Zawodniczka Grupy Sportowej ORLEN Agata Ozdoba-Błach nabawiła się kontuzji i musiała przejść nieoczekiwaną operację. Czasu jednak nie marnuje. Rozwija swoją pasję krawiecką i napisała pracę magisterską z psychologii sportu. Stąd też rozmowa o motywacji, pracy nad koncentracją i czystością walki w judo.
DARIUSZ URBANOWICZ: Chodzą słuchy, że skomplikowała się twoja sytuacja zdrowotna, że tak zacznę prosto z mostu.
AGATA OZDOBA-BŁACH: Półtora miesiąca temu zdiagnozowano u mnie przepuklinę pachwinową. Wygląda na to, że miałam ją od dłuższego czasu, ale nie zwracałam na nią uwagi. Podczas treningu na siłowni wykonywałam martwy ciąg i poczułam coś dziwnego. Poszłam do lekarza i okazało się, że nie mogę nic dźwigać, a właściwe w ogóle nie mogę ćwiczyć, tylko czekać na operację. Przeszłam ją tydzień temu i teraz pozostaje czekanie. Tymczasem nawet się jeszcze nie rehabilituję, bo nie mogę robić nic oprócz spokojnych spacerów. Przez cały miesiąc muszę sobie poradzić bez jakiegokolwiek wysiłku fizycznego.
Kiedy Robert Lewandowski miał podobną przypadłość, rozpisywały się o tym wszystkie gazety.
O mnie cisza, bo ja nie ujawniałam tej sprawy.
To ciężka próba, bo naprawdę nie ma żartów i faktycznie nie można praktycznie nic robić.
Podobno po trzech miesiącach mam wrócić do sportu, ale wyczytałam gdzieś, że może to nawet potrwać pół roku. Nie zamierzam jednak się spieszyć. Jestem ostrożna, nawet jak gotuję obiad, proszę męża, by nalał wody do garnka. Nie dźwigam cięższych rzeczy niż kilogram.
Widziałem za to, że realizujesz krawiecką pasję!
Dwa lata temu wymyśliłam sobie, że chciałabym szyć. We wrześniu na rocznicę ślubu mąż zakupił mi maszynę do szycia. Zaczęłam nieśmiało się uczyć. Założenie było takie, że ma to być „darmowe” hobby. Nie kupuję żadnych książek, prócz jednej, którą dostałam pod choinkę. Oglądam za to filmiki w Internecie i się powoli uczę. Jak mam na coś ochotę, to powoli dowiaduję się jak to zrobić.
Jakieś sukcesy?
Wczoraj skończyłam bluzę z zamkiem, który właśnie wszywałam. Szwy się trzymają, więc nie jest źle. Wcześniej szyłam worko-plecaki, trochę maseczek w trakcie pandemii, co mnie prawie wykończyło, bo robiłam je hurtowo.
Z jakimś konkretnym przeznaczeniem czy dla najbliższych?
Dla najbliższych. Kupiłam materiał moro i wypracowałam model z drucikiem, który sprawiał, że są one wygodne.
Wojskowe klimaty, w końcu jesteś żołnierzem. Judocy wracają na sale. Szkoda, że przytrafiła się ta kontuzja. Jak przetrwałaś ten okres izolacji, abstrahując od tej nieszczęsnej przepukliny?
No tak, właśnie uruchomiono możliwość trenowania w salach. Wciąż są obostrzenia, choćby takie, że nie może być więcej niż dwanaście osób na macie. Ubolewam nad tym, bo chętnie bym już weszła na matę. Ruszyły też COS-y w Wałczu i Spale, wiem, że nasz obóz kadrowy też jest zaplanowany na czerwiec w Zakopanem. Ja się nie wybieram, muszę zostać w domu. A jak przetrwałam? Zajęłam się sobą. Miałam więcej czasu dla siebie, dla męża, chodziłam na spacery z psem.
Mam jeszcze jeden temat do ogarnięcia – moje studia psychologiczne, które zaczęłam prawie dziesięć lat temu. Stwierdziłam, że to był dobry okres, by wreszcie napisać pracę magisterską. Wczoraj przed południem ją skończyłam, ale na pewno czeka mnie jeszcze trochę poprawek. Jestem w ciągłym kontakcie z moją panią profesor–promotor. Wciąż ma jakieś zastrzeżenia, ciągle coś poprawia, ale mam nadzieję, że teraz już domknę ten temat i pod koniec czerwca się obronię. Przede mną więc jeszcze miesiąc nauki.
Jak się dowiedziałam o tej przepuklinie, miałam zakaz trenowania, choć delikatnie truchtałam, robiłam jogę i rozciąganie, wiele takich zajęć, które są przydatne, ale ciągle na nie brakuje czasu w trakcie treningu. Jednak jak się ćwiczy na siłowni, mięśnie się spinają i ciało nie robi się gibkie. A do judo przydaje się duża elastyczność.
A jaki temat pracy wybrałaś?
Pisałam o poczuciu samoskuteczności zawodników, nastawieniu na rozwój i stałość w oparciu o teorię Carol Dweck, która dowodzi, że kluczem do sukcesu jest nastawienie na rozwój, codzienne rozwijanie umiejętności poprzez pracę i zdobywanie wiedzy. Robiłam oczywiście badania, 96 osób wypełniło kwestionariusze, do tego statystyki. Wyszło, że wśród zawodników z klasą międzynarodową, mistrzowską, była korelacja nastawienia na rozwój i poczucia stateczności, zatem można powiedzieć, że osoby osiągające najwyższe wyniki, charakteryzują się nastawieniem na rozwój i żywią przekonanie, że mogą osiągnąć dany cel.
A jak z twoim podejściem? Wpisujesz się w tę teorię?
Moje podejście właśnie takie jest. Ale myślę, że to się sprawdza. W najwyższej klasie właśnie to poczucie samoskuteczności różnicowało zawodników.
Turnieje judo wiążą się z ogromną presją, dochodzi dyskomfort psychiczny związany ze zrzucaniem wagi, do tego kilka walk do stoczenia. Ciężko to potraktować „na zimno”. Ciężko jest utrzymać koncentrację przez te kilka godzin.
Jeśli chodzi o zawody, to najwięcej zależy od przygotowania. Im wyższa forma, tym lepiej będziemy się czuli. Jeśli dobrze przepracowaliśmy okres przygotowawczy, wychodzimy na matę z większa pewnością. Ogranicza się wtedy lęk względem wysiłku fizycznego. Nie boimy się przemęczenia, a ten strach mógłby spowodować asekuracyjny sposób walki. Faktycznie większość zawodników zbija wagę i jest to pewien problem. Trzeba nad tym pracować na co dzień, nie tylko przez trening, ale też wszystko co się dzieje przy lodówce i w kuchni. To odgrywa znaczącą rolę. Zazwyczaj do zrzucenia są dwa-trzy kilogramy, ale niektórzy zrzucają znacznie więcej. To nas osłabia, wiadomo. Trzeba sobie jakoś radzić, i z wagą, i z presją. Staram się umiejętnie opanować emocje, żyć ze stresem. Przydają się ćwiczenia oddechowe. Mam swoją mowę motywacyjną, pozytywną, mówię sobie różne rzeczy przed walką aby obniżyć niepokój.
Co takiego sobie mówisz?
Wyobrażam sobie różne sytuacje, nastawiam się na wykonanie zadania, wiem jaka jest taktyka. Teraz nawet nie wiem, jakie w mojej głowie padają słowa. Mam nastawienie, że pokonam rywalkę, że będzie dobrze, że “dajesz radę, jedziesz dalej”. To musi być powiedziane w odpowiednim czasie. Nie skupiam się na tym, że jestem zmęczona, to na pewno nie pomaga.
Judo to sport przewrotny. Upodobałem sobie takie określenie i to nawet nie w kontekście tego, że polega na rzucaniu przeciwnika, ale że można praktycznie z każdym przegrać. Będąc niżej notowanym zawodnikiem zawsze masz szansę zaskoczenia i pokonania lepszego rywala. Nikt tu nie jest rzucony odgórnie na pożarcie. Zdarza się jednak, że już pierwsza walka kończy się techniką z pierwszego chwytu po kilku sekundach i koniec marzeń.
Ale to działa w dwie strony, bo ty też przecież możesz rzucić w sekundę, od razu na początku walki, i to jest piękne. Faktycznie czasem przygotujesz bardzo wysoką formę, a może się zdarzyć, że turniej szybko się dla ciebie kończy. A innym razem jesteś w stanie wygrać z zawodnikami mocniejszymi, wyżej rozstawionymi w rankingu. Ja zawsze dążę do zwycięstwa. Wierzę, że rzucę przeciwnika. Nigdy nie nastawiam się na to, że przewalczę pojedynek na kary, no chyba że przeciwniczka walczy właśnie na kary, ale wtedy i tak staram się jakoś ją przechytrzyć, i mimo wszystko rzucić. Uważam, że to piękne, że cały czas szukamy optymalnej okazji i idealnego rzutu. Jednak może się tak zdarzyć, że przez wiele tygodni przygotowujesz się, robisz wagę, wychodzisz, a po dwóch minutach lądujesz na plecach i koniec turnieju. Trzeba się nauczyć żyć z porażkami, wyciągać wnioski, poprawiać, aby na następnych zawodach było tylko lepiej. Wielką rolę odgrywa koncentracja, aby nie dać się zaskoczyć przeciwnikowi.
W sporcie zdarzają się takie pechowe sytuacje, choćby nieszczęście Artura Nogala w Pjongczangu, kiedy pojechał na igrzyska naprawdę dobrze przygotowany, co potwierdzał wcześniejszymi startami, a potknął się na starcie i zaprzepaścił wielką, być może życiową szansę. To efekt dekoncentracji albo przemotywowania.
Każdy działa lepiej w innych warunkach. Niektórzy są w stanie być liderami i znoszą takie obciążenie. Ja z kolei wolę, kiedy na mnie się nie stawia, na przykład w sytuacji kiedy wracam po kontuzji. Dochodzą do mnie głosy, że “aaa, już po niej”. Strasznie motywuje mnie, kiedy mam trudne warunki. A moim minusem jest, że z czasem nabrałam zbyt dużej pewności siebie, czego doświadczyłam na dwóch turniejach przed pandemią. Obstawiłam, że wygram z niżej notowanymi zawodniczkami, a przegrałam. Nie doceniłam rywalek. Trzeba wszystko umiejętnie wyważyć w toku treningu mentalnego, pracować nad utrzymaniem koncentracji od początku do końca.
Czasem zdarza się, że trafiasz na zawodniczkę, którą doskonale znasz. Na turniejach krajowych to oczywiste, ale również na międzynarodowych na pewno są takie pojedynki z judoczkami, z którymi już wcześniej walczyłaś czy to na zawodach czy na jakichś zgrupowaniach, masz w pamięci jakieś sytuacje, techniki, które się sprawdziły. Jak podchodzi się do takich pojedynków?
W Polsce ostatnio biję się raz w roku, na mistrzostwach Polski, więc takich sytuacji nie ma zbyt wiele. Ale na turniejach często faktycznie trafiam na Martynę Trajdos – to Niemka polskiego pochodzenia. Te nasze walki są tak nudne! Naprawdę brakuje mi pomysłów. Walczyłyśmy ze sobą bodaj ośmiokrotnie, z czego większość wygrała Martyna. Zawsze przed walką staram się obrać inną taktykę i za każdym razem, jak udawało mi się z nią wygrać, decydowała inna technika. To nie jest tak, że zawsze na kogoś działa jedno rozwiązanie. Judo daje naprawdę wiele możliwości i walkę można poprowadzić w różny sposób. Możemy wygrać w stójce, w parterze, na kary… Zawsze można poszukać sposobu, aby rywala przechytrzyć i wygrać. Niektóre walki są faktycznie nudne i nie lubię bić się z kimś po raz kolejny. To dla mnie trudniejsze niż walka z kimś zupełnie nowym. Chociaż ostatnio biłam się z Amerykanką, której nigdy wcześniej nie dotknęłam i nie miałam pojęcia jak się zachowuje, ale jak się z kimś walczy po raz dziesiąty, naprawdę trzeba się mocno nakombinować, by go czymś zaskoczyć.
Waldemar Legień: Za granicą jestem szanowany. W Polsce bywa z tym różnie
W niedawnej rozmowie z legendarnym Waldemarem Legieniem usłyszałem, że przed jedną z walk w Seulu Koreańczycy próbowali go deprymować podczas rozgrzewki. Są takie sytuacje, by jakoś próbować wytrącać z równowagi psychicznej rywalki?
Nie zdarzyła mi się taka sytuacja. Rozgrzewamy się na jednej sali i czasem trener przeciwniczki przychodzi, ostentacyjnie przygląda mi się, albo sparingpartnerka podgląda, co robię. W sumie też tak czasem robię. Jednak kiedy wiem, że ktoś mnie obserwuje, zmieniam ćwiczenia i robię inne techniki. Ciężko jest jednak oszukać, bo każdy wie, jaki ma się styl. W trakcie walki nie można rozmawiać tak jak w piłce nożnej czy koszykówce, można za to dostać karę. U nas to się tak nie przekłada. Raz mi się zdarzyła taka niemiła sytuacja na zawodach w Polsce. Walczyłam o brąz ze starszą zawodniczką i ona wiedziała, że mam kontuzję dużego palca u stopy. Kiedy byłyśmy w parterze łapała mnie za niego i go wykręcała, co mnie bardzo bolało. Ale chwilę później rzuciłam ją na ippon i wygrałam. Wkurzyła mnie i to na mnie dobrze zadziałało.
Judo uczy pokory wobec rywala i jest to wpajane od samego początku. Na treningach dziesiątki razy się pada i trzeba wstać by walczyć dalej.
To prawda, u nas jest inny szacunek dla przeciwników. Nie zdarza się, by ktoś wykonywał zakazane techniki, faulował. To są jakieś sporadyczne sytuacje. Raczej żyjemy w przyjaznych stosunkach po turniejach. Może niektóre nacje trochę ostrzej walczą, ale jednak walczy się wedle zasad judo, w sposób czysty.
Rozmawiał
DARIUSZ URBANOWICZ
Rozmowy można posłuchać w formie podcastu. Sponsorem audycji jest PKN ORLEN.
Fot. Newspix.pl