moment na zejście ze sceny. Większość rozmienia się na drobne, dostarczając wiernym fanom coraz więcej przykrych obrazków. El Guerrouj ostatni raz pojawił się na bieżni podczas igrzysk olimpijskich w Atenach w 2004 roku. Do domu wracał jako złoty medalista na 1500 i 5000 metrów, łącząc ogień z wodą – średnie dystanse z długimi. Taki złoty dublet zdarzył się wcześniej tylko raz – i to jeszcze przed II wojną światową!
Przed samymi zawodami niewiele wskazywało, że szalony plan Marokańczyka może się udać. Rok wcześniej podczas próby generalnej na mistrzostwach świata w Paryżu było blisko – skończyło się złotem na 1500 metrów i srebrem na dłuższym dystansie. Najlepszy był wówczas Eliud Kipchoge – ten sam, który dziś dokonuje cudów na maratońskich trasach. Innym wielkim rywalem El Guerrouja wydawał się Kenenisa Bekele, który w 2003 roku skończył z brązem. Wszyscy trzej biegali na zbliżonym poziomie, zazwyczaj rozstrzygając rywalizację na ostatnich metrach.
Silna konkurencja pojawiła się również na jego koronnym dystansie. Marokańczyk od 1997 roku cztery razy z rzędu sięgał po złoto mistrzostw świata. Olimpijski rok rozpoczął jednak dosyć niemrawo – podczas mityngu w Rzymie zajął nawet ósme miejsce. Trzy tygodnie przed początkiem igrzysk stoczył zaciętą batalię z Bernardem Lagatem w Zurychu. Obaj zostawili w tyle konkurencję, ale to Kenijczyk (dopiero od 2005 roku zaczął reprezentować Stany Zjednoczone) był minimalnie szybszy.
W 2004 roku ich wyniki otwierały światowe listy, więc wszyscy ostrzyli sobie zęby na to, co wydarzy się w Atenach. Dodatkowym smaczkiem był przebieg olimpijskiego finału z 2000 roku. El Guerrouj wygrał wtedy o włos z Lagatem, ale przegrał złoto z sensacyjnym Noahem Ngenym. W prasie coraz więcej pisano o klątwie – w 1996 roku Marokańczyk też miał walczyć o złoto, ale w finale przewrócił się podczas ostatniego okrążenia. Płaczącego biegacza pocieszał wówczas sam król Maroka.
Walka do ostatnich metrów
Oczekiwania były więc ogromne, a sytuacja niecodzienna – oto rekordzista świata i najszybszy człowiek na dystansie 1500 metrów przyjeżdża już na trzecie igrzyska, gdzie wcale nie jest już tak wyraźnym faworytem do zwycięstwa, jak w poprzednich startach. Mimo tej presji w głowie Hichama zrodził się szatański plan, który zakładał wywalczenie bezprecedensowego podwójnego złota. Nie potrzebował dodatkowej motywacji – przez lata w najtrudniejszych chwilach rzucał okiem na zdjęcie, które pokazywało jego upadek w Atlancie.
– Przed igrzyskami w Atenach naprawdę ciężko trenowałem. Robiłem dwie sesje dziennie, w sumie pokonując 25-30 kilometrów. Lubię cierpieć podczas treningu – jeśli tego nie czuję to znaczy, że robię coś źle. Do Grecji przyjeżdżałem pełen optymizmu – zdecydowanie z nadzieją na historyczny wynik – tak opisywał stan przygotowań El Guerrouj.
Eliminacje na 1500 metrów były formalnością, a finał… Czegoś takiego jeszcze w historii nie było! Na starcie ostatniego okrążenia pewnie prowadził Marokańczyk, ale Lagat znajdował się tuż za jego plecami. Na ostatnim wirażu lider się zmienił. Wydawało się, że Kenijczyk na ostatniej prostej musi dowieźć prowadzenie do końca, ale El Guerrouj w sobie znany tylko sposób odpowiedział na ten atak i 20 metrów przed metą odzyskał pierwsze miejsce.
Po wszystkim znów płakał, ale po raz pierwszy w historii olimpijskich startów były to łzy radości. Kolejny raz odebrał telefon od króla Maroka, ale tym razem rozmowa toczyła się w zupełnie innej atmosferze. Lagata wyprzedził o 0,12 sekundy – w praktyce to pół kroku. Nie było jednak czasu na świętowanie, bo po kilku dniach rozpoczęły się eliminacje na dystansie 5000 metrów. Droga do finału była formalnością, ale w nim zaczęły się schody.
Największy pośród wielkich
Ostatnie okrążenie wyglądało zupełnie inaczej niż na 1500 metrów. El Guerrouj był czwarty, a długo prowadził Kipchoge. Na 200 metrów przed metą niesamowity Bekele w szybkim tempie wysunął się na prowadzenie. Wydawało się, że Marokańczyk może tu walczyć najwyżej o srebro, bo na ostatniej prostej musiał gonić dużo bardziej doświadczonego na tym dystansie Kenijczyka. Gonił, gonił… i dogonił, wygrywając ostatecznie z większą przewagą niż na 1500 metrów. Reakcja? Szalona radość (połączona z całowaniem… kolan), a potem modlitwa.
– Bałem się, że ten bieg będzie toczony w zbyt szybkim rytmie. Na szczęście moja taktyka się sprawdziła i byłem w stanie okiełznać ten strach. Miałem tylko jeden plan – chciałem, by Kipchoge i Bekele byli w moim zasięgu na ostatnich stu metrach. Jestem niesamowicie szczęśliwy, że udało mi się zdobyć to złoto – cieszył się El Guerrouj.
Rytm i taktyka – dlaczego to aż takie istotne? Cofnijmy się o rok. Podczas mistrzostw świata w Paryżu ambitny Hicham po raz pierwszy próbował sięgnąć po bezprecedensowy dublet. Na 1500 metrów poszło mu w miarę łatwo (pomógł brak Lagata), ale o wyniku finału na 5000 metrów zdecydowały detale. Marokańczyk rozpoczął ostatnie kółko w szalonym tempie, wyraźnie oddalając się od grupki liderów.
Decydujący wiraż pokonał gładko i wydawało się, że nikt nie odbierze mu prowadzenia. Na ostatnich metrach dogonili go jednak Kipchoge i Bekele. Ostatecznie wygrał ten pierwszy, bo El Guerrouj na kilka metrów przed metą delikatnie się potknął i próbował ratować się desperackim finiszem. Srebrny medal mistrzostw świata zdobyty w takim towarzystwie to też niezwykłe osiągnięcie, ale plan był jednak ambitniejszy.
Koniec po długiej przerwie
Na ostatniej prostej najważniejszego startu czterolecia wszystkie te doświadczenia zapracowały na korzyść Marokańczyka. Z wiekiem jego triumf tylko zyskał w oczach kibiców i ekspertów. Nikt nie powtórzył tego wyczynu – ale to tylko część obrazu. Dziś widać jeszcze wyraźniej, że pokonał wtedy prawdziwe biegowe legendy, które w kolejnych latach dokonywały rzeczy wielkich. Ateny okazały się także końcem sportowej drogi El Guerrouja, ale… wcale nie miało to tak wyglądać.
Najpierw 30-letni biegacz zrobił sobie długą przerwę. Potem planował powrót na bieżnię w 2005 roku. Chciał powtórzyć “podwójne złoto” na mistrzostwach świata, a do tego otwarcie opowiadał, że zamierza wyśrubować rekord świata na 5000 metrów. Przeszkodą okazały się kontuzje – na kilka tygodni przed najważniejszą imprezą sezonu Marokańczyk ogłosił, że rezygnuje z planów. Zapowiedział przy okazji, że w kolejnym roku pożegna się ze sportem.
Kontuzja pleców znów nie dała spokoju, wykluczając go ze startu w halowych mistrzostwach świata. W maju 2006 roku na konferencji prasowej w Casablance biegacz otwartym tekstem poinformował o tym, czego niektórzy się spodziewali. – Nic w mojej karierze nie wydarzyło się bez przyczyny. Brak złota w Atlancie i Sydney sprawił, że podwójny triumf w Atenach miał wyjątkowy smak. Nie mam już nic do udowodnienia – tłumaczył El Guerrouj.
Rekordy na lata
Co po sobie zostawił? Niesamowite rekordy świata, których do dziś nie udało się pobić. Do Hichama należy aż siedem z dziesięciu najlepszych czasów na 1500 metrów. Identycznie wygląda sprawa z wynikami biegu na milę (ok. 1600 metrów) – tam również na pierwszym miejscu widnieje rekord El Guerrouja z 1999 roku, a w czołowej dziesiątce można odnaleźć aż siedem jego rezultatów.
TOP 10 najlepszych wyników na 1500 metrów:
- Hicham El Guerrouj – 3:26.00 (14 lipca 1998, Rzym)
- Hicham El Guerrouj – 3:26.12 (24 sierpnia 2001, Bruksela)
- Bernard Lagat – 3:26.24 (24 sierpnia 2001, Bruksela)
- Hicham El Guerrouj – 3:26.45 (12 sierpnia 1998, Zurych)
- Asbel Kiprop – 3:26.69 (17 lipca 2015, Monako)
- Hicham El Guerrouj – 3:26.89 (16 sierpnia 2002, Zurych)
- Hicham El Guerrouj – 3:26.96 (8 sierpnia 2002, Rieti)
- Hicham El Guerrouj – 3:27.21 (11 sierpnia 2000, Zurych)
- Hicham El Guerrouj – 3:27.34 (19 lipca 2002, Bruksela)
- Noureddine Morceli – 3:27.37 (12 lipca 1995, Nicea)
Pod względem osiągnięć i sportowej formy najlepszy okres zaliczył… w dwóch różnych momentach. Pierwszy pod koniec XX wieku – nie przegrał wówczas ani jednego z kilkudziesięciu startów z rzędu. Pobił też rekordy świata na 1500 i 2000 metrów oraz na milę – wszystkie przetrwały do dziś. Ten na 1500 metrów był wyjątkowo imponujący – wyśrubował poprzedni rezultat o blisko 1,5 sekundy.
Drugi złoty okres przyszedł w latach 2001-2003. Marokańczyk trzykrotnie zostawał “Lekkoatletą Roku” według Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych (IAAF) – ten prestiżowy hat-trick powtórzył potem dopiero Usain Bolt. Zabrał też do domu kilkanaście kilogramów złota za prestiżowe zwycięstwa w mityngach “Złotej Ligi”.
W trakcie kariery El Guerrouj dał się także poznać jako wielki orędownik walki z dopingiem. Czasami jednak w tych bataliach ponosiły go emocje – jak w 2001 roku, kiedy połączył tragiczną śmierć na nowotwór mózgu Richarda Chelimo (srebrnego medalisty igrzysk z Barcelony) z niedozwolonym wspomaganiem.
– Dopiero za jakieś 20-30 lat będziemy mogli ocenić, kto brał doping, a kto nie. Spójrzcie co stało się z Chelimo… Nic chcę nic mówić, ale do niedawna był zdrowym sportowcem. Teraz ma 29 lat i nie żyje. W kolejnych latach wielu zawodników umrze przez doping. Uwierzcie mi, będzie wiele przedwczesnych zgonów – szokował El Guerrouj.
Za tę wypowiedź spotkała go głównie krytyka – nie znaleziono bowiem żadnych śladów łączących zgon Kenijczyka z jakimkolwiek rodzajem niedozwolonego wspomagania. Sam Marokańczyk był testowany wielokrotnie i nigdy nie wpadł na dopingu. W 2013 roku minął ostateczny termin ponownych badań ostatnich próbek z Aten, co raczej definitywnie zamyka sprawę wszelkich ewentualnych podejrzeń.
Czym El Guerrouj zajął się po zakończeniu kariery? Stał się jednym z 54 sportowych ambasadorów walczących o pokój na świecie. W czerwcu 2020 roku przypomniał o sobie pomysłem wsparcia dla lekkoatletów doświadczonych przez pandemię koronawirusa. Finansowe granty otrzymało blisko 200 zawodników z 58 krajów. Marokańczyk dał nie tylko pomysł – wyłożył również sporo własnych pieniędzy.
– Dziękuję Hichamowi za sam pomysł i późniejsze wsparcie, a także za pomoc w doprecyzowaniu kryteriów – cieszył się Sebastian Coe, szef World Athletics (dawniej IAAF). Pomoc trafiła do sportowców, którzy mają realne szanse na wyjazd na igrzyska olimpijskie w Tokio. Inne warunki to udokumentowane pogorszenie sytuacji materialnej w ostatnich miesiącach i brak historii dopingowej. To nie zmieniło się przez lata – Hicham El Guerrouj wciąż nie trawi oszustów.
KACPER BARTOSIAK
Fot. Newspix.pl