W normalnych okolicznościach rywalizacja na rozpoczynających się dziś torowych mistrzostwach Europy zapewne budziłaby znacznie więcej emocji. W dobie pandemii koronawirusa ich poziom jednak się obniżył, bo w bułgarskim Płowdiwie nie zjawi się wiele osób z czołówki. Ale, jak ujął to jakiś czas temu Wojciech Pszczolarski: “Jaki rok, takie mistrzostwa Europy, ale tytuł jest tytuł. Ktoś musi tytuły i medale rozdać, ktoś je musi zdobyć”. A że wśród kandydatów do medali są też Polacy, to warto będzie rzucić okiem na to, co w Bułgarii się dzieje.
Pięcioro naszych
Pięć osób – tylko tyle mogliśmy wysłać do Bułgarii. Powodem, jak to obecnie bywa najczęściej, jest koronawirus. Już po mistrzostwach Polski, zorganizowanych niespełna miesiąc temu, przeprowadzono testy na członkach kadry. – Pozytywne wyniki testów miało ponad 20 osób: zawodnicy, trenerzy, masażyści i mechanicy. Koronawirus wyeliminował m.in. naszych sprinterów i sprinterki. Kadrowicze przerwali treningi dwa tygodnie temu po pierwszych objawach zakażenia – mówił PAP Marek Leśniewski, dyrektor sportowy Polskiego Związku Kolarskiego.
Przez jakiś czas nie było nawet wiadomo, czy ktokolwiek do Bułgarii wyjedzie. Wojciech Pszczolarski, zawodnik Grupy Sportowej ORLEN, na początku listopada mówił nam, że tak naprawdę niczego jeszcze nie wiadomo i wszystko okaże się z czasem. – Ja sam jestem… nieokreślony. Wielu zawodników miało pozytywne testy, część miała nieokreślone. Mamy więc testy do powtórki. Czuję się jednak dobrze, nie mam obowiązku kwarantanny. Unikam wychodzenia, spotkań w grupach. Trenuję sam, a większość czasu spędzam w domu. Czekam na powtórny test, który określi, czy będę mógł pojechać do Płowdiwu, czy zostanę w domu. Trenuję nadal mocno, nie mam zaleceń, aby odpuszczać. Bardzo dużo testów okazało się pozytywnych.
SPONSOREM KOLARZY TOROWYCH JEST PKN ORLEN
Ostatecznie wyszło na to, że akurat on w składzie kadry się znalazł i będzie mógł powalczyć o swoje trzecie mistrzostwo Europy w wyścigu punktowym. Ogółem w Bułgarii w naszej kadrze pojawią się tylko osoby występujące na średnich dystansach. Obok Pszczolarskiego (Wibatech Merx) są to: Daniel Staniszewski (Mazowsze Serce Polski), Karolina Karasiewicz, Patrycja Lorkowska (obie TKK Pacific Nestle Fitness Cycling Team) i Nikol Płosaj (UKS TFP Jedynka Kórnik). Okrojony został też, oczywiście, skład towarzyszącej im grupy, która również liczy sobie pięć osób, na czele z trenerem Grzegorzem Ratajczykiem i wspomagającą go Edytą Jasińską.
W Bułgarii zabraknie zatem między innymi Mateusza Rudyka, medalisty mistrzostw świata w sprincie, który również otrzymał pozytywny wynik testu. On jednak – według informacji dochodzących z kadry – chorobę przechodził łagodnie. Ogółem na poważnie z wirusem, jak powiedział trener Igor Krymski, męczył się jedynie Maciej Bielecki.
Okrojone mistrzostwa
Problemy z koronawirusem mają jednak nie tylko Polacy. Całe mistrzostwa mocno na tym cierpią. Do Płowdiwu nie zawita na przykład jeden z najlepszych kolarzy… szosowych ostatnich miesięcy. Filipo Ganna – mistrz świata w jeździe na czas i zwycięzca czterech etapów Giro d’Italia – jakiś czas temu otrzymał pozytywny wynik testu. Objawy choroby rozwinęły się u niego zresztą… dzień po przeprowadzeniu wstępnych testów. Postanowiono więc sprawdzić go jeszcze raz. I wyszło, że jest pozytywny.
Kilka dni później zakażenie koronawirusem stwierdzono też u innych Włochów. Liam Bertazzo i Michele Scartezzini zostali zmuszeni do wycofania się z mistrzostw po tym, jak wystąpiła u nich gorączka. Bertazzo był faworytem do zdobycia medali w kilku konkurencjach, a na Scartezziniego liczono głównie w kontekście drużynowego wyścigu na dochodzenie.
Włosi jednak i tak do Płowdiwu przylecieli. A wiele innych reprezentacji postanowiło się wycofać – również tych ze ścisłej czołówki. Już dawno o tym, że do Bułgarii nie przylecą, poinformowali Belgowie i Holendrzy. Podobnie postanowili uczynić Niemcy, choć oni ostatecznie wysyłają jednego zawodnika – Maximiliana Levy’ego. Duńczycy już od jakiegoś czasu wiedzieli, że na mistrzostwach się nie zjawią, nie zgłosili bowiem do nich żadnego zawodnika, choć ostatecznie przyklepali tę decyzję kilka dni temu. Francuzi przyjechać planowali, ale rozwój pandemii sprawił, że z pomysłu zrezygnowali.
Taki obrót spraw, otwiera, oczywiście, drogę do medali innym reprezentacjom. Ale trudno się z tego cieszyć. Inna sprawa, że łatwiej zrezygnować z mistrzostw Europy, gdy kolejne najprawdopodobniej za kilka miesięcy. Kalendarz w okresie pandemii stanął bowiem na głowie. W dodatku, nawet jeśli ktoś odpuści sobie starty na torze, może jeszcze zaliczyć mistrzostwa świata w… e-kolarstwie. Na nich pojawi się choćby Pszczolarski.
– Mistrzostwa świata z Zwifcie będą dwa i pół tygodnia po torowych ME. Sezon przeciągnę delikatnie dłużej, zobaczymy, co z tego wyjdzie. Z jednej strony te mistrzostwa świata traktuję jako zabawę, z drugiej są pierwsze – historyczne. Otwiera się nowy rozdział w kolarstwie. Zwift znajduje rzeszę fanatyków. Wielu kolarzy, w tym i ja, bardziej intensywne treningi wykonuje właśnie na tej platformie, szczególnie, że pogoda coraz mniej sprzyja. Nawet chwilę po naszej rozmowie siadam na trenażer i wystartuję w etapówce z reprezentacją Polski. Nie rozdzielam tych przygotowań, jedne i drugie prowadzą i tak w jedną stronę – przyszłorocznych igrzysk w Tokio.
Na razie jednak rywalizacja będzie trwać na torze i to tam Polacy spróbują wywalczyć medale.
Zaczynamy
Kolarstwo torowe ma jedną, wielką zaletę. Mnogość konkurencji sprawia, że każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Ale że najbardziej interesują nas występy Polaków, to szczególnie polecamy waszej uwadze wyścig punktowy, madisona i omnium mężczyzn. U kobiet z kolei warto będzie zerknąć na indywidualny wyścig na dochodzenie, wyścig punktowy, scratch, wyścig eliminacyjny czy madisona. To konkurencje, w których powinniśmy się pokazać z najlepszej strony.
Jedna z nich zresztą już dzisiaj. Medale pierwszego dnia zostaną bowiem rozdane czterokrotnie: w sprincie drużynowym u obu płci, scratchu kobiet i wyścigu eliminacyjnym mężczyzn. Jak już wiecie – sprinterów do Bułgarii nie przysłaliśmy. Odpuszczamy też drużynowe wyścigi na dochodzenie, a to z tego powodu, że po prostu nie mamy czteroosobowych zespołów. Ot, siła wyższa. Polaków zabraknie również w wyścigu eliminacyjnym, ale za to szanse na medal mamy w scratchu. Tam Karolina Karasiewicz na pewno da z siebie wszystko, a jeździć tę konkurencję potrafi – wygrywała już w niej nawet Puchar Świata w Glasgow.
Nawet jednak jeśli dziś się nie uda, to kolejne szanse na medale nasi reprezentanci i reprezentantki dostaną w najbliższych dniach. Ale miło byłoby rozpocząć zmagania od sukcesu, prawda?
Fot. Newspix