Angelika Cichocka: moja kariera to sinusoida!

Angelika Cichocka: moja kariera to sinusoida!

W okresie pandemii Angelika Cichocka nie skorzysta z oferty Centralnego Ośrodka Sportu i pozostanie przy treningach w domu. Biega po lesie, lada chwila wróci na bieżnię na okolicznym stadionie. W rozmowie z “Kierunkiem Tokio” zaraża optymizmem, mimo że w karierze zawodniczki Grupy Sportowej ORLEN nie brakuje gorszych momentów.

DARIUSZ URBANOWICZ: Wybierasz się do Spały?

ANGELIKA CICHOCKA: Nie otrzymałam takiej propozycji, ale nawet jeśli takową bym dostała, Spałę bym odpuściła. Może uda nam się wyjechać w połowie maja na zgrupowanie gdzieś w Polsce z Marcinem Lewandowskim, Adamem Kszczotem, czyli ekipą pod kierunkiem trenera Piotra Rostkowskiego i psychologa Dariusza Nowickiego. Nie może też zabraknąć mojego męża Tadeusza Zblewskiego, z którym trenuje na co dzień. Tego jednak jeszcze nie wiemy, wszystko jest w planach. Każdy czeka na rozwój sytuacji, bo nie wiadomo co się wydarzy. 4 mają zostaną otwarte stadiony, pogoda sprzyja, a ponieważ mam u siebie podobne warunki jak w Spale i nie muszę przechodzić tych procesów kwarantanny, dbam by się nie zakazić, więc zostaję w domu. Wiadomo o co chodzi.

A czego dokładnie ty potrzebujesz do codziennego treningu?

Potrzebuję stadionu i siłowni. Taką prowizoryczną siłownię stworzyłam u siebie w domu i to mi zupełnie obecnie wystarcza tym bardziej, że nie wiemy czy sezon się w ogóle odbędzie. Mistrzostw Europy nie ma, igrzyska również odwołane. Robię więc trening podtrzymujący, wytrzymałościowy, a to są kilometry, siła na siłowni, ogólnorozwojówka, wzmocnienie. Nad tymi elementami teraz pracuję. Stadion będzie do dyspozycji już niebawem, więc biegam teraz w terenie i na bieżni mechanicznej. Jednak głównie w lesie, odkąd już można.

A jakie treningi biegasz?

Interwały, biegi ciągłe, siłę biegową – trochę podbiegów, skipy. Trzeci, czwarty zakres intensywności. Dla przykładu taki trening – 4×2 kilometry, dosyć żywym tempem. Wytrzymałość przede wszystkim, budowanie fundamentu pod sezon, o ile ten się w ogóle dojdzie do skutku.

To jakim tempem pokonujesz takie tempówki 4×2 kilometry?

Biegnę to w terenie, piasek pod nogami i czuję się jakbym biegła po pustyni i rzeczywiście jest ciężko. Na pewno poniżej 3:20 na kilometr.

Czy te odwołane imprezy docelowe wpływają na ciebie demotywująco?

Moja motywacja przez ostatnie dwa lata została wystawiona na poważną próbę. Ja takich ciężkich klimatów przerobiłam w mojej karierze już mnóstwo. Kiedy dowiedziałam się, że nie ma mistrzostw Europy, pojawił się moment osłabienia. Tliła się we mnie nadzieja, że one się jednak odbędą. A tutaj, trach i zostały skasowane, nawet nie przełożone, tylko definitywnie odwołane. Pozostaje trening do igrzysk w 2021 roku i szukam pozytywów, dobrych stron w tym, że mam więcej czasu na trening uzupełniający, rehabilitację po kontuzji. Może to i dobrze?

Pewną nagrodą za ten trudny okres wyrzeczeń, ciężkiego powrotu po kontuzji, miały być właśnie igrzyska w Tokio, mistrzostwa Europy, a wcześniej sprawdzian na Halowych Mistrzostwach Polski w Toruniu. A tu jedna impreza odwołana, a zimą dyskwalifikacja…

To, co stało się w Toruniu, było przykre, ale ja przede wszystkim chciałam wrócić w zdrowiu na bieżnię. Nie mam sobie w tej sytuacji nic do zarzucenia. Oczywiście chciałam wygrać, pobiec jak najlepiej. Dzień przed zawodami jeszcze miałam gorączkę, więc tu naprawdę dużo się działo i miałam żadnej pewności. Moja kariera to prawdziwa sinusoida. Góra-dół cały czas. Zdarzało mi się biegać po chorobie, czy to Amsterdam (2017 rok, złoto ME na 1500 m na stadionie – przyp. red.) czy mistrzostwa świata w Sopocie (2014 rok, srebro MŚ w hali na 800 m – przyp. red.). Dużo było takich przypadków w mojej karierze. Cóż, idziemy dalej z robotą! Nie ma co tego wszystkiego roztrząsać.

Jak się motywujesz? Karmisz się tymi najlepszymi swoimi dniami, sukcesami?

Myślę, że każdemu człowiekowi coś takiego jest potrzebne – czy to w życiu osobistym, czy zawodowym. Sukcesy jednak napawają poczuciem, że jednak można, że się da zdobyć mistrzostwo Europy czy medal mistrzostw świata pod dachem, po prostu rywalizować na najwyższym światowym poziomie. Trzeba sobie takie chwile przypominać, bo ból i kontuzja zostają w pamięci najbardziej i w przeciągu życia właśnie te złe wspomnienia dominują. Trzeba pracować nad tym, by przywoływać jednak te dobre wspomnienia, by one były na wierzchu. To one nas budują. Jeśli dobrze je przepracujemy mentalnie, wyciągamy z nich siłę, która przekłada się na ogólne doświadczenie. Te dobre wspomnienia budują w nas ducha waleczności.

Słuchając cię trudno się nie zachwycić tą energią, optymizmem. Jak budujesz w sobie taką postawę na co dzień?

To wynika z charakteru człowieka. Zawsze widzę szklankę do połowy pełną, a nie pustą. Oczywiście miałam mnóstwo ciężkich chwil, ale chodzi o to, by je szybko przerobić. Przez lata kariery wypracowałam taki system, że szybko się otrząsam i wracam na właściwy tor. Wciąż mam przeczucie, że to co najlepsze jeszcze przede mną, choć już kilka lat przygody ze sportem mam za sobą. Właśnie to co jest przede mną mnie motywuje, trening do określonych celów daje mi energię. Sport to moja pasja. A jeśli się kocha to co się robi, to człowiek jest szczęśliwy, uśmiechnięty, zadowolony, widzi mnóstwo pozytywów. Chyba tak to działa, przynajmniej u mnie.

Szczęśliwy człowiek biega uśmiechnięty z psiakiem!

Rzeczywiście, kocham zwierzęta i marzyłam o psie. Wcześniej nie miałam jak, ale dopiero jak przeprowadziliśmy się na wieś wiedziałam, że to jest dobry moment, by Tajga była szczęśliwa, wybiegana i ma trochę więcej przestrzeni. W Gdyni, gdzie wynajmowałam mieszkanie, żyliśmy w trzydziestu metrach kwadratowych, kartony piętrzyły się po sufit i psa nie dało już się wcisnąć. Przeprowadzka okazała się dobrym pretekstem, by w końcu zwierzak pojawił się w domu. Nie jestem „kociarą”, ani „psiarą”, kocham wszystkie zwierzęta. Ludzie czasem spierają się które zwierzę jest lepsze, bo kot to, a pies tamto. Dla mnie każde zwierzę jest fantastyczne! Podejrzewam, że po skończeniu kariery będzie ciekawie pod tym względem. Śmieję się czasami, choć to bardzo smutna historia, kiedy wspominam Wiolettę Villas, która swoje życie poświęciła zwierzętom po zakończeniu kariery wokalnej. To tak pół żartem, pół serio, lecz na pewno będzie u nas tych zwierząt więcej, kiedy już osiądę w domu na stałe.

Masz już listę?

To wszystko odbywa się na spontanie. Mimo że jestem sportowcem, mało rzeczy planuję. Wiele dzieje się pod wpływem impulsu, jakiegoś chwilowego przypływu energii. Czasem po prostu czuję, że coś powinnam zrobić i to robię. Sportowe kwestie mam poplanowane idealnie, inne zaś już niekoniecznie.

Jak się realizujesz oprócz treningów?

Mam pełno roboty w domu! Pomyć okna, zajrzeć w kąty, w które się nie zagląda przez dłuższy czas, a tam rozwija się życie. Sprzątać można wiecznie, choć już po tygodniu kwarantanny stwierdziłam, że to jest bez sensu! Był na to dobry moment, ale jak Tajga przebiega przez dom w tę i z powrotem, często mija się to z celem. Dużo się też dzieje on-line, tak jak teraz rozmawiamy. Tego typu wywiadów udzielam znacznie więcej niż w normalnym trybie treningowym. Zabiera mi to trochę czasu, jakieś kręcenie, montowanie filmów, włączanie się w akcje, instruktaż, prowadzenie treningów. Rzeczywiście tego pojawiło się więcej i to dla mnie nowość. Mam okazję sprawdzić się nie jako zawodniczka, kiedy ja słucham, kiedy się do mnie mówi, ale po drugiej stronie. Tym razem to mnie słuchają, a ja mówię.

Nie boisz się odpowiedzialności?

Trochę tak. Dla przykładu, prowadziłam trening z piłkarzami z reprezentacji dziennikarzy, to team piłki nożnej wspierany przez ORLEN. Ja ich cały czas widziałam. Lecz bałabym się stworzyć taki trening i wysłać go w Polskę. Rzeczywiście nie pracowałam wcześniej z amatorami i ludźmi spoza sportu. Faktycznie byłaby to duża odpowiedzialność brać na bary kogoś zdrowie, nie wiedząc czy ktoś ma kłopoty z sercem czy kolanami. Prowadzenia zajęć dla większego grona chyba jednak jeszcze bym się nie podjęła.

Humor ci dopisuje, to najważniejsze.

Obowiązkowo! Właśnie kręciłam dla Nike’a taki challenge między zawodnikami – wspinaczka pod górę, w podporze przodem. Więc się poważnie zziajałam! Potem muszę to skleić i wrzucić w social media. Cały czas coś się dzieje! Nawet jak coś nagrywam, to trochę się zmęczę, więc pewne elementy treningu się w tym pojawiają. Nie ma odpoczynku, od rana na pełnych obrotach. Piękna pogoda, tylko wszyscy teraz czekamy na deszcz. Niech ziemia też odetchnie.

Rozmawiał
DARIUSZ URBANOWICZ

Fot. Newspix.pl


Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze

Aktualności

Kalendarz imprez