Na papierze wyglądało to na mecz do odhaczenia – Polacy mieli już zapewnione wyjście z grupy. Jednak Belgowie przystępowali do tego spotkania z nożem na gardle. Wygrana, a nawet urwanie dwóch setów, dałaby im niezwykle cenne punkty. Ale nic z tych rzeczy. Nie przy tak dobrze grających Polakach, którzy pewnie odprawili swoich rywali 3:0. A poprowadził ich do tego Łukasz Kaczmarek.
Choć na wielkich turniejach nasze ścieżki nie przeplatały się ostatnio z Belgami, to jednak bardzo dobrze znamy tę reprezentację – chociażby poprzez osobę naszego szkoleniowca, pochodzącego z Belgii. Zresztą Vital Heynen miał podwójną motywację przed dzisiejszym spotkaniem po telefonie od… najmłodszej córki która powiedziała mu, że może przegrać każde spotkanie, byleby nie to dzisiejsze. Nie wiemy jak zareagował selekcjoner reprezentacji Polski, jednak na jego miejscu obiecalibyśmy córce gładkie zwycięstwo.
Belgia to obecnie europejski średniak. Stać ich na wyjście grupy i napsucie krwi faworyzowanym drużynom poprzez urwanie im jednego czy dwóch setów. Jednak na dłuższą metę trudno oczekiwać od podopiecznych Fernando Munoza spektakularnych wyników. Tym bardziej w meczu z Polską grającą u siebie, z którą w tym sezonie w maju gładko przegrali dwa mecze sparingowe, każdy po 0:4. To nie pomyłka, oba zespoły umówiły się wtedy, że niezależnie od wyniku rozegrają w spotkaniu przynajmniej cztery sety.
Polacy są na tyle dobrą ekipą, że potencjalne problemy mogły wynikać wyłącznie z ich własnych błędów. I to był jedyny element, którego można się było troszkę obawiać. Bo choć na naszym koncie przed spotkaniem widniały trzy zwycięstwa, to żadne z nich nie było idealne w wykonaniu Polaków. W pierwszym meczu straciliśmy seta z Portugalią. Z mocną Serbią Polacy pokazali kawał charakteru, jednak wrócili tam z bardzo dalekiej podróży przegrywając 1:2 w meczu i 10:12 w czwartym secie. Na zero z tyłu nie udało się zagrać również wczoraj z Grecją – outsiderami naszej grupy, którzy w czwartej partii omal nie doprowadzili do tie breaka. Dziś taka niefrasobliwość mogłaby skończyć się dużo gorzej.
Kaczmarek liderem
W porównaniu do meczu z Serbią – przyjmijmy, że w nim Heynen wystawił galowy skład – zobaczyliśmy kilka zmian. W wyjściowej szóstce pojawili się Łukasz Kaczmarek i Grzegorz Łomacz. Ponadto, na pozycji libero grał głównie Damian Wojtaszek. Polacy w tym meczu bynajmniej nie mieli noża na gardle, natomiast Belgowie byli na musiku. Ale niestety dla naszych rywali, w siatkówce samą ambicją i zaangażowaniem nie da się zatrzeć aż takiej różnicy umiejętności. Ponadto, głębia naszego składu ma dwa atuty. Pierwszy jest oczywisty – zmiennicy którzy pojawiają się na parkiecie, nie osłabiają aż tak zespołu. Ten dalej potrafi grać na bardzo wysokim poziomie. Drugi atut jest taki, że rezerwowi wiedzą, o co walczą. Chcą się pokazać w oczach trenera i kibiców.
Takim zawodnikiem był dziś Łukasz Kaczmarek. Ten gość wyszedł dziś tak naładowany, że gdyby w krakowskiej Tauron Arenie jak na ironię wysiadło oświetlenie, to zawodnik Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle mógłby robić za agregat prądotwórczy. Belgowie nie mieli żadnego sposobu na jego ataki.
Ale Polska to nie tylko Kaczmarek. Ten zespół pokazał, że jeżeli dobrze funkcjonują w nim dwa kluczowe elementy – zagrywka oraz blok – to w zasadzie nie ma na niego mocnych. W pierwszym secie nie graliśmy blokiem. To był istny mur, który dał nam aż siedem punktów. Z kolei na zagrywce mieliśmy świetnego Mateusza Bieńka oraz klasykę gatunku – Wilfredo Leona, posyłającego bomby latające po sto trzydzieści kilometrów na godzinę. Tymi elementami gładko wygraliśmy pierwszą partię 25:18.
Polski spokój, belgijskie nerwy
Drugi set zapowiadał nieco bardziej wyrównaną grę – Belgowie nawet przez długi czas w nim prowadzili. Ale znacie to uczucie, w którym spoglądacie na wynik i po prostu jesteście pewni, że odejście od przeciwnika jest tylko kwestią czasu? Właśnie ono towarzyszyło nam przez cały czas. Sam Deroo skutecznie obija nasz blok – spokojnie, zdążymy im pokazać swoją grę. Mathijs Desmet zaskakuje? Luz. Parafrazując klasyka – dla Polaków tak dobry poziom to rutyna, a dla Belgów to szczyt możliwości. Biało-czerwoni nie wygrywali, ale też nie pozwalali odskoczyć rywalom na więcej niż trzy punkty.
Z tym, że punkty uciekały, wynik szedł do przodu, a Polacy dalej nie mogli wyjaśnić przeciwników. 19:19 – może teraz im odskoczą? Nie odskoczyli. 23:22 dla Belgów – halo, panowie, zaraz partia nam ucieknie. Kiedy zrobiła się gra na przewagi, zaczęliśmy się już niepokoić, bo zabawa zabawą, ale set sam się nie wygra. Lecz wtedy Belgowie popełnili prosty błąd w ataku, posyłając piłkę na aut. Następnie Bieniek mocno zaserwował piłkę, rywale starali się zrobić z tego kontrę i nadziali się na pojedynczy blok. A wykonał go – a jakżeby inaczej – Łukasz Kaczmarek, do którego w ogóle należała końcówka seta, gdyż wcześniej dorzucił kilka cennych punktów.
Nie wszystko było idealnie
Przy takim przebiegu spotkania trzeci set wydawał się tylko formalnością. Kolejnym elementem, który dobrze funkcjonował w polskim zespole była różnorodność w ataku. Tu pochwały należą się Grzegorzowi Łomaczowi, który często grał przez środek. Kiedy Łukasz Kaczmarek nie zszedł z zagrywki przez sześć kolejnych punktów, było już w zasadzie po meczu. Ale my dodajmy łyżkę dziegciu do tej sporej beczki miodu i pochwał dla Polaków.
Wciąż nie najlepiej graliśmy w przyjęciu i nie jest to pierwszy mecz w którym mieliśmy z tym problem. Na Belgów to spokojnie wystarczyło. Ze znacznie lepszymi Serbami – ledwo, bo ledwo – ale również udało się wygrać. Jednak otwartym pozostaje pytanie, czy lepszy zespół w następnej fazie brutalnie tego nie wykorzysta. Niestety, kolejny raz od kolegów z parkietu odstawał Michał Kubiak. Znamienne, że Michał ponownie nieźle wchodzi w spotkanie i nie można było mieć do niego większych pretensji w pierwszym secie. Ale im dalej w mecz, tym gorzej. Dokładnie tak samo wyglądało to z Serbią – że tak kolejny raz odniesiemy się do najważniejszego meczu w grupie. Wtedy Heynen zmienił go na Semeniuka, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Dziś nie było takiej potrzeby, jednak Michał powinien czuć na plecach oddech konkurencji pchającej się do pierwszego składu.
W środę czeka nas ostatni mecz fazy grupowej, który zagramy z Ukrainą. Jest on tylko formalnością, a najważniejsze będzie to, co po nim. Wtedy poznamy naszych rywali w dalszej fazie turnieju.
Polska – Belgia 3:0 (25:18, 26:24, 25:16)
Fot. Newspix