28 września to szczęśliwy dzień polskiej siatkówki. Szesnaście lat temu „Złotka” wywalczyły mistrzostwo Europy, a dziś po brązowe medale sięgnęli siatkarze prowadzeni przez trenera Vitala Heynena. To pierwszy medal biało-czerwonych w imprezie tej rangi od 2011 roku.
W sierpniu podczas turnieju kwalifikacyjnego do Tokio 2020 Polacy pokonali w Ergo Arenie Francuzów gładko i zapewnili sobie przepustki olimpijskie. Dziś trójkolorowi mieli okazję do rewanżu. Los znów postawił po obu stronach siatki te same dwie drużyny. I jeśli w hali na pograniczu Sopotu i Gdańska poszło niespodziewanie gładko, dziś w Bercy wcale tak łatwo nie było. Trzeba podkreślić, że gospodarze turnieju (jedni z wielu, ale chodzi o Francję) mieli o dzień mniej odpoczynku, bo wczoraj grali półfinał z Serbią.
3:0 z jednej strony wskazuje na jednostronną przewagę, z drugiej zaś nie do końca oddaje dramaturgię zdobywania poszczególnych punktów. Dość powiedzieć, że w pierwszym secie Polacy dopiero przy stanie 19:19 dogonili rywali. Wcześniej pachniało pełną kontrolą Francuzów, mieli kilkupunktową przewagę i co chwila karcili naszych. Nasi jednak nabrali wiatru w żagle i stopniowo zaczęli przechylać szalę na swoją korzyść. Polacy bezlitośnie wykorzystywali coraz częściej mylących się gospodarzy. Set ostatecznie udało nam się wygrać dopiero na przewagi (do 24), po emocjonującej końcówce.
W drugim secie nasi gracze coraz skuteczniej atakowali, choć i tak nie brakowało niewykończonych akcji i obron na prostych nogach. 60 procent skuteczności dawało jednak nadzieję, że wigor nie opuści mistrzów świata, jak to miało miejsce w Lublanie w półfinale ze Słowenią. Działał blok, co musiało deprymować rywali. W końcówce tego seta również nie było za spokojnie. Po remisie 21:21 jednak udało się utrzymać koncentrację i uniknąć wyrównania stanu meczu, głównie za sprawą Michała Kubiaka. Kapitan reprezentacji kilka razy zachował się po profesorsku, skończył atak i zablokował Francuzów… solo.
W trzeciej odsłonie nikt nie zwątpił w jakość gry biało-czerwonych. Grali pewnie i przekonująco. Ostatni punkt meczu zdobył z serwisu Maciej Muzaj. Osiem lat Polacy czekali by stanąć na podium mistrzostw Europy. Ciągle czegoś brakowało. Do turnieju przystępowaliśmy w glorii podwójnych mistrzów świata, pewniaków do finałowego zwycięstwa. Znów czegoś zabrakło, jednak wyszliśmy z tego obronną ręką.
Fabian Drzyzga (rozgrywający): Fajnie, zawsze lepiej wygrać ostatni mecz, niż przegrać, ale nie przyjechaliśmy tutaj po medal brązowy. Jakbyśmy przegrali ze Słowenią, dlatego że byli lepsi, że tak oni, jaki i my zagraliśmy fantastyczne spotkanie, moglibyśmy się cieszyć z brązowego medalu. W Lublanie zagraliśmy katastrofalnie, ja zagrałem bardzo słabe spotkanie, dlatego nie zagramy w wielkim finale. Dzisiejszą lekcje zdaliśmy na „szóstkę”, bo drużyna która przyjeżdża by zagrać o złoto, a po słabym meczu w półfinale trafia do małego finału, może stracić motywację. Dlatego szacunek dla chłopaków, sztabu trenerskiego, lekarza, fizjoterapeutów, że nas postawili na nogi, tak fizycznie, jak i mentalnie, że mogliśmy pokazać dzisiaj dobrą siatkówkę i udowodnić, że jak gramy na własnym poziomie, to nie ma na nas mocnych. Mecz półfinałowy pokazał, że zawsze musimy być mocno skoncentrowani.
To nie koniec sezonu dla Vitala Heynena i jego ekipy. Teraz czas na Puchar Świata w Japonii. Nasi siatkarze wypełnili jednak postawione przed nimi zadania. Zdobyli kwalifikację olimpijską, wywalczyli medal ME. Oczywiście każdy z nas marzył o złocie, każdy czuł je niemal na szyi, po tym jak Polacy przegalopowali przez wcześniejsze fazy turnieju. Potknięcie ze Słowenią przypomni nam jednak, że mistrzowie świata to też ludzie, mogą mieć słabszy dzień. Dziś jednak na pewno poprawili sobie humory, choć ich radość na ceremonii wręczenia nagród była mocno stonowana.
Polska – Francja 3:0
(26:24, 25:22, 25:21)
fot. newspix.pl