Urugwaj rozbity. Kolejny krok w stronę ćwierćfinału MŚ wykonany

Urugwaj rozbity. Kolejny krok w stronę ćwierćfinału MŚ wykonany

Mówisz Urugwaj, myślisz piłka nożna. Przedstawiciele tego kraju zlaliby naszą kadrę zapewne nawet wtedy, gdyby zamiast Jerzego Brzęczka selekcjonerem został nie Paulo Sousa a Massimiliano Allegri. Na szczęście w innej piłce, ręcznej, Urusi nie są nawet w 10% tak dobrzy, jak Diego Forlan i jego następcy. Dlatego też Polacy na mistrzostwach świata ograli ich zgodnie z planem wysoko – 30:16.

Dwa punkty mogliśmy sobie już zapisać przed rozpoczęciem spotkania. No bo ciężko było spodziewać się, że chłopcy Patryka Rombla ulegną drużynie, która przegrała wysoko z Niemcami (14:43) i Węgrami (18:44). Selekcjoner też zdawał sobie sprawę z tego, że to mecz, w którym można dać odpocząć kilku chłopakom, dlatego na parkiecie nie pojawili się Piotr Wyszomirski, Przemysław Krajewski i Maciej Gębala.

Defensor DHfK Lipsk musiał być nieźle zdziwiony w pierwszej połowie, gdy z naszą obroną co chciał robił niejaki Maximo Cancio. Nie znacie chłopa? Spokojnie, my też nie. Dopiero po meczu spojrzeliśmy, że to 36-letni zawodnik mało znanej drużyny Balonmano Xuntura Base Oviedo. Natomiast z Polakami momentami poczynał sobie tak, jakby grał w THW Kiel. W ataku kiwał naszych z taką łatwością, jakby był Sandorem Sagosenem. Między innymi dzięki jego znakomitej postawie z przodu Urugwaj do przerwy przegrywał tylko 9:14. Wynik mógł być jeszcze bliższy remisu, ale w polskiej bramce znowu cuda wyczyniał Adaś Morawski, autor dziewięciu udanych interwencji.

W drugą połowę rywale weszli… jeszcze lepiej niż w pierwszą. Kiedy w 39. minucie zrobiło się zaledwie 16:13 dla biało-czerwonych, wielu kibiców mogło pomyśleć, że dziennikarze sobie z nich zażartowali pisząc o Urugwaju jako o outsiderach.

Na szczęście w tym momencie nasi odpalili. Grę ładnie ożywili dwaj debiutanci – środkowy Arkadiusz Ossowski i lewy rozgrywający Kacper Adamski, płocczanin nieco za słaby na grę w Wiśle, a przez to zapewne jeszcze bardziej chcący udowodnić, że potrafi. Dziś kilka razy ładnie rzucił, a gdy do tego dodamy niesamowitego Arka Morytę, który karne wykonuje jeszcze precyzyjniej niż Robert Lewandowski, staje się jasne, że ten mecz, mimo średniej długimi momentami gry, musieliśmy wygrać.

– Takie spotkania nigdy nie są łatwe. Człowiek nie zna zawodników rywali, nie wie czego się po nich spodziewać, choć oczywiście zdaje sobie sprawę, że jest faworytem. Nie rozmyślałbym nad tym meczem zbyt dużo. Wygraliśmy, jedziemy dalej, skupiamy się na Węgrach i Niemcach, to w starciach z tymi rywalami możemy wywalczyć awans do ćwierćfinału – podsumowuje w rozmowie z “Kierunkiem Tokio” Mariusz Jurasik.

Fot. Newspix.pl


Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze

Aktualności

Kalendarz imprez