Wejść na szczyt w jednej dziedzinie życia to już ogromny powód do dumy. Ale osiągnięcie tego w dwóch, kompletnie innych i całkowicie niezależnych działaniach, to coś, co udaje się zaledwie garstce ludzi. Pod pretekstem trwania tygodnia noblowskiego chcemy wam opowiedzieć o człowieku, który jako jedyny w historii ma na koncie medal olimpijski oraz Nagrodę Nobla.
O najsłynniejszej nagrodzie świata słyszało każde dziecko. Od ponad stu lat, co roku komitet wręcza je przedstawicielom świata nauki, literatury oraz polityki, honorując najwybitniejsze jednostki. Mamy tam sporo polskich akcentów, w tym roku doszedł kolejny, bo Olga Tokarczuk została uhonorowana nagrodą z za dokonania literackie. To pierwszy polski Nobel od 23 lat, kiedy to samo wyróżnienie odebrała Wisława Szymborska. Wcześniej pokojowego Nobla otrzymał Lech Wałęsa, poeta Czesław Miłosz oraz pisarze Władysław Reymont i Henryk Sienkiewicz. Do grona polskich noblistów wypada jeszcze zaliczyć Józefa Rotblata, uhonorowanego w 1995 pokojową nagrodą za walkę z bronią nuklearną – Rotblat formalnie był Brytyjczykiem, ale urodził się w Polsce, mówił po polsku i sam siebie nazywał „Polakiem z brytyjskim paszportem”.
Genialna czwórka
No i oczywiście trzeba pamiętać o Marii Skłodowskiej – Curie, która została odznaczona z fizyki (1903) i chemii (1911). Była pierwszą kobietą z tym wyróżnieniem, a później pierwszą osobą w historii, która otrzymała Nagrodę Nobla dwukrotnie.
O tym, że dwa Noble, w dwóch różnych dziedzinach to osiągnięcie absolutnie kosmiczne, nikogo nie trzeba przekonywać. Dość powiedzieć, że poza Polką dokonał tego zaledwie jeden człowiek – Linus Pauling, odznaczony najpierw nagrodą z chemii, a później – pokojową. Ba, w gronie podwójnych noblistów obok nich są jeszcze tylko dwie osoby – John Bardeen (dwie nagrody z fizyki) i Frederick Sanger (dwie z chemii).
My jednak nie o nauce i walce o pokój na świecie, tylko przecież o sporcie. Przeskakujemy więc bezpośrednio do naszego dzisiejszego bohatera, czyli jedynego człowieka, który mógł się pochwalić taką kombinacją: Nagroda Nobla i medal olimpijski. Ten człowiek to Philip John Noel-Baker.
Urodził się w 1889 roku. Tym samym, w którym po raz pierwszy wyłoniono piłkarskiego mistrza Anglii, ukończono budowę wieży Eiffle’a, otworzono słynny klub Moulin Rouge, a na świat, w odstępie ledwie czterech dni przyszedł najpierw ktoś, kto doprowadzał świat do śmiechu (Charlie Chaplin), a potem ktoś, kto… wręcz przeciwnie (Adolf Hitler). Philip Baker urodził się w Londynie, jako szóste z siedmiu dzieci Josepha Allena Bakera, Kanadyjczyka, który osiedlił się w Wielkiej Brytanii 13 lat wcześniej oraz pochodzącej ze Szkocji Elisabeth Balmer Moscrip. Baker senior był przedsiębiorcą, producentem maszyn, w chwili urodzenia Philipa radnym Londynu, a kilka lat później parlamentarzystą w Izbie Gmin (przez 13 lat, aż do śmierci w 1918).
W tym czasie jego syn był już absolwentem amerykańskiej szkoły kwakrów (odmiana chrześcijaństwa wyznawana przez Bakerów) oraz Cambridge. Na tej drugiej uczelni notował niesamowicie dobre wyniki (druga lokata na studiach z historii i pierwsza z ekonomii), był także przewodniczącym Cambridge Union Society oraz prezesem tamtejszego uniwersyteckiego klubu lekkoatletycznego. Niemal prosto stamtąd pojechał na swoje pierwsze igrzyska olimpijskie, do Sztokholmu. W 1912 jeszcze wielkiego sukcesu nie osiągnął, choć i tak zdołał się zakwalifikować do finału biegu na 1500 metrów (szóste miejsce). Kolejne igrzyska miały się odbyć w Berlinie w 1916 roku, ale na przeszkodzie stanęła I wojna światowa. Wojna, w której oczywiście Baker brał udział, choć w międzyczasie rozpoczął już karierę akademicką i pełnił funkcję wicedyrektora najpierw Ruskin College w Oksfordzie, a później King’s College w Cambridge.
Na wojnę bez karabinu
W tym momencie trzeba wrócić na chwilę do wspomnianego wcześniej wyznania rodziny Bakerów. Kwarkowie, czyli oficjalnie Religijne Towarzystwo Przyjaciół, to jeden z odłamów chrześcijaństwa. Jednym z głównych punktów ich wyznania wiary jest ścisłe przestrzeganie pacyfizmu. W takich warunkach nieco trudno chwycić za karabin i bronić ojczyzny w potrzebie. Philip Baker organizował więc i kierował działaniami jednostek sanitarnych, pomagających rannym na frontach. Po wojnie został za to odznaczony orderami zarówno brytyjskimi, jak i francuskimi i włoskimi. Na wojnie zdobył nie tylko medale, ale także… żonę i nowe nazwisko. Irene Noel poznał w szpitalu polowym, gdzie pracowała, jako pielęgniarka. Pobrali się w 1915 roku, a kilka lat później dodał jej nazwisko do swojego i od tego momentu tytułował się Philip Noel-Baker.
Już po ślubie, ale przed rozszerzeniem nazwiska, pojechał na pierwsze powojenne igrzyska. W 1920 roku w Antwerpii Baker miał dodatkowe zadanie, bo na ceremonii otwarcia imprezy niósł brytyjską flagę. O tak zwanej „klątwie chorążego” najwyraźniej nie słyszał, bo z Belgii do domu wrócił ze srebrnym medalem, wywalczonym w biegu na 1500 metrów. Uzyskał czas 4:02.3, a do zwycięzcy (rodaka, Alberta Hilla) zabrakło mu ledwie pół sekundy. Na kolejnych igrzyskach już nie wystartował, ale w Paryżu w 1924 roku był kapitanem brytyjskiej reprezentacji biegaczy, o której powstał wybitny film „Rydwany Ognia”.
Prosto z bieżni wrócił do sal akademickich. Przez 10 lat wykładał prawo międzynarodowe na uniwersytetach w Londynie oraz Yale. W międzyczasie po raz pierwszy został wybrany do Izby Gmin, w której z pięcioletnią przerwą spędził prawie 40 lat. W czasie II wojny światowej pełnił wyjątkowo ważną rolę osobistego sekretarza brytyjskiego premiera Winstona Churchilla (też noblista, z literatury w 1953 roku za pamiętniki z II wojny światowej), zaś po wojnie objął stanowisko najpierw ministra stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, potem ministra lotnictwa, ministra do spraw Wspólnoty Narodów oraz ministra paliwa i mocy. W międzyczasie z ramienia rządu odpowiadał za przygotowanie i przeprowadzenie igrzysk olimpijskich w Londynie (1948).
Program rozbrojenia świata
Z bliska widział dwie wojny światowe i cały ich bezsens. Całe życie poświęcił na walkę o to, żeby coś takiego już nigdy się nie powtórzyło. A możliwości tej walki miał sporo. Aktywnie działał w brytyjskiej delegacji przy ONZ, był jednym z twórców Deklaracji Narodów Zjednoczonych. Opublikował 13 książek, z których zdecydowana większość ma jeden wspólny mianownik: rozbrojenie. Najważniejszą z nich była ta, wydana w 1958 roku.
„Wyścig zbrojeń. Program rozbrojenia świata”,
w której, na prawie 600 stronach, przedstawia plan walki z szaleństwem mocarstw, powoli staczających się w obłęd wojny nuklearnej.
Jego wieloletnia praca została doceniona w 1959 roku. Norweski Komitet Noblowski przyznał mu Pokojową Nagrodę Nobla za nieustanne wysiłki na rzecz zapobiegania wojnie. Warto dodać, że była to nagroda w pełni zasłużona i nie budząca żadnych kontrowersji (w przeciwieństwie do wielu późniejszych, jak choćby tej dla Baracka Obamy, niespełna rok po objęciu przez niego urzędu prezydenta USA i niezbyt wielu skutecznych działań na rzecz pokoju na świecie).
– Wojna jest przeklętą, okropną rzeczą, zniszczyła cywilizację za cywilizacją – to jest esencja mojego przekonania – mówił dziennikarzom, odbierając nagrodę z rąk króla Norwegii Olafa V i następcy tronu księcia Haralda. Szef Komitetu, Cunnar Jahn podkreślał niestrudzoną pracę Noel-Bakera w walce z nazizmem i faszyzmem. – Zawsze próbował zbudować świat, w którym broń i przemoc już nie będą potrzebne w walce o przetrwanie zarówno między ludźmi, jak i narodami – mówił w laudacji.
Sam Noel-Baker nie krył wzruszenia, przyznając, że zawsze uważał Nagrodę Nobla za największy honor, na jaki można zasłużyć. – W czasach, kiedy atom został podzielony, księżyc okrążony, a choroby pokonane, czy rozbrojenie ma pozostać odległym snem? Odpowiedź twierdząca oznacza rozpacz nad przyszłością ludzkości – komentował. Z Nagrody Nobla zatrzymał sobie dyplom i pamiątkowy medal. Całą nagrodę pieniężną (dziś to równowartość nieco ponad czterech milionów złotych) przekazał na cele charytatywne.
W chwili największego triumfu miał 70 lat, ale wcale nie oznaczało to odejścia na emeryturę. Ani zawodową, ani… sportową. Ćwiczył dwa razy dziennie, jeszcze dobrze po osiemdziesiątce regularnie grywał w tenisa. Do 81. roku życia zasiadał w Izbie Gmin, co ciekawe – przez 20 lat u boku swojego jedynego syna – Francisa. Jeszcze dłużej, do 86. roku życia (od siedemdziesiątki) był prezesem Międzynarodowej Rady Nauk o Sporcie i Wychowaniu Fizycznym przy UNESCO. Pod koniec życia został uhonorowany tytułem barona.
Zmarł w wieku 92 lat w Londynie. Na siedzibie Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego w Lozannie wisi poświęcona mu pamiątkowa tablica. Inskrypcja jest prosta do bólu: nazwisko i hasło: Człowiek Sportu, Człowiek Pokoju. Tylko tyle i aż tyle.
JAN CIOSEK
Fot.: wikimedia