Amelia Bródka: Gdybym reprezentowała USA, złamałabym rodzicom serce

Amelia Bródka: Gdybym reprezentowała USA, złamałabym rodzicom serce

Do Stanów Zjednoczonych pojechała, bo jej tata zgłosił się do loterii wizowej dla przysłowiowej beki. Obecnie żyje w kolebce deskorolki i często jeździ na rampie Tony’ego Hawka. Ale kiedy go poznała, przez długi czas nie wiedziała jak zachować się w jego obecności.

Z Amelią Bródką, polską skateboardzistką, która będzie nas reprezentować w Tokio, porozmawialiśmy o jej starcie na igrzyskach, reakcji środowiska skateboardu na włączenie ich konkurencji do igrzysk, kulturze deski za oceanem, oraz projektach jakie organizuje, by spopularyzować kobiecy skateboard.

SZYMON SZCZEPANIK: Pochodzisz z Podkarpacia, dokładnie z Nowej Sarzyny. Jak w ogóle znalazłaś się w słonecznej Kalifornii? Pytam, bo typowym kierunkiem dla Polaków przybywających do Ameryki, jest Chicago czy New Jersey.

Amelia Bródka: To była bardzo długa podróż, która zaczęła się właśnie z New Jersey – tam przeprowadzili się moi rodzice. Najpierw mój tata wygrał loterię wizową do Ameryki. Mówił, że zapisał się na nią w ramach żartu. Ale jak usłyszał, że wygrał, to chciał wykorzystać szansę i pojechał. Następnie zrobił aplikację na zaproszenie dla mojej mamy. Mama wspomina, że kiedy pojechali na Florydę i zobaczyli Disneyland, to było jej tak przykro, że jej dzieci siedzą w Nowej Sarzynie, gdzie największą atrakcją jest festyn… to było bez porównania z tym, co ona widziała w Stanach. Wtedy sobie uświadomiła, że jej dzieci muszą tutaj przyjechać.

W końcu tata został dłużej w Stanach, gdzie pracował. Pamiętam, że jednej nocy mama powiedziała, że pojedziemy do Ameryki na wakacje, żeby odwiedzić tatę. I te wakacje się nigdy nie skończyły – zostaliśmy tutaj.

W którym roku miał miejsce żart taty, który odmienił twoje życie?

My przyjechaliśmy w 1996, więc to musiał być 1993 rok. W każdym razie, jak przyjechaliśmy, miałam siedem lat.

Przyjeżdża sobie mała dziewczynka z Polski, z rodzicami. W jaki sposób połyka bakcyla na deskorolkę?

To było ciekawe, bo mój brat zobaczył deskorolkę w sklepie i błagał rodziców, żeby mu ją kupili. Zawsze byłam ciekawa, co to jest i jak się to robi. Ale mój brat w ogóle nie pozwalał mi jej używać. Mówił, że ja nie umiem – bo jako dziecko jeździłam na niej na kolanach, co było dla mnie świetną zabawą – i nie mogę używać jego deski.

Ale kiedyś z całą rodziną wyjeżdżaliśmy samochodem z parku do domu. Kiedy tata ruszył samochodem, to usłyszeliśmy jak deska się łamie na pół. Brat zostawił ją przy samochodzie, który ją rozjechał. Strasznie płakał, było mu przykro, ale rodzice powtarzali – nie szanowałeś deski, to nie kupimy ci nowej. I od tamtej pory minęło kilka ładnych lat, zanim jeszcze raz zobaczyłam deskorolkę. Jeździł na niej mój kolega. Nie robił żadnych trików, ale od razu jak to zobaczyłam, pomyślałam, że to jest to, o czym brat mówił, że nie umiem tego robić i muszę się tego nauczyć.

Czyli wszystko wzięło się z chęci udowodnienia czegoś bratu.

Właśnie. I od tamtej pory zaczęła się całkowita obsesja na punkcie skateboardu.

W takim razie, wychodzi na to, że pamiętasz jeszcze kulturę skateboardu z początków dwudziestego pierwszego wieku. Jak ona wyglądała w USA? Czy tam była moda na deskę?

W New Jersey deska nie była popularna, nic o niej nie wiedziałam. Do momentu, w którym Tony Hawk zrobił 900, wyszło X-Games. Wtedy zaczęłam bardziej interesować się deską. Nie mam dobrego porównania do tego, jak było przed tym momentem. Ale pamiętam, jak z rodzicami pojechaliśmy na X-Games, które odbywały się w Filadelfii. Chodziłyśmy po całej imprezie z koleżanką i zobaczyliśmy, że u brzegu była duża rampa. Jak podeszłyśmy bliżej, to zobaczyłyśmy, że jeździły tam same dziewczyny. I one robiły niesamowite rzeczy. Od tego momentu myślałam, że ja też może kiedyś będę robić takie triki. To był 2002 rok, dodało mi to mnóstwo obsesji na punkcie deski.

San Diego – czyli miejsce w którym obecnie żyjesz – to mekka deskorolki. Powiedz, co takiego ma akurat to miasto, czego nie znajdziesz nigdzie indziej, jeżeli chodzi o świat deski.

Tu jest naprawdę niesamowicie. Mieszkałam w New Jersey, później w Maine, w Los Angeles. Ale teraz, jak jestem w San Diego, to jest tu tyle skateparków, że to się w głowie nie mieści. Codziennie moją najtrudniejszą decyzją jest to, gdzie sobie pojadę dziś jeździć.

To bardzo przyjemny dylemat.

Właśnie. W mieście, w którym ja mieszkam – Vista – mieszkają najlepsi, profesjonalni skaterzy. Tony Hawk ma tu swoją rampę i biuro. Elliot Sloan ma tu mega rampę. Gdziekolwiek nie pojedziesz, to trafisz na prosa, z którym możesz pojeździć. Nie ma wyłącznie publicznych skateparków, jest też wiele prywatnych ramp. Do tego momentu nie wierzę, że tutaj mieszkam. Vista to jest miasto skaterów.

Jak zainteresowanie deskorolką w USA wygląda obecnie? Nam deska kojarzy się ze Stanami, jako całym krajem. Ale czy ona jest tak popularna, czy zależy to właśnie od regionu?

Jest różnie. W Kalifornii to wszystko się zaczęło. Od razu jak się przeprowadziłam, to widziałam mnóstwo ludzi, który używają deski jako środku transportu. W New Jersey czy Maine jeździło o wiele mniej ludzi, było bardzo mało skateparków. Ale tu jest szał. Nawet mamy z dziećmi jeżdżą, chociażby na mountainboardach [deskorolka z pompowanymi kołami, przystosowana do jazdy po każdym ternie – przyp. red.]. Widzę coraz więcej małych dzieci, ale też starszych ludzi, którzy chodzą do skateparków i chcą się nauczyć jeździć.

A czy to zainteresowanie przekłada się na sponsoring dla was, profesjonalistów? Czy może dalej jest tak, że to czysty fun, a wy musicie zarabiać w innych branżach?

Ja sama w to dalej nie wierzę, ale teraz moim sponsorem jest VISA. To naprawdę pomogło mi skupić się bardziej na desce. Przez to, że deska jest teraz na igrzyskach, dochodzi wielu nowych sponsorów. I to nie są firmy związane z naszym sportem, ale ogólnie znane marki, które dbają o to, żeby ludzie jeździli na deskorolce. Wiadomo, że same firmy deskorolkowe nie posiadają na tyle środków, żeby sponsorować większe grono profesjonalistów.

W Polsce lata dziewięćdziesiąte kojarzą się z narodzinami i rozkwitem kultury hip-hop. To idealnie zbiegło się w czasie z pojawieniem się gry Tony Hawk’s Pro Skater, od której zaczęła się moda na deskę jako taką. Po niej wielu dzieciaków jeździło na desce. A jak to wyglądało w Stanach? Mówiłaś, że zaczynałaś w 2002 roku. Tam też był wzrost popularności, spowodowany tą grą?

Tak, gra bardzo się do tego przyczyniła. Poza tym, była taka bajka – Rocket Power, w której jeździli na desce. Cały czas pokazywano X-Games w telewizji. Wtedy popularność poszła do góry, w tym sporcie pojawił się większy interes. Ale dla mnie to dopiero się zaczynało.

Pogadajmy nieco o samych igrzyskach, na których będziesz nas reprezentować. Na IO będą dwie konkurencje – park i street. Wytłumacz proszę, o co w nich chodzi.

Ja będę startować w park. Park to obszar, który wygląda jak wielki, betonowy basen. W środku znajdują się przeszkody, takie jak na przykład skoki. Ten park trzeba objeździć, pokonać w nim jak najwięcej przeszkód i zrobić jak najwięcej trików. Na to zawodnik ma czterdzieści pięć sekund i trzy lub cztery przejazdy. Liczy się najlepszy przejazd.

W streecie bardziej skacze się ze schodów, robi się grindy na poręczach, przeszkody są bardziej na płaskim terenie, niż na rampach. Oni mają minutę na przejazd i muszą robić indywidualne triki nad różnymi przeszkodami.

Mówisz, że w parku masz czterdzieści pięć sekund w jednej próbie. Czy wtedy wyjeżdżasz i robisz freestyle, na przykład po wcześniejszym zapoznaniu się z „trasą”? Czy na przykład musisz zgłaszać sędziom, że w tym i tym momencie, zrobisz taką sztuczkę, że oni znają twój przejazd i wiedzą, co ci wyszło, a co nie do końca?

Jakby do tego doszło, to by całkiem zrujnowali deskę. (śmiech) Nie, nic się nie zgłasza. Po prostu, wyjeżdżasz i robisz co chcesz. Oczywiście, wiadomo które kombinacje są lepsze. Ale biorą pod uwagę również twój styl, czy też prędkość. Wszyscy robią, co im się podoba, jednak wiedzą, które triki zostaną docenione, a których nie powtarzać.

A jak oceniasz sam skatepark, na którym odbędą się igrzyska? Miałaś okazję już na nim pojeździć?

Nie, nikt nie może na nim jeździć do czasu rozpoczęcia zawodów. Ale patrząc na sam design, wygląda niesamowicie. Jest olbrzymi, ma dużo różnych, ciekawych przeszkód. Nawet trudno powiedzieć, jaki trik chcę wykonać. Każdy skatepark pozwala na różne możliwości. Z tego co widzę, są na nim różne, dodatkowe przeszkody, więc to będzie fajna zabawa.

Jak środowisko skateboardu postrzega włączenie tego sportu do programu igrzysk? Słyszałem, że jest bardzo podzielone. Część mówi, że to komercha, która zabije skateboard, bo „deska to nie sport, deska to styl życia.” Inni są zdania, że każdy sport się rozwija, i to ruch w dobrą stronę. Przyciąga chociażby sponsorów. Jak to wygląda z twojej perspektywy?

To dalej wygląda tak samo. Jest część skateboardzistów, która nigdy nie zaakceptuje tego, że deskorolka jest na igrzyskach. I ja to rozumiem. Kultura deski się zmienia, i to widać. Niektórzy zawodnicy teraz mają trenerów, co wcześniej nie było normalne. Albo samo to, że ludzie podchodzą do tego, jak do treningu. A to jest zupełnie inne podejście.

Ale wydaje mi się, że to pomaga ludziom na całym świecie. Skateboard był od zawsze tylko w Kalifornii. Jedynie mieszkając tutaj, można było być zawodowcem. Ale teraz na całym świecie będzie więcej skateparków. Zawodnicy będą mieć wsparcie od swoich rządów. To, że większa ilość osób będzie mogła jeździć i pracować w tej dyscyplinie, bardzo dużo pomoże w jej rozwoju.

Tony Hawk poparł pomysł włączenia deskorolki na igrzyska. Miałaś okazję wystąpić z najsłynniejszym skatebordzistą w historii podczas panelu The MAKERS w 2020 roku. Była tam również Sky Brown, której wątek również poruszymy w tej rozmowie. Ale na razie, opowiedz nieco więcej o tym spotkaniu.

To było niesamowite, że Tony Hawk mnie zaprosił, żebym rozmawiała o tym, jak rozwija się deskorolka kobieca. Była tam również Sky Brown. Później jeździliśmy na takim demo – małej rampie. Poczułam się doceniona, bo pracuję już dziesięć lat nad tym, żeby ten sport był bardziej inkluzywny dla dziewczyn. Stworzyłam projekt non-profit pod nazwą Exposure. To właśnie były pierwsze zawody Sky Brown.

Tony Hawk i Amelia Bródka podczas panelu The 2020 MAKERS. Fot. YouTube

Jakie wrażenie wywarł na tobie Tony, kiedy go poznałaś? Bo na samym panelu już nie za bardzo się nie stresowałaś, skoro na wstępie go poprawiłaś, że na igrzyskach będziesz reprezentować Polskę, nie USA.

Nareszcie przyzwyczaiłam się do tego, że on też jest normalnym człowiekiem. Znam go już kilka lat, i nawet był na moim weselu. Ale przez bardzo długi czas musiałam się przyzwyczaić, żeby z nim normalnie rozmawiać. Nie myśleć za bardzo w stylu „co mam powiedzieć, co zrobić, to przecież jest Tony Hawk!” Pierwszy raz mnie zaprosił na wspólny tour w 2013 albo 2014 roku. Teraz – siedem lat później – mogę powiedzieć, że przywykłam do tego, że to normalny facet. (śmiech)

Czyli teraz traktujesz go bardziej jak kolegę po fachu, a nie chodzącą legendę.

Teraz to się łączy.

Skoro był jednak na twoim weselu, to znaczy, że znacie się również bardzo prywatnie.

Tak, mój mąż pracuje w jego fundacji. Ja jeżdżę na jego prywatnej rampie, tak że często się spotykamy.

Reprezentujesz Polskę, i to z sukcesami – byłaś dwukrotną mistrzynią Europy w parku. Nie boisz się opinii, że ludzie powiedzą „w Stanach nie miałaby szans pojechać na igrzyska, więc jeździ dla Polski”?

Na pewno niektórzy tak mówią, ale to mi nie przeszkadza. Jestem bardzo dumna z tego, że jestem z Polski. Mam całą rodzinę w Polsce, oni od lat mi mówili „Meluniu, czego ty tak się wygłupiasz na tej deskorolce, wszystko sobie połamiesz!”. Wiesz, zawsze się o mnie martwią, pytają dlaczego dalej to robię. Ale teraz, jak rozmawiam z moimi ciotkami albo babcią, to są dumne z tego, że jeżdżę na desce. Gadają o trikach, nie za bardzo wiedzą, o czym mówią, ale oglądają i się bardzo cieszą. To naprawdę bardzo dużo dla mnie znaczy.

Jednak muszę przyznać, że tak – gdy ludzie tak mówią, to mają rację. Większa konkurencja jest w Stanach, jednak to nie był główny powód. Mój tata zawsze – nawet przed pojawieniem się deskorolki na igrzyskach – marzył o takim momencie, że na zawodach będę jeździć z polską flagą. Jakbym wybrała USA, to moim rodzicom byłoby bardzo przykro – złamałabym im serce.

A jaki jest poziom europejskiej deski? Pytam z tego względu, że na najsłynniejszych zawodach, takich jak X-Games, Dew Tour czy World Skateboarding Championship, na podium melduje się dużo Amerykanów, Brazylijczyków, lub Japończyków. Ale ludzi z Europy nie widać.

Zawsze jak wracam do Polski, to widzę że poziom idzie w górę. Patrzę cały czas na Instagram – Agata Halikowska świetnie sobie radzi. Dziewczyny startujące na streecie, cały czas świetnie jeżdżą. W całej Europie poziom się podnosi, ale w niektórych krajach szybciej, bo mają więcej wsparcia. Niemcy czy Francuzi maja więcej skateparków i lepszy dostęp do tego wszystkiego. Nie można też mówić o skateboardzie w Europie, bez wspomnienia o Szwecji i Norwegii. Tam deska jest bardzo rozwinięta. Wszystko rozbija się o dostępność do skateparków. Jeżeli ludzie mogą dostać wsparcie żeby jeździć, to pchają daną dyscyplinę do przodu. Bo jak nie ma wsparcia albo kultura nie akceptuje tego sportu, to trudniej osiągnąć progres.

A jak ty przygotowujesz się na igrzyska? Troszkę zahaczyliśmy o temat, że deska to nie sport, deska to styl życia. Mówiłaś, że właściwie nie ma trenerów w desce, tylko umawiasz się ze znajomymi. Trening to dla was pewnego rodzaju zabawa: pokazujecie sobie nowe sztuczki, chcecie opanować jakiś element. Streść nam typowy dzień Amelii Bródki.

Robię to samo, co robiłam od zawsze, ale teraz mogę spędzać na desce więcej czasu. Do tego ćwiczę dużo jogi i chodzę na fizjoterapię, żeby ciało jakoś poradziło sobie z dłuższą jazdą na desce. Jeżdżę około czterech godzin dziennie. Czasami muszę się zmusić, żeby nie jeździć chociaż jeden dzień w tygodniu, aby trochę odpocząć. Ale tak – umawiam się ze znajomymi. Jeżdżąc razem, uczymy się wzajemnie. Jest większy fun. Triki, które bardziej straszą, łatwiej się udają. Zaczynam jeździć jak najwcześniej, około dziewiątej-dziesiątej. Gdybym zaczynała jeszcze wcześniej, to nikt by ze mną nie pojechał. (śmiech)

To ciekawe, co mówisz. Wielu ludziom mogłoby się wydawać, że wasze przygotowania, to totalny luz. Tymczasem ty cztery godziny, dzień w dzień, spędzasz na desce. Dla porównania, lekkoatleci zwykle robią dwa treningi dziennie, każdy po około półtorej godziny. Tak że – pomimo, że dla ciebie to pewnie przyjemność – chyba można powiedzieć, że to też ciężka harówka.

Tak. W niektóre dni jeżdżę bardzo długo, bo na przykład pracuję nad jednym trikiem i mnie wkurza, jak mi nie wychodzi. Trzeba być upartym, żeby się nauczyć czegoś nowego. To zabiera bardzo dużo czasu. Wiadomo, że nie w każdy dzień uda mi się jeździć aż cztery godziny, ale normalnie po prostu jeżdżę, dopóki mam siły.

Czyli masz taki charakter, że jak się uprzesz na wykonanie jakiejś sztuczki, to stwierdzasz „dziś nie wyjdę z tego skateparku, aż tego nie zrobię”?

W zasadzie każdy skater tak ma. Nauczenie się nowych trików jest tak trudne, że trzeba być całkiem upartym.

A kto był dla ciebie zawodnikiem czy zawodniczką, których najbardziej podpatrywałaś?

Nie wiem, czy jest taki jeden człowiek. Jak zaczęłam jeździć, to bardzo inspirowała mnie Lyn-Z Adams Hawkins. Byłyśmy w tym samym wieku, ale to co ona wykonywała, było zdumiewające. Mieszkała jednak po drugiej stronie Ameryki, więc nie jeździłam z nią tak dużo. To zmieniło się dopiero wtedy, kiedy przeprowadziłam się do Kalifornii. Teraz jeżdżę z wieloma kolegami i koleżankami. Oni mnie wspierają, uczymy się od siebie.

SPONSOREM STRATEGICZNYM PKOL JEST PKN ORLEN

Na igrzyskach wystąpi również Sky Brown. To będzie najmłodsza uczestniczka igrzysk, ma zaledwie 12 lat. Mówiłaś, że zaczynała od zawodów organizowanych przez ciebie. Jaka jest relacja pomiędzy wami?

Jej pierwsze zawody, to było Exposure – nawet nie pamiętam, w którym roku, chyba 2015. Ona jest niesamowita. Mieszka blisko mnie, często ją widzę w skateparku. Świetnie jeździ, a przy tym to bardzo fajna, miła dziewczyna. Cieszę się, że tak dobrze jej idzie. Sky na igrzyskach będzie reprezentować Anglię.

Z tego co mówisz płynie wniosek, że skateboardziści to jedna, wielka rodzina. Ale nie odczuwasz pewnego rodzaju stresu, związanego z występem Sky? Nie przebiega ci przez głowę myśl „igrzyska, cały świat patrzy, mogę przegrać z dwunastolatką”?

Ja już się przyzwyczaiłam do tego, że przegrywam z nastolatkami, to nie jest nic nowego! (śmiech)

Więc masz to już za sobą. Wiesz, że pokolenie się zmienia, cały czas dochodzą nowe zawodniczki i pokazują coraz lepsze umiejętności.

Cały czas. Na każdych zawodach jest jakaś nowa dziewczyna, która ma może dwanaście-trzynaście lat i robi coś niesamowitego. Pierwszą zawodniczką, która była tak młoda i wszystko wygrywała, była Brighton Zeuner. Wtedy przyzwyczaiłam się do tego, że dzieci niczego się nie boją. Nigdy nie miały żadnej kontuzji i jak spadają z deski, to jakby nic im się nie dzieje.

Wstaje, otrzepie się i stwierdzi, że chce jeszcze raz.

Dokładnie. Tak że przegrywanie z młodymi zawodniczkami mi nie przeszkadza. Mi się wydaje – i większość skateboardzistów tak do tego podchodzi – że największą konkurencją dla siebie, jestem ja sama. Chcesz wykonać jakiś przejazd, albo trik nad którym pracowałaś. Jak ci to wyjdzie, to jesteś szczęśliwa. Nie porównujesz się do innych. Oczywiście, chcesz żeby dobrze poszło na zawodach, żeby zająć dobre miejsce. Ale najważniejsze to wykonać to, co samemu ułoży sobie w głowie.

Amelia, wyobraź sobie że rozmawiasz z młodą osobą, która chce rozpocząć swoją przygodę z deskorolką. Gdybyś miała udzielić takiej osobie dwóch-trzech rad, to jak by one brzmiały?

Żeby się nie poddawać. Nikomu nic od razu nie wychodzi idealnie. Niestety, trzeba się przewrócić kilka razy. Ale najważniejsze jest to, że wstaniesz i spróbujesz jeszcze raz – jak nie dziś, to może jutro. I żeby się tym bawić, mieć fun, bo to jest najważniejsze. Nie należy się nie bać, co inni myślą o tobie, czy twoich trikach. Wszyscy zaczynali od zera i byli w tej samej sytuacji, że musieli się nauczyć krok po kroku. Na koniec najważniejsze jest to, że dobrze się bawiłeś. I może spróbowałeś czegoś, co trochę cię przerażało, ale w końcu się udało.

Jak wygląda wejście do świata skateboardu pod kątem finansowym? Czego tak naprawdę potrzeba do jeżdżenia na desce?

Całą, złożoną deskę, możesz kupić za sto dolarów. Potrzebujesz kawałka chodnika, czegoś betonowego, i tyle.

Czyli w zasadzie koszt zajawki na parę lat – a być może nawet na całe życie – zamyka się w czterystu złotych. To chyba jeden z największych atutów deskorolki, nie uważasz?

Też mi się tak wydaje. Dlatego myślę, że teraz będziemy widzieć na całym świecie, że ten sport bardzo się rozwija. Bo jak jest na to miejsce i ktoś może łatwo dostać od kogoś deskę albo zakupić, to nie musi kupować niczego więcej. Może kask, jeżeli by chciał.

Kiedy wpisuje się twoje nazwisko w wyszukiwarkę google, to przy twojej postaci widnieje podpis „reżyser filmowa.” Wyjaśnij proszę, o co tu chodzi.

To trochę śmieszne, bo nie wiem czy mogę nazywać się reżyserką. Zrobiłam jeden film, podczas którego reżyserii uczyłam się w locie. Zaczęło się od tego, że dziesięć lat temu byłam na studiach. Próbowałam się wtedy dostać na X-Games, ale w tamtym czasie usunięto kobiece zawody. To mnie tak wkurzyło… tym bardziej, że widziałam więcej dziewczyn z całego świata, które jeździły na desce. Poziom był coraz wyższy. Ale usunięto nas z X-Games, usunięto z Dew Tour, dla kobiet na deskorolce nie było żadnego wsparcia. Najlepsza kobieta nie mogła zarobić na tym żadnych pieniędzy, mogła liczyć co najwyżej na darmowe deski od firm.

To nie miało żadnego sensu. Widziałam, że ten sport cały czas się rozwija, że jeździ coraz więcej dziewczyn. Chciałam się dowiedzieć, dlaczego nie ma żadnego wsparcia w deskorolce dla kobiet. Powiedziałam mojemu koledze, że ktoś mógłby zrobić o tym film dokumentalny. A on mi odparł „może ty?”, Nie wiedziałam, jak się robi filmy. Ale byłam tym tak wkurzona, że pomyślałam – spróbuję. Zaczęłam robić wywiady z ludźmi, żeby dowiedzieć się co oni myśleli o kobietach, które jeżdżą na desce i żeńskiej deskorolce w ogóle. Filmowałam różne dziewczyny jak jeżdżą, dostałam też materiały wideo z całego świata. I z tego stworzyłam film Underexposed: A Women’s Skateboarding Documentary.

Więc ten film powstał po części w wyniku frustracji. Powiedziałem, że na początku XXI wieku deska była nieodłącznym elementem wielu nastolatków. Ale nie nastolatek. Ty mogłaś na własnej skórze przekonać się, że w tamtym czasie skateboardzistki nie miały łatwego życia.

Dalej, jak myślę o takich dziewczynach, jak na przykład Marisa Dal Santo czy Cara-Beth Burnside, Mimi Knoop, to nie wiem jak one to zrobiły. Musiały pracować w różnych pracach i w tym samym czasie jeździć profesjonalnie na desce. Mogły się wspierać tylko poprzez wygranie X-Games. Ale nawet wtedy, to co płacono kobietom nie miało porównania do tego, ile zarabiali faceci. Tak że nie było łatwo. Jak odwołali X-Games, to myślałam co mam robić. Chcę być profesjonalistką, ale jak to jest możliwe, skoro sponsorzy tego nie honorują, i nie ma nawet zawodów?

Zatem twój film, to był jeden z kroków, który zwrócił uwagę na problem – powstał w 2011 roku.

Tak, ale wydaje mi się, że bardzo dużo ludzi miało w tym swój wkład. Mimi, Lisa Whitaker i wiele innych kobiet, które nad tym pracowały. Film był może częścią większego kroku. Ale tak naprawdę po tym filmie nadal nic się nie działo. Zatem kilka miesięcy później pomyślałam – okej, jak marudzę o tym, że nie ma żadnych zawodów kobiet, to może po prostu jakieś zrobię? I z tego narodził się Exposure.

To właśnie moje następne pytanie. Przybliż temat, na czym polega Exposure.

To zawody skateboardowe dla kobiet. Zaczęły się od jednej imprezy. Ona była jednak przełomowa, bo Alana Smith zrobiła pierwszy 540 McTwist w historii kobiecej deski. Impreza okazała się takim sukcesem, że ja i moja partnerka biznesowa – Lesli Cohen – zdecydowałyśmy, żeby robić je w formie non profit. Każdy przychód przeznaczany jest na ofiary przemocy domowej. Chciałyśmy również dać wsparcie dla kobiet, które jeżdżą na desce i uczyć tego młodych dziewczyn.

Ale to nie jest twoje jedyne zajęcie. Jesteś też w programie Stomp Sessions – można wykupić tam twoje treningi czy porady dotyczące deski. Dostosowałaś się do sytuacji z pandemią, czy wcześniej też udzielałaś takich porad on-line?

To było dostosowanie się do pandemii. Bardzo dużo ludzi zaczęło jeździć na desce, i chcieli się uczyć. To oni sponsorowali Exposure oraz nasz program – Skate Rising. Oni przyczynili się do tego, że wszystkie uczestniczki Skate Rising otrzymały go za darmo. To była bardzo organiczna współpraca, wynikająca z pandemii.

Jesteś jedną z tych osób, która dobrze się odnalazła w nowym – dla wielu nieprzyjemnym – okresie czasu.

Taka przerwa mi trochę pasowała. Mogłam się skupić bardziej na nowych trikach oraz tworzeniu nowych materiałów wideo dla Arbor Skateboards. Teraz czekamy na kilka końcowych elementów, takich jak muzyka, ale w ciągu pandemii nie chciałam myśleć o tym, co się dzieje na świecie, więc dużo jeździłam na desce. Mogłam się w niej zagubić.

Zwłaszcza, że żyjesz w idealnym miejscu dla deskorolki. Masz skateparki właściwie koło domu.

Tak jest. I właśnie zbudowaliśmy więcej ramp przed domem. Przez kilka tygodni wszystkie skateparki były zamknięte. Zdecydowaliśmy, że nie możemy żyć bez deski, więc sobie zbudujemy przed domem.

Domyślam się odpowiedzi na to pytanie, ale chciałbym ją usłyszeć. Czy w ogóle planujesz kiedyś odstawić deskę? Tony Hawk – choć to przykład z samej góry – udowadnia, że można się tym zajmować nawet i w wieku 50 lat.

Będę jeździć najdłużej, jak mogę. Teraz, jak widzę Tony’ego Hawka, albo Eddiego Elguerę – on ma już prawie sześćdziesiąt lat – którzy jeżdżą fantastycznie i dalej uczą się nowych trików, to daje mi dużo nadziei. Ja nie mogę żyć bez deski. Jak nie jeżdżę, to wpadam w taką małą depresję. Mam nadzieję, że zostało mi jeszcze dużo lat na desce.

Ale zawsze możesz działać wokół deskorolki. Nie jeździć już profesjonalnie, tylko rekreacyjnie, a spełniać się w organizowaniu zawodów.

Oczywiście. Nie muszę jeździć profesjonalnie przez całe życie. Ja po prostu muszę jeździć, nigdy nie chodziło o bycie pro, tylko o to, żebym mogła jeździć najdłużej, jak mogę. Jeżeli mam wsparcie finansowe z deski, to nie muszę pracować w innych miejscach.

Na zakończenie chciałem zapytać, jakiego wyniku w Tokio oczekujesz sama od siebie. Ale to nie byłaby dobra puenta naszej rozmowy, bo wynik kojarzy się z napinką sportową. A to nie jest sednem akurat tej dyscypliny. Powiedz lepiej, czym chcesz zaskoczysz na igrzyskach i jaki trik wykonasz.

Jeżeli mogłabym dostosować cab stale w moim przejeździe, to bym się cieszyła.

A wynik niech zejdzie na dalszy plan. Ważne, żeby trik się zgadzał.

Właśnie. Może nie jeden trik, tylko żeby przejazd był płynny. Żeby trik przed cab stale był techniczny i abym miała pełny przejazd.

ROZMAWIAŁ SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Newspix


Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze Najlepiej oceniane
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze
ML Aka Brelok
ML Aka Brelok
2 lat temu

Powodzenia Amelia!!!
Super wywiad

Aktualności

Kalendarz imprez