Nasza złota siódemka – bo nie zapominajmy również o tych, którzy wystartowali w pierwszym biegu – dziś zapisała się w annałach polskiego sportu. Pierwszy polski medal w konkurencji biegowej od czasów igrzysk olimpijskich w Moskwie. Pierwsi mistrzowie olimpijscy w sztafecie mieszanej – konkurencji, która dopiero debiutuje na igrzyskach. Przygotowaliśmy dla was dwadzieścia jeden ciekawostek na temat naszych bohaterów. Rzeczy o których być może nie wiecie, a powinniście wiedzieć.
- Kajetan Duszyński swoją przygodę z bieganiem zaczynał od biegów przez płotki. Na szczęście prędko przeniósł się na „zwykłe” 400 metrów gdzie szybko czynił postępy i na tym dystansie biega do dziś. Jak widać – z powodzeniem.
- Chociaż na bieżni osiąga znakomite wyniki i szybko dostał się do kadry narodowej, Kajetan nie zaniedbuje swojego wykształcenia. Studiuje w Łodzi na tamtejszej Politechnice i to na studiach doktoranckich.
- Wielu sportowców przerażała wizja przesunięcia igrzysk o rok. Ale w przypadku Duszyńskiego można powiedzieć, że los się do niego uśmiechnął. Sezon 2020 spisał na straty nie tylko ze względu na brak startów, ale i trapiące go kontuzje. Zatem on może śmiało stwierdzić – dobrze, że igrzyska odbyły się w tym roku.
- Dla Justyny Święty-Ersetic trening to przede wszystkim ciężka praca, ale czasami znajduje w nim również miejsce na dobrą zabawę. A tej nie brakuje, kiedy w pobliżu jest Piotr Lisek. Święty-Ersetic dobrze dogaduje się z naszym tyczkarzem, z którym lubi się po prostu powygłupiać. Na przykład w Belek służyła Piotrkowi za… obciążenie na ręce, z którym ten starał się wstać z ziemi.<
Wyświetl ten post na Instagramie./li>
- Wiemy, że Justyna Święty-Ersetic jest szalenie szybka. Ale nasza czołowa biegaczka jest też bardzo… pedantyczna. Ma wręcz obsesję na punkcie czystości. Na zgrupowaniach zwykle mieszka w pokoju z Małgorzatą Hołub-Kowalik, która musi się dostosować do „sanitarnego” reżimu swojej współlokatorki. Istna perfekcyjna pani domu.
- Kolejnym udziwnieniem Justyny jest zamiłowanie do absolutnej ciemności o poranku. Żaden promyk światła nie może przedostać się przez szczelnie zasłonięte okno pokoju biegaczki. Wolicie wstawać kiedy pierwsze promienie słońca delikatnie muskają was po twarzy? Lepiej wybierzcie innego współlokatora do pokoju.
- Odkrycie talentu Karola Zalewskiego zawdzięczamy Bronisławie Ludwichowskiej – urodzonej w Związku Radzieckim biegaczce, która reprezentowała nasz kraj. Później przez długie lata Zalewskiego trenował jej mąż, Zbigniew Ludwichowski, który zmarł 17 marca tego roku. Jeżeli dziś spogląda z gdzieś góry na Karola to jesteśmy pewni, że pęka z dumy.
- Jak większość młodych chłopaków, Zalewski w młodości planował pójść w kierunku piłki nożnej. Grał nawet w klubie ze swojej miejscowości – Orlętach Reszel. Nie wiemy, czy zespół Orląt jest wielką kuźnią talentów, ale pewne jest jedno. Dobrze, że Karol ostatecznie wybrał bieganie bez piłki.
- To oczywiście pierwszy w karierze olimpijski medal Zalewskiego, ale nie pierwsze międzynarodowe złoto w sztafecie. W 2018 roku Karol był członkiem męskiej sztafety 4 x 400 metrów podczas halowych mistrzostw świata w Birmingham. Panowie wywalczyli wtedy złoty medal.
- Natalia Kaczmarek pochodzi z Drezdenka, a za swojego wychowawcę na bieżni uważa trenera Tomasza Saskiego, który trenował ją w ALKS AJP Gorzów Wielkopolski. Później zawodniczka zdecydowała się jednak na przeprowadzkę do Wrocławia, gdyż – jak sama twierdziła – w Gorzowie nie miała zapewnionych odpowiednich warunków do treningu.
- Uwagę przyciąga również uroda młodej – bo zaledwie dwudziestotrzyletniej – zawodniczki. Ale nie róbcie sobie nadziei, drodzy panowie. Natalia od kilku lat jest w szczęśliwym związku z Konradem Bukowieckim – kulomiotem, którego również będziemy mieli okazję oglądać w Tokio.<
Wyświetl ten post na Instagramie./li>
- Kiedy Kaczmarek w czerwcu tego roku zdobyła mistrzostwo Polski, w pokonanym polu zostawiając Justynę Święty-Ersetic czy Małgorzatę Hołub-Kowalik, można było traktować ten rezultat w kategoriach niespodzianki. Dziś Polka udowodniła, że czwarty najlepszy wynik na 400 metrów w historii naszego kraju nie był dziełem przypadku i jest w stanie przejąć pałeczkę liderki naszych biegów od starszych zawodniczek. Przejąć dosłownie i w przenośni.
- Skoro poruszyliśmy już postać Małgorzaty Hołub-Kowalik i przekazania pokoleniowej pałeczki, to warto nadmienić, że zawodniczka mówiła o tym, że po igrzyskach w Tokio chce pomyśleć o zakończeniu kariery. Pani Małgorzato, po osiągnięciu życiowego sukcesu mamy nadzieję, że te plany jeszcze przez co najmniej trzy lata pozostaną wyłącznie w sferze rozważań.
- Hołub-Kowalik nie zaniedbuje takich aspektów przygotowania, jak dieta. Swój jadłospis konsultuje ze specjalistką w tej dziedzinie. Produkty zmieniają się w zależności od stanu jej organizmu, który jest określany na podstawie wyników badań. Jednak Małgorzata nie zwariowała całkowicie na punkcie diety i otwarcie mówi, że czasami lubi sobie zjeść śniadanie na słodko.
- Małgorzata ostatnimi czasy dała się również poznać jako osoba, która wręcz emanuje pewnością siebie. Co powiedziała, kiedy w półfinale sztafeta mieszana wybiegała rekord Europy? Zero lania wody, deklaracja prosto z mostu: – Ten rekord przetrwa tylko 24 godziny. Będzie gruby medal i to nie brązowy. I choć sama w finale nie pobiegła, to koleżanki i koledzy wywiązali się z jej słów w stu procentach.
- Pomimo tego, że Iga Baumgart-Witan jest już doświadczoną biegaczką, kadrowicze docinają jej, że w podczas pierwszych startów w sezonie stresuje się niczym nastolatka. Sama tak to tłumaczy: – Jeszcze nie wiesz, na jakim poziomie jesteś, ile przepracowałaś. Bardzo ci zależy, a jak ci zależy, to się stresujesz. Ale jak już jesteś w super formie i masz parę startów za sobą, to w pewnym momencie stajesz się pewna siebie i swojej pozycji.
- Iga wymyśliła również ksywkę dla biegaczek zaliczających się w skład Aniołków Matusińskiego. A przezwisko to brzmi… Grażyny. Biorąc pod uwagę wszystkie stereotypowe żarty przedstawiające naszych rodaków jako typowych Januszów i właśnie typowe Grażyny, doceniamy wymyśloną nazwę za dystans do siebie.
- Prywatnie Iga od 2017 roku związana jest z Andrzejem Witanem, obecnie bramkarzem Olimpii Elbląg. Ale męża naszej biegaczki mieliśmy okazję oglądać też na boiskach Ekstraklasy, w której rozegrał siedemnaście spotkań – dwanaście dla Zawiszy Bydgoszcz oraz pięć dla Termaliki Bruk-Bet Niecieczy.
- Dariusz Kowaluk, który biegł w biegu eliminacyjnym, pochodzi z Komarówki. To mała miejscowość, leżąca niespełna pięćdziesiąt kilometrów od granicy polsko-białoruskiej, która liczy sobie niewiele ponad tysiąc mieszkańców. Od dziś jej mieszkańcy mogą mówić, że wyszedł z niej człowiek, który przyczynił się do zdobycia olimpijskiego złota.
- Ciekawa jest nazwa fanpejdża Kowaluka na Facebooku, który nazywa się „Dariusz Kowaluk – Sportowiec od 400 boleści”. I to chyba sporo mówi o ciężkim treningu i wyrzeczeniach, jakie niesie za sobą bieganie czterystu metrów na profesjonalnym poziomie.
- Chociaż Kowaluk nie osiągał do tej pory spektakularnych sukcesów międzynarodowych, to jest uznaną marką na krajowym podwórku. Biegacz dwukrotnie zdobywał brązowy medal mistrzostw Polski w biegu indywidualnym na 400 metrów, a w zawodach halowych w tym roku został nawet wicemistrzem kraju.
Fot. Newspix
kowaluk to najbardziej niespodziewany mistrz olimpijski w historii
Trzeba wspomagać finansowo polskich sportowców! Zabrać kopaczom z polskiej reprezentacji i oddać polskim lekkoatletom 🙂